środa, 29 stycznia 2014

Stres wprowadził się do naszego domu i zagościł na dobre. Ot taki nie proszony gość.
Landlord uruchomił koło machiny prawniczej. Będziemy musieli mocno powalczyć by nas nie zmiażdżyło. Momentami miałam wyrzuty sumienia, że gdyby mnie Reg nie spotkał na swojej drodze życia, oszczędziłby sobie wiele niepotrzebnego stresu. Przecież jestem Polką i moje dzieci też, co nie podobało się dla Landlorda, ponieważ to ja kategorycznie odmawiałam przeprowadzki do innego mieszkania. Dobrze wiedziałam, że nie byłoby to nic innego jak tylko stancja, cokolwiek by nie mówili i jakkolwiek bardzo słodzili i zachęcali super zabezpieczającymi nas umowami, i tak im nie ufałam.
Po pewnym czasie dostaliśmy pismo od ich prawnika w którym pisał swoim prawniczym językiem ble, ble, ble....  a najbardziej istotna informacja dla nas była taka, że mamy opuścić mieszkanie do pierwszego czerwca, czyli zostało nam nie wiele czasu, tylko miesiąc. Moja reakcja była łatwa do przewidzenia, miotałam się po mieszkaniu, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. 
-Jasne już się rozpędziłam! już lecę się pakować! niech mnie cmokną gdzieś, bo ja nigdzie się nie ruszam
Moi ukochani przyjaciele stres i gniew rozpanoszyli się w moim ciele, jak krowy na pastwisku penetrując każdy zakątek mojego wnętrza, to był koszmar! Wyobraźnia też mnie nie zawodziła, już widziałam obcych ludzi jak łażą mi po domu, i pakują nasze rzeczy, bo ja nie zamierzałam niczego nawet palcem tknąć.
Reg w między czasie wynajął prawnika z Oxfordu podobno był bardzo dobry w swoim fachu, prowadził wiele podobnych spraw, więc jakoś jaśniej zaczęłam patrzeć w przyszłość. Przesłaliśmy do niego otrzymane pismo nakazujące wyprowadzkę. Wkrótce przyszła odpowiedź, że taki nakaz opuszczenia mieszkania może wydać tylko sąd. To mnie trochę uspokoiło, bo nie wierzyłam by sąd, mógł nas skrzywdzić. Nie wiem dlaczego tak myślałam. Reg zgłosił o swoich kłopotach do Cancilu, to też wkrótce odwiedziła nasze mieszkanie wysłana przez nich młoda kobieta, która miała ocenić sytuację na miejscu. Była bardzo miła i wyrozumiała obejrzała całe mieszkanie, ogród i wypytywała o różne rzeczy. Pytała czy chcemy coś jeszcze powiedzieć, poza tym co już pytała? Oczywiście że chciałam, w końcu chciał mnie ktoś wysłuchać, no to pojechałam po całości, co mi na sercu leżało, jakby to była ostatnia chwila kiedy dopuszczono mnie do głosu. Pokazałam zdjęcia z remontu który sama osobiście zrobiłam w tym domu, znacie je ze wcześniejszego wpisu. Mówiłam oburzona-Zwierzęta u dobrego gospodarza mają lepsze warunki, a Landlord nigdy, nawet pędzelka nie zainwestował w to mieszkanie. Wykorzystywał człowieka przez kilkadziesiąt lat by usługiwał mu, a teraz chce go wystawić jak worek śmieci za drzwi! W naszym mieszkaniu miał (i ma) biuro swojego  biznesu, nigdy nie zapłacił grosza za wynajem, przecież płaciliśmy czynsze do niego i Cancilu, (okazało się, że płaciliśmy podwójnie). Korzystał z Rega prywatnego numeru telefonu, domowego jak i komórkowego, nigdy nie przyszło mu do głowy by zapłacić jakiś rachunek. Nigdy nie mogłam zrozumieć jak Reg mógł do czegoś takiego doprowadzić? Niestety taki stan rzeczy już zastałam, poznając Rega.
Moja czara goryczy przelewała się z każdym słowem, im bardziej zanurzałam się w bezwzględności i podłości Landlorda. Choć poklepywał po plecach i z uśmiechem pytał Rega, jak się ma, czy wszystko w porządku, i tak dalej, brzmiało bardzo miło i sympatycznie, a Reg pogodzony z losem tuptał wokół niego. Ja widziałam drugą stronę tego medalu.

