poniedziałek, 25 lutego 2013

Czasami miałam wrażenie, że głowa pęknie mi z wielkim hukiem, od nadmiaru myśli. Gdziekolwiek byłam w jakimkolwiek miejscu w pracy, przed telewizorem, przy posiłkach, nawet podczas rozmowy łapałam
"zawiechę'' i nie umiałam się skoncentrować na tym co do mnie się mówi. Miałam niezły dylemat do rozwiązania. Znalazłam się w sytuacji w której nie powinnam się znaleźć, bo wcześniej, czy później ktoś będzie płakał. Jasny gwint! dlaczego do tego dopuściłam? Stałam na rozdrożu, wystarczyło zrobić krok w jedną lub druga stronę i po sprawie, problem w tym, że nie chciałam popełnić błędu, stąd ta pękająca głowa. Z jednej strony Mirek i moje dotychczasowe życie, pełne wyzwań i walki. Z drugiej zaś, wizja lepszego życia. Zawsze istniała obawa, że wizja pozostanie tylko wizją nie miałam już osiemnastu lat i wiosny w głowie, musiałam rozważać i taką możliwość.
Kurcze! z Mirkiem przeżyłam prawie trzydzieści lat, złych i dobrych chwil. Pobraliśmy się z miłości, tego się nie zapomina, mimo wielu przepłakanych nocy. Niczego nie potrzebowałam od niego, poza jednym by przestał pić!!! tylko tego....
Wiele razy słyszałam wypowiedzi specjalistów, że kobiety uzależniają się od wyidealizowanej miłości i pielęgnują w pamięci coś, czego już dawno nie ma. Chyba coś jest w tym na rzeczy.
Może, ja też powinnam przewietrzyć półki w mózgu i poukładać nowe wartości, wpuścić trochę światła, by spojrzeć, na te resztę życia jakie jeszcze mi pozostało, przez różowe szkiełko. Nie wiem, chyba nie jestem jeszcze na to gotowa. Nie chciałabym by ktoś płakał przeze mnie. Dlaczego to takie trudne?...

Reg pojawił się w moim życiu, jakoś tak nawet nie wiem jak to określić. Nie był wizualnie atrakcyjny, ot normalnie starszy pan, nie zwróciłabym na niego uwagi przechodząc ulicą. W swoim życiu miał kilka partnerek, ale żadnej nie założył obrączki, tak więc był wolnym facetem, który dorobił się syna Danego, po romansie z mężatką. Dany ma już trójkę swoich dzieci i utrzymuje bardzo dobre kontakty z ojcem.
Reg okazał się mężczyzną zupełnie innym od tych których znałam. Im bardziej go poznawałam, tym większym darzyłam szacunkiem. Jemu naprawdę wystarczało to, że byłam obok. Czasami dłużej przytrzymał za rękę i jakoś tak dziwnie patrzył mi w oczy, a mi przebiegały ciarki po plecach. Kurcze, chyba odzywała się we mnie zwykła baba, cierpiąca na deficyt uczuć i co gorsze nie czułam się winna, przecież miałam męża ale z drugiej strony, niczego złego nie zrobiłam, bo jak do tej pory nie przekroczyłam jeszcze granicy przyzwoitości .

Rega kwiaty w ogrodzie
                                                   

A oto i Reg ze swoją fajką

Siedząc w jego ogrodzie opowiadał o swoich kwiatach, które zakwitały jakoś wyjątkowo, kwitły tylko jedną noc. Potrafił zatrzymać auto, gdzieś na poboczu i powiedzieć coś takiego
- Zobacz jakie piękne kwiaty tam rosną. Niesamowite!
Widziałam w jego sercu tyle, piękna i romantyzmu prawie na każdym kroku. Pokazywał mi gdzieś w niebo, tłumacząc coś o gwiazdach, choć i tak nie wiele "łapałam'' o co tam chodziło ale słuchałam jego głosu, pięknego barytonu, i mogłam się zakochać w tym głosie UPS... aromat z jego fajki, który rozsiewał się wokół, tworząc swoisty klimat, też działał inaczej, nie śmierdział jak papieros, ale pachniał. Wtedy włączała mi się wyobraźnia. Widziałam go w westernowej scenerii, jako trapera siedzącego z fajka gdzieś na tarasie, w promieniach zachodzącego słońca, w tle galopujące z rozwianymi grzywami dzikie mustangi..., ja to mam wyobraźnię ha ha ha. Nadawaliśmy na tych samych falach. Fascynują go Indianie i tak w ogóle "dziki zachód'' tak samo jak mnie, podobają nam się te same rzeczy, to trochę dziwne...
Czasami mówił tym swoim głosem
- I love you baby 
Czułam się jak w filmie Angielskim, nawet mu o tym powiedziałam, wtedy on na to "to nie film, to prawda'' Widział moje zakłopotanie, bo co, niby miałam mu odpowiedzieć, ale i wtedy łatwo wyprowadził mnie z zakłopotania mówiąc
- Don't worry baby 
I po prostu szedł robić kawę.

Po powrocie Marty z Polski, w krótkim czasie okazało się że jest w ciąży, nie chciała rodzić w Anglii więc, wróciła do kraju by tam urodzić i założyć z Krzyśkiem rodzinę. Dałam im górną część domu, by tam się zagospodarowali. Niestety oni, też nie wytrzymali z Mirkiem i wyprowadzili się na stancję. Naprawdę zaczynałam dostawać depresji, nic mnie nie cieszyło, z byle powodu chciało mi się płakać, każda drobnostka urastała do Mont Everestu. Dzwoniłam do córek mówiłam, że wpadłam w dołek psychiczny i nie mogę, sobie sama z sobą poradzić, że mam już dość wszystkiego. Dom, który miał tętnic życiem i radością jest pusty! dzieci odeszły został tylko Mirek z butelkami, traciłam wszystko o czym marzyłam i to ścinało mnie z nóg. Prowadziłam z córkami długie rozmowy, licząc na poprawę mojego nastroju.
Reg widział, że coś się dzieje ale nie mówiłam mu o co chodzi, bo i po co i tak nie był w stanie mi pomóc. Próbował odczytywać po moim sposobie mówienia i minach, czasami udawało mu się zgadnąć, choć nie rozmawiał po polsku, to jednak dużo rozumiał.
Po jakimś czasie zadzwoniła do mnie Dorota
- I co mamo siedzisz jeszcze w tych okopach, czy już wylazłaś? 
Tak mnie to rozśmieszyło, że nie mogłam przestać się śmiać. I tym jednym zdaniem naprawdę wyciągnęła mnie z "okopów'' Przeszło mi.

Święta Wielkanocne zbliżały się milowymi krokami. Pomału zaczęłam pakować się do domu. Wiedziałam co mnie tam czeka, nie było to nic miłego. Choć nie przypuszczałam, że aż tak bardzo.