Pani z Cancilu była lekko zszokowana tym co usłyszała, powiedziała coś co dodało mi sił, do tego by się nie poddawać a mianowicie, że jeśli nie chcemy nie musimy opuszczać tego mieszkania, mimo że dają nam inne, chroni nas prawo, chyba że dogadamy się jakoś z Landlordem i sami zechcemy zmienić lokum. Powiedziała też, by nie obawiać się sądów. To było to czego potrzebowałam usłyszeć. Pisma krążyły między prawnikami, a ja miałam dziwne wrażenie, że nasz prawnik sympatyzował ze stroną przeciwną. Wyczuwałam dużo  drobnych niuansów między wierszami, które przemawiały za tym, by poczuć, że coś z daleka śmierdzi. Zbyt często i gorliwie przekonywał nas do zmiany mieszkania, ponieważ Landlord oferował nam wspaniałe warunki jak twierdził, że nie mamy szans powodzenia w sądzie, a Cancil opowiada bzdury twierdząc, że jesteśmy chronieni i mamy prawo zostać w nim jak długo będziemy chcieli i tak dalej, i tak dalej...  Głuchy był na nasze argumenty, że nie odpowiada nam to lokum, że nie chcemy żadnego mieszkania, ani tego proponowanego, ani obecnie zajmowanego, ponieważ dawno nosiliśmy się z zamiarem wyjazdu na stałe do Polski. Chcemy by Landlord zrekompensował nam wszystkie remonty, materiały i instalację wody w łazience i w kuchni, za którą płacił Reg, a było to obowiązkiem landlorda i za wiele, wiele innych spraw które wypisaliśmy w jednym z pism do naszego prawnika. Podejrzewałam, że ich nawet nie czytał. Przekonałam się o tym, gdy z Regem osobiście złożyliśmy mu wizytę, uznając że dalsze pisanie nie miało sensu. My pisaliśmy o jednym, on pisał o zupełnie czymś innym, coś mi nie pasowało. Do spotkania  przygotowałam się bardzo starannie. Mówiłam np.
Z pisma takiego, a takiego, z dnia tego i tego w którym bardzo gorliwie zachęca nas pan, do przyjęcia mieszkania oferowanego przez Landlorda, bo jest tak nowoczesne w ogóle i w szczególe och i ach, a warunki umowy są dla nas bardzo korzystne, dalej pisze pan, że po przemieszkaniu dziesięciu lat, mieszkanie to zmieni status na naszą korzyść, bo takie jest prawo. Zapytałam dlaczego dotychczas zajmowane mieszkanie nie zmieniło statusu? nie dostałam odpowiedzi, jak i na wiele, wiele innych pytań np. Dlaczego Landlord chce nam zrekompensować 1500 funtów, tylko za kominek? ignorując całą resztę, bo tego nie rozumiem. 
Miałam wrażenie, że nie wie o czym mówię.
Szukał tych pytań w stercie papierów, co utwierdziło mnie, że miał gdzieś co do niego piszemy. Przymrużyłam oczy i bardzo intensywnie zaczęłam mu się przyglądać, chyba to poczuł, bo dziwnie zerkał na mnie. Do diabła to my mu płaciliśmy a nie on nam, miałam prawo oczekiwać czegoś więcej niż to co robił. Do tłumaczki która towarzyszyła nam podczas tego spotkania powiedziałam.
-Mam dziwne poczucie, że ten adwokat pracuje na dwie strony, proszę mu to przekazać.
Pani urzędniczka zrobiła wielkie oczy w których wyczytałam "jak śmiem!'' a powiedziała
-No wie pani to jest bardzo dobry prawnik z dwudziestopięcioletnim stażem, prowadził wiele takich spraw, na pewno wie co robi.
-Jasne, nie ujmuję niczego z jego wspaniałości i profesji, ale mam prawo powiedzieć to co czuję i właśnie tak odczuwam, więc proszę by pani mu to przekazała.
Trochę się tam wiła i gładziła, widać było po gestach i sposobie mówienia, bo nie rozumiałam słów których używała. W tym momencie bardzo żałowałam, że nie znam biegle angielskiego.   
Czasami z Regem mieliśmy wszystkiego dosyć. Koleżanki radziły bym odpuściła, bo i tak nie wygram, nie stać mnie na walkę z nimi. Na jego miesięczne dochody musiałabym pracować dwa lata! Głucha byłam na takie argumenty, mówiłam żeby sobie w buty wsadzili te swoje pieniądze. Jakoś wierzyłam w sprawiedliwość, byłam boso, ale w ostrogach! Koleżanki zaczęły obawiać się i ostrzegały mnie, że może mi  się coś przydarzyć, nie obchodziło mnie to, byłam zdecydowana ale nie wariatka! Odpowiadałam.
-Co mi mogą zrobić? nic.. mogą mnie tylko zabić i tylko tyle, nic więcej.
Wtedy stukały się w czoło i kręciły głowami, twierdząc, że jestem ryzykantka, ja im na to
-Dam radę!

Rok 2013 zapowiadał się kiepsko, albo jak kto woli, pełen wrażeń, nie tylko w Anglii ale i w Polsce. Już w lutym dostaliśmy z Polski SMS-em wiadomość.
-Mamuś ktoś chciał ci z kuchni przez piwnicę wynieść zmywarkę i zamrażarkę.
To jakiś żart pomyślałam, przecież nie mam piwnicy, przynajmniej takiej by można było do niej wejść! co jest grane. Natychmiast zadzwoniłam z pytaniem o co chodzi. Córka powiedziała.
-Wyślę ci na skypa zdjęcia, wszystko zrozumiesz.
W minutę później wszyscy siedzieliśmy przed monitorem komputera, w oczekiwaniu na to co miało nadejść.
Na to co zobaczyliśmy, wyrwało się tylko jedno:
-O ku.....! ja pie.......! 

Był to widok który nas zszokował, z tego ambarasu zbił się tylko jeden dzbanek, cztery szklanki i dwa kieliszki, choć kredens jak widać  rozsypał  się.

  W dolnym lewym rogu widać zamrażalkę, która najspokojniej w świecie dalej sobie pracowała.