piątek, 22 lutego 2013

Grudzień był miesiącem kwarantanny na polu campingowym. Oznaczało to, że caravany tam znajdujące się, musiały wynieść się gdzieś na jakieś czas, w inne miejsca do tego przeznaczone. Było to naprawdę uciążliwe dla ludzi tam mieszkających. Duże były kłopoty ze znalezieniem wolnego miejsca na innym polu campingowym. U Rega na tak zwanym "polu marchewkowym''. Nie mam pojęcia kto wymyślił, taką dziwną nazwę, przecież nie było tam żadnych marchewek! mogło zostać zaledwie kilka caravanów. Mój camping ma się rozumieć, znalazł tam miejsce. Napisałam "mój'' bo w między czasie mimo, że mieszkałam już u niego, Reg wykupił go dla mnie od poprzedniego właściciela, By zmniejszyć koszty utrzymania, i nie trzeba było płacić za wynajem. Dlaczego właściwie piszę o tym? Bo właśnie wtedy wydarzyło się coś, o czym muszę wspomnieć. Opisywałam już moje, wcześniejsze, nie miłe doświadczenie z Barbarą. Byłam trochę zaskoczona, gdy zobaczyłam w drzwiach Gosię B. i Barbarę R. Przyszły do mnie z prośbą i zapytaniem, czy pozwoliłabym zamieszkać im w moim caravanie, ponieważ nie miały gdzie się podziać. Nie ukrywam, że przebiegła mi myśl, by dać odczuć Basi jak to jest, gdy wyląduje się na ulicy, bez poduszki pod głową, tak jak Ona zgotowała mi taki los. Za taką myśl, natychmiast skarciłam samą siebie "co ze mnie za człowiek"?. -Jasne nie ma sprawy, przecież łóżko moje i Marty jest wolne, możecie z niego skorzystać.
Ucieszyły się
-Chodź z nami do Stasi i powiesz jej, że możemy na Twoim miejscu zamieszkać przez miesiąc
Wyraźnie obawiały się jej reakcji. I miały rację! Stasia była bardzo nie zadowolona ze współlokatorek, wygodnie było mieszkać samej. Nie chcę opisywać ostrej wymiany słów, rozmowa nie była przyjemna ale i tak jej nie odpuściłam, miałam to gdzieś, że jej się to nie podoba, przecież nie mogłam zostawić dziewczyn na ulicy!!! Powiedziałam tylko...
-To moje łóżko i moja pościel i to ja będę decydowała, czy ktoś będzie w nim spał, czy też nie!
Moje relacje ze Stasia bardzo się popsuły, była obrażona na maksa. Od tego czasu przestałam dopłacać za caravan. Miała już dosyć dużo pracy, uznałam że sama sobie musi poradzić  "sprzątała w prywatnych domach''. Nie odzywała się do mnie przeszło ROK! udawałyśmy, że się nie znamy, to jakieś chore! do dziś słyszę jej słowa cedzone przez zęby:...
-"Nienawidzę Polaków! Jakbym widziała leżącego na ulicy, to bym kopnęła i poszła dalej! Ja mam przyjaciół anglików''
Nie potrafię tego pozbyć się z głowy. Tego i wiele, wiele innych obrzydliwych słów. Ale dosyć o niej bo bym musiała poświecić jej cały rozdział. Za to Barbara zmieniła się bardzo, stała się miła, pomocna w każdej chwili. Nigdy nie zapominała i nadal nie zapomina o moich urodzinach, imieninach czy Świętach.
Nie potrafi przyjechać z jednym prezentem, ale zawsze ma kilka drobiazgów, dla mnie i moich wnuków a czasami dla którejś z córek. Choć protestuję przeciw jej prezentom, to jednak wyraźnie sprawia jej to przyjemność. Dzwoni i pisze SMS-y dosyć często, by dowiedzieć się co słychać? Nigdy więcej nie usłyszałam z jej ust, niczego co sprawiłoby mi przykrość, wręcz odwrotnie same ciepłe i miłe słowa.
Nie do wiary nie wiem co się jej stało?. Chyba zadziałała magia powiedzenia "Jeśli ktoś rzuci w Ciebie kamieniem, Ty oddaj chlebem'' inaczej nie umiem tego wytłumaczyć.

Nadszedł termin przylotu moich dzieci do Anglii. Pojechałam z Reg-em na lotnisko by ich odebrać.
Nie posiadałam się z radości. Był to ich pierwszy lot samolotem, byłam ciekawa jakie odnieśli wrażenia. Bardzo chciałam pokazać moim dzieciom, wszystko to co najpiękniejsze na tej ziemi. Wiadomo marzenia brutalnie rozbijają się o fundusze, jak fale  o twarde skały. Reg znowu chciał spełniać rolę falochronu. Ochronić przed rozbiciem, choć namiastkę moich marzeń. Zaprosił nas na wycieczkę do Windsor, gdzie przeogromny zamek zrobił na nas naprawdę duże wrażenie. Oczyma wyobraźni widziałam w komnatach i na holach, spacerujące damy w cudownych sukniach, rycerzy, królową. Miałam wrażenie, że wszystkie oczy z portretów wiszących na ścianach patrzą na mnie, byłam zachwycona! Reg też był szczęśliwy, widziałam to po nim jak się uśmiechał.

Windsor


Windsor Dorota z mężem i dzieciaczkami

Sebastian  w   Windsor


Windsor

Święta przygotowaliśmy według Polskiej tradycji. Udekorowałam dom, stanęła żywa choinka i nawet Mikołaj przyszedł. Na stole, też niczego nie zabrakło. Do Iwony i Piotrka dojechała jeszcze ich babcia.
Oj było gwarno, dziewiątka Polaków i jeden Anglik!
Najtrudniejszy moment nastąpił przy składaniu Życzeń Świątecznych. Podeszłyśmy do siebie z Dorotą, zaczęłam mówić pierwsze słowa do niej i córek, które zostały w kraju, chciałam je później w postaci filmu przekazać do Polski. Nie dało rady!...  Łzy tak moje, jak i Doroty pociekły niekontrolowanie a szloch wyrwał się z gardeł. Wszyscy obecni zaskoczeni tym co się stało, patrzyli zdezorientowani. Tylko myśmy wiedziały jak bardzo nam zabrakło, tych którzy zostali w Polsce. To bolało! Musiałam zadbać by więcej taka sytuacja się nie powtórzyła. Choćby o chlebie i soli ale razem. Jak do tej pory udaje się nam zasiadać razem do wigilijnego stołu. I to jest piękne. Zapalam wtedy tysiące światełek w domu i ogrodzie, tworzę magiczny świat. Wciąż siedzi we mnie dziecko! mimo wieku. Wszystko co dobre szybko się kończy, minęły Święta, Sylwester i czas było rozstać się z Dorotką i jej rodziną, znowu zrobiło się smutno, na dodatek doszły mnie wieści, że Agnieszka wyprowadziła się z domu na stancę, nie chciała dłużej mieszkać tam, gdzie królowała butelka, a Ona sama starała się schodzić tacie z oczu. Źle się działo.

Dekoracja w domku przed Świętami

Stroik na stół, wykonany własnoręcznie 

Składanie życzeń Świątecznych radość i smutek w jednym

To trzeba przycupnąć na kolanku Mikołaja

Dorotka odbiera prezent

Po lewej Dorotka z Piotrem i Iwonką

Oj kolacja smaczna była widać doskonale, po wypchanym policzku


poniedziałek, 18 lutego 2013

Po publicznym wyznaniu miłości Rega do Polki, która właściwie mało go rozumiała wywołało sensację. Czułam się trochę zażenowana, tym bardziej, że stałam się tematem numer jeden, wśród rodaków tam mieszkających. Nie miałam na to wpływu. Wiedziałam, że wcześniej czy później taka informacja dotrze do mojego męża, choćby od mojej współlokatorki, czułam to wyraźnie! przecież  miała ,"asa'' w rękawie, widziałam błysk w jej oku, jeśli by było coś nie tak między nami. Postanowiłam powiedzieć Mirkowi o wszystkim sama. Tym sposobem chciałam wytrącić kamień z ręki, tym wszystkim, którzy chcieliby zabłysnąć sensacją! przed moim mężem. Reg okazał się dżentelmenem, zachowywał się całkiem normalnie, nie robił mi głupich propozycji, ani nie stwarzał nie odpowiednich sytuacji. Był serdeczny i opiekuńczy. Nie byłam przyzwyczajona do tego, by ktoś mną się opiekował. Czułam się zażenowana, to zazwyczaj ja opiekowałam się kimś, a nie odwrotnie.

Rozmowy telefoniczne z córkami w Polsce, nie przynosiły dobrych wieści. Niestety Mirek wrócił do  nałogu. Pieniądze które wysyłałam na remont, szły zupełnie gdzie indziej!. Agnieszka rozważała wyprowadzkę z domu, na stancję. Nie dawało się mieszkać razem z ojcem pod jednym dachem. W tej sytuacji zdecydowałam się by pojechać do domu i porozmawiać z mężem. Przecież daliśmy sobie szansę na szczęśliwy dom! podnoszony z trudem jak i finansowym tak i uczuciowym, a on zwyczajnie zaczął wszystko niszczyć. Coraz trudniej było mi to znosić, tym bardziej, że poznałam już smak spokoju. Do polski pojechałyśmy obie z Martą, która nie chciała zostać sama w Anglii. Miała to być krótka podróż, i wtedy postanowiłam że powiem Mirkowi o Reg-u. Nie pamiętam po której już kolejnej kawie powiedziałam:
- Wiesz muszę Ci coś powiedzieć - popatrzył na mnie wyczekująco
- Jest ktoś kto publicznie wyznał, że się we mnie zakochał, na razie nic mnie z nim nie łączy, poza tym że pracuję u niego.
- I ty tak zwyczajnie mi o tym mówisz? 
- A dlaczego nie? wcześniej czy później i tak byś się dowiedział, lepiej jak sama Ci to powiem 
- Kto to jest?
- Brytyjczyk dużo starszy ode mnie, ma na imię Reg i jest managerem tam, gdzie mieszkam
- No i co mam teraz powiedzieć?
- Co sobie chcesz, mam to gdzieś, czy Ci się to podoba czy nie, wiele rzeczy mi się nie podoba z tego co ty robisz, i ja muszę z tym żyć!
- No dobra, a jak Ci zaproponuje byś z nim została, to co zrobisz?
- Nie proponował,więc nie myślałam a jak zaproponuje to się zastanowię co zrobię.
- Bo ja bym został! wyciągnąłbym od starego ile się da i już! ale mam nadzieję że Ty nie zostaniesz, bo masz tu dzieci - jak to usłyszałam to z wrażenia szczęka mi opadła, dosłownie. Patrzyłam na niego i zastanawiałam się czy ja go tak naprawdę znam?! w tym momencie miałam duże wątpliwości
- Nie rozumiem tego co mówisz??? Ty byś został, ale ja nie, bo mam dzieci? a Ty ich nie masz?! Ty się lecz, jesteś nienormalny.
Skończyłam z nim rozmowę, nie widziałam sensu dalszego dialogu, jak widać "spłynęło'' to po nim, czy kogoś mam czy też nie, byle były z tego pieniądze, to jakaś paranoja, wódka chyba mu mózg zlasowała.
Zagroziłam mu, że jeśli nie przestanie pić, to ja przestanę wysyłać pieniądze, nie po to tak ciężko pracuję, by on miał za co pić. Skoro ja mogę stać na rusztowaniu i zbijać tynki, to on też może iść do pracy i będzie nam łatwiej. Oczywiście zaczęły się pyskówki i przepychanki słowne, nic miłego! Dobrze, że zaraz miałam wyjeżdżać, bo bym zwariował.

Po powrocie do Anglii tak rozbolał mnie ząb, że mój policzek zwiększył swoją objętość dwukrotnie, a ja nabijałam kilometry maszerując tam i z powrotem. Od tabletek przeciw bólowych miałam już mdłości i zawroty głowy. Reg przychodził co chwilę z jakimiś medykamentami by mi ulżyć. Chociaż od pierwszej chwili uznał że muszę skorzystać z pomocy stomatologa. Nie chciałam się na to zgodzić, dla mnie był, to za drogi interes, wolałam pocierpieć "przecież wiecznie nie będzie mnie bolało, kiedyś w końcu przestanie'' pocieszałam samą siebie. Reg nie odpuszczał przekonywał, że muszę iść do dentysty, a ja uparcie mówiłam nie... i nie!. Miał taką zbolałą minę jakby to jego bolał ząb. Co na niego spojrzałam, na tę jego minę, to myślałam że parsknę śmiechem, mimo bólu byłam wstanie roześmiać się chowając twarz w poduszkę.
W końcu zniknął gdzieś. Nie trwało to jednak długo, jak wrócił i oznajmił, że obdzwonił kilka gabinetów stomatologicznych i w jednym z nich umówił mi wizytę za godzinę.
- O nie! nigdzie nie idę! - zapierałam się jak osioł.
Na nic zdał się mój upór, w momencie kiedy już koleżanki "wsiadły'' na mnie, że zachowuję się jak jak rozkapryszona gówniara. Ups! a to coś nowego umiem kaprysić ha ha, dla świetego spokoju powiedziałam tylko.
- Dobrze już, dobrze idę!!!
Pojechały nas cztery osoby! Reg ja, moja córka i Piotrek jako tłumacz, bym mogła dobrze zrozumieć się z dentystą. Komicznie to wyglądało, cała banda z jednym bolącym zębem ha ha! Suma summarum dostałam antybiotyki, by pozbyć się opuchlizny, a później rwanie zęba brrr. Za tę całą zabawę zapłacił Reg, ja byłam lżejsza o bolącego zęba, a On o 150 funtów.

Mijały kolejne dni, Reg zaproponował mi, bym zamieszkała u niego razem z Martą, oczywiście! bez żadnych zobowiązań w pokoju, który miał wolny. Nie płaciłabym za wynajem, i tym sposobem mógłby mi  po raz kolejny pomóc. Nie mogłam się zgodzić, choćby dlatego, że Stasia zostałaby sama w campingu, i ciężar opłat zostałby tylko na niej, nie byłoby to fer, więc odmówiłam. Po jakimś czasie Reg znowu ponowił propozycję, ale tym razem po przedyskutowaniu z córka, byłam skłonna przeprowadzić się do tego pokoju. Jednak  postanowiłyśmy, że będziemy płaciły za camping tak jak byśmy mieszkały tam nadal. Tym sposobem nie zostawimy Stasi samej z opłatami, a i my w razie czego, będziemy miały dokąd wrócić (w ten sposób płaciłyśmy około czterech miesięcy, nie mieszkając tam). Zabrałyśmy najpotrzebniejsze rzeczy i zamieszkałyśmy u Rega. Po jakimś czasie wprowadził się do niego także Piotrek. Zajmował pokój tuż obok jego sypialni na górze, a ja z Martą w pokoju na dole. Zrobiło się całkiem wesoło. Do Piotrka dołączyła jego żona Iwona z synem Adrianem, którzy przyjechali z Gdyni, tym sposobem było nas już pięcioro Polaków i jeden Anglik, na nudę nie mogliśmy narzekać.
Zbliżały się Święta Bożego Narodzenia. Czas przygotowań i gorączka  zakupów ogarniała wszystkich. Od niemal trzydziestu lat!!! po raz pierwszy miałam spędzić je z daleka do domu. Marta też poleciała do Polski. Ja niestety nie mogłam, pracowałam, już w firmie i nie miałam wolnego. Chodziłam zamyślona i chciało mi się płakać. Reg widział, że jest coś nie tak, powiedziałam mu, że jest mi przykro, ponieważ  będę sama podczas Świąt, zabraknie mi moich dzieci. Nie spodziewałam się takiej Jego reakcji, powiedział
- To zaproś ich niech przyjadą do Anglii - Zrobiłam wielkie oczy, chyba sobie żartuje! ale On jak najbardziej mówił poważnie! W tamtym czasie mogła przylecieć, tylko Dorotka z mężem i  dwójką dzieci  Adasiem i Szymonkiem, były to przecież cztery osoby! koszt biletów mnie przerastał! Reg powiedział
-Nie martw się biletami, chcę byś była szczęśliwa.
Następnego dnia kupił cztery bilety na samolot, dla moich dzieci.



niedziela, 3 lutego 2013

Prace przy remoncie szły nadspodziewanie dobrze. Czasami pracowałam po dziesięć godzin, nie mogłam sobie pozwolić na rozwalenie komuś mieszkania i ciągnąć pracę przez rok!  Pewnie zarobiłabym dużo więcej, ale nie umiałabym z tym spokojnie spać.

W Polsce nie było mnie od  kilku miesięcy, więc bardzo chciałam tam pojechać. Wykombinowałam sobie, że pojadę pod koniec czerwca, bo właśnie wtedy moja najmłodsza córcia  Marta kończyła szkołę, będę  mogłam zabrać ją z sobą do Anglii. W campingu miałam szerokie spanie, zmieścimy się obie bez problemu. Podzielę się z nią moimi szafkami i będzie okej! Stasia nie stawiała sprzeciwu, by Marta wprowadziła się do nas, opłata za camping dzieliła się wtedy na trzy osoby, można było więcej zaoszczędzić. Choć dla mnie opłata wzrosła, przecież musiałam płacić za córkę, do czasu dopóki nie znalazłaby jakiejś pracy. Powiedziałam dla Rega o swoich planach wyjazdu do Polski, przecież remont nie był jeszcze ukończony, ale na tyle już posunięty bym mogła pozwolić sobie na krótka przerwę. Kupiłam dla wszystkich prezenty, dla wnuków tyle zabawek, ile tylko mogłam udźwignąć!  Szczęśliwa zaopatrzyłam się w bilet na autobus do Olsztyna.  Z radości dostałam takich skrzydeł, że myślałam, że do Polski pofrunę szybciej przed autobusem.
Reg widząc moją radość zaczął obawiać się, że więcej do Anglii nie wrócę. By mieć pewność, że tak się nie stanie, kupił dla mnie i córki bilety powrotne na samolot. Niby po to bym nie traciła czasu na długą podróż, która miała trwać około trzydziestu godzin! Piszę ,,niby'' bo ja wyczuwałam coś innego! widziałam w jego oczach podziw i szacunek nie byłam pewna co jeszcze. Mogłam odmówić przyjęcia biletów, ale przygoda z samolotem za bardzo mnie kusiła, nie umiałam sobie tego odmówić obiecałam, że jak tylko wrócę odpracuje kupione przez niego bilety.

Podróż do Polski naprawdę trwała długo! Moja radość, ale też niepewność rosła z każdym kilometrem. Nie wiedziałam czego mogę się spodziewać po kilku miesiącach nieobecności. Cokolwiek bym zastała ,nie ważne jechałam do domu, i tylko to się wtedy liczyło.
Gdy już stanęłam przed drzwiami domu, nie wierzyłam własnym oczom w to co zobaczyłam, a był to ogromy napis zaczepiony nad drzwiami ,,WITAMY W DOMU'' nawet mąż kupił mi kwiaty!!! Było mi bardzo miło, na tym nie koniec niespodzianek, po wejściu do domu zastałam, zastawiony stół i córki donoszące gorące dania. Byłam pod ogromnym wrażeniem i wzruszona do granic. Czułam się jak królowa! to było piękne.

Pobyt w domu zaspokoił moja tęsknotę, która już bardzo dawała mi się we znaki, czułam się o wiele lepiej. Całusy i uściski moich wnucząt rekompensowały wszystko!
Po niezbyt fortunnym rozstaniu z Mirkiem, przed moim wyjazdem do Anglii, teraz zachowywał się jak gdyby nigdy nic się nie stało, może to i dobrze. Choć nie omieszkał zrobić mi wyrzuty, że za mało jemu pieniędzy  wysyłam! Tłumaczyłam, że nawet w Anglii pieniądze nie rosną na drzewie, trudno mi je zarobić. Mało go to obchodziło, po to tam pojechałam by wysyłać kasę do domu. Takie stawianie sprawy strasznie podnosiło mi ciśnienie! Wizyta w Polsce szybko dobiegała końca. Córka zaliczała jeszcze ostatni egzamin i prosto z sali egzaminacyjnej pojechałyśmy z Marty chłopakiem (była już po zaręczynach z nim) na lotnisko w Warszawie. Obie byłyśmy pod ogromnym wrażeniem pierwszego lotu!. Słyszałam różne opowieści na temat startu i lądowania, jakich ludzie doznają dolegliwości i tak w ogóle cuda nie widy, byłam ciekawa własnych odczuć. Zajęłam miejsce przy oknie, by niczego nie przegapić. Patrząc w okno, zaraz przed oczyma stanęła mi scenka, mnie samej siedzącej przed caravanem, tęsknie patrzącej w niebo na białe ścieżki samolotów. Nie do wiary!!! teraz siedziałam w jednym z nich, co za uczucie!... Samolot zaczął kołować, ustawiać się na pasie startowym. Przylepiłam czoło do małego okienka, obserwowałam każdy ruch jaki wykonywał. Byłam pod ogromnym wrażeniem siły, jaka drzemie w tym ogromnym żelastwie, które bez trudu mogło unieść się lekko jak ptak. Wgniecenie w fotel trochę większy huk i poszedł w górę, kurcze ja lecę! pomyślałam teraz nie ma odwrotu, albo wyląduję szczęśliwie, albo spadnę. Domki malały a ja wznosiłam się coraz wyżej i wyżej, aż nagle mogłam oglądać chmury z drugiej strony, miałam je pod sobą, widok do złudzenia przypominał, ogrom śnieżnej krainy z górami i dolinami! nad samolotem słońce w pełni i jak okiem sięgnąć błękit nieba, normalnie BAJKA!. Zanurzyłam się marzeniami w tych lśniących od słońca puchowych górach śniegu i odleciałam w piękniejszy świat. Moje wewnętrzne akumulatory zachłannie ładowały zapas pozytywnej energii i spokoju. Nim obejrzałam się trzeba było już lądować, ten manewr wyrwał mnie z mojej bajki, co jakiś czas czułam żołądek w gardle fuj, co chwila be.... nie było już tak miło jak podczas startu. Wymyśliłam swoją własną modlitwę, którą zawsze powtarzam kiedy tylko lecę samolotem (później latałam wiele razy)
,,Panie Boże i wszystkie duchy opiekuńcze, pozwólcie nam wszystkim bezpiecznie wylądować. Nam i wszystkim samolotom obecnie lecącym i tym które wystartują, proszę miejcie nas w swojej opiece'' 
Takie moje gadanie z zaświatem ...
Cała procedura z odprawą, też miała swoją magię.
Na lotnisko przyjechał po nas Reg, był tak szczęśliwy, że uśmiech prawie nie schodził mu z twarzy. Złapał mnie za rękę jakby chciał się upewnić że naprawdę jestem! Spojrzałam na Martę, ona na mnie i zaczęłyśmy się śmiać. Poza tym gestem nie było absolutnie żadnych innych, to mnie bardzo uspokoiło, bo nie znoszę niezdrowych sytuacji. Odwiózł nas do campingu.
Na caravan-owie mieszkała spora grupka Polaków i to z naszego miasta. Jako że Marta wjechała nowa, należało zintegrować się z pozostałymi. Miałyśmy już dopięty do campingu, duży ładny  namiot było gdzie pomścić gości. Zorganizowałyśmy więc małe przyjęcie, takie trochę biwakowe warunki, ale okres letni, ciepło, czuliśmy się jak na wczasach pod namiotem super. Chciało mi się żyć nie byłam już sama, była ze mną córka i to dodawało mi skrzydeł.
Wypadało zaprosić na przyjęcie Rega, przecież nadal pracowałam u niego i byłam mu wdzięczna za jego pomoc. Wszyscy stawili się uśmiechnięci. Było naprawdę super!

Moja córka Marta, właśnie podczas opisywanego przyjęcia

Po pewnym czasie głośno odezwał się Piotrek, który siedział obok Rega po przeciwnej stronie stołu
- Teresa, Ty wiesz co on mi powiedział?
- Niby skąd mam to wiedzieć !???
- Prosił by ci to przetłumaczyć- Piotrek znał świetnie język angielski a ja byle jak tyle o ile, by się jakoś dogadać
- No to dawaj! co powiedział - zaczęłam się śmiać
Piotrek to niezły aktor, zawsze przed powiedzeniem czegoś ważnego budował atmosferę, w bezruchu patrzył jakiś moment w oczy i znacząco milczał, dopiero później jak już widział rosnące napięcie zaczynał mówić
- Reg powiedział, że zakochał się w Tobie- znowu postanowił milczeć przez chwilę, zadowolony z efektu jaki osiągnął, bo nam wszystkim dwukrotnie powiększyły się oczy.
- Prosił bym Ci to powiedział, ale Ty masz się tym nie przejmować, to jego problem i on sobie z nim poradzi. Chciałby Ci jakoś pomagać, oczywiście bez zobowiązań mówił, że przyglądał Ci się już od jakiegoś czasu i wyczuwa, że nie miałaś łatwego życia. Wie że masz męża, ale będzie szczęśliwy jak będzie mógł Cię widzieć.
Nastała cisza, a po chwili wow!!!
- Ale Ci się Teresa trafiło, przy wszystkich wyznał Ci miłość!
- No nie wiem czy to śmieszne?! ha ha ha ... i co niby mam się cieszyć???
- Co się martwisz?! to jego problem tak powiedział!
- Wolałabym tego nie usłyszeć, to nie jest zabawne!
- A pamiętasz? jak Ci kiedyś mówiłam?! - Irenka nie omieszkała, przypomnieć mi swoją przepowiednię -że ten dom remontujesz dla siebie?
- Zmieńmy już temat, nie chce o tym mówić! kto opowie kawał? ...
Cholera!!!!... mało mam jeszcze kłopotów!?! Po co to mówił? Doceniam jego szczerość i otwartość, ale to właśnie ona, zawisła cieniem nad moją głową!