piątek, 15 sierpnia 2014

Witam Serdecznie wszystkich czytelników śledzących mojego bloga.
Dzisiaj zwracam się do was z gorącą prośbą o Waszą pomysłowość. 

Wiem i zdaję sobie sprawę, że na kolejne wpisy do '' Tereski nie płacz'' trzeba zbyt długo czekać, a to dlatego, że historia dzieje się niemal na gorąco.
Planuję dodać jeden, może dwa wpisy i zamknąć ten cykl, jako część pierwszą. Oczywiście nie oznacza to, że losy Teresy i jej przygoda z życiem zniknie, wręcz  przeciwnie zostanie wzbogacona o losy i przygody spotykanych i poznawanych przez nią ludzi. Może być interesująco i zabawnie.
Moja prośba to Wasze pomysły na TYTUŁ do drugiej części, bo jakoś nic mi nie przychodzi do głowy. Chętnie skorzystam z Waszych propozycji, na pewno któryś mi się spodoba.
Serdecznie proszę o wpisywanie proponowanych tytułów w komentarzach bloga, lub na facebook. Będę niezmiernie wdzięczna.

Część pierwszą '' Tereska nie płacz''  planuję wydać w formie książkowej. Jeśli tylko uda mi się znaleźć na nią fundusze. Wiele osób woli czytać z kartek, ja sama wolę czytać książki, nie ma to jak szelest papieru.  Tym bardziej jestem Wam wdzięczna, za Wasze zainteresowanie i śledzenie przygód w formie elektronicznej. DZIĘKUJĘ !

Dla ciekawości trochę Statystyki:
Blog istnieje już dwa lata i pięć miesięcy. Zainteresowanie wciąż nie słabnie. To miłe i przekonuje bym pisała dalej. Do dnia dzisiejszego, czyli 15 sierpień 2014r. jest 38041 wejścia z bardzo wielu krajów.
Podaję pierwszą dziesiątkę:


Polska- 16673 
Stany Zjednoczone- 13693
Wielka Brytania- 3752
Rosja- 990
Niemcy- 869
Francja- 275
Irlandia- 158
Belgia- 124
Indonezja- 116
Holandia- 98







wtorek, 12 sierpnia 2014

W pierwszym momencie, gdy tylko dotarła do nas wiadomość, o tym co się stało w naszym domu zaniemówiliśmy, lecz tylko na chwilkę, ponieważ natychmiast powstała pełna mobilizacja i jeszcze tego samego dnia wszyscy byliśmy w drodze do Polski. Piszę w liczbie mnogiej, ponieważ Agnieszka z mężem i wnuczką, ruszyli na osiecz kłopotom. Ich mieszkanie, również uległo zniszczeniu, pokój Klaudii, który znajdował się tuż za ścianą mojej kuchni, łazienka i korytarzyk, nadawały się tylko do remontu. Trzeba było zaczynać wszystko od początku. Nie wiedzieliśmy czy mamy płakać, czy też śmiać się. Wybraliśmy drugą opcję, bo cóż nam po płaczu? dziura powstała w wyniku zawalenia sama się nie załata, trzeba było zakasać rękawy i do roboty. Jak to często u nas bywa, puściliśmy wodze naszych wariackich fantazji, gdy w którymś momencie padło hasło, że jeśli jest już dół, to może zrobimy sobie basen w domu. Było przy tym, dużo śmiechu, gdy z każdym zdaniem dobudowywaliśmy historię basenu, i scenki taplającej się w wodzie rodzinki. Powinnam chyba kiedyś pokusić się na spisanie tych naszych durnych pomysłów, które ze śmiechu powalają nas na kolana. Tak naprawdę rozbawiła nas wszystkich reakcja Doroty, która mieszka w Bartoszycach. Co, jak co, ale nasza Dorotka lubiła sobie z rana poleżeć w łóżeczku, gdy usłyszała w telefonie sygnał poczty elektronicznej, niespiesznie otworzyła wiadomość w postaci zdjęcia, które przesłała jej  Marta.
-Co to kur... jest!? - patrzyła próbując rozszyfrować obrazek. Gdy dotarła do niej wredna, ale prawdziwa świadomość co się stało, ubrania właściwie same na nią wskoczyły i po sekundzie była już w drodze do Sępopola gotowa do działania. Dopiero na miejscu gdy trochę ochłonęła spostrzegła, że ma na sobie pidżamę! jak to się stało, że jej nie zmieniła, nie miała pojęcia, żeby było śmiesznie przechodziła w niej, już do końca dnia.

Po raz kolejny zdaliśmy egzamin, nikt się nie oszczędzał i pomagał jak mógł.
Prace trwały niemal rok, a to ze względu na potrzebę "uleżenia'' piachu którym zasypaliśmy, byłą już piwnicę. Udało się ocalić meble, choć wyglądy, że tylko zgarnąć na szuflę i do pieca. Nowa kuchnia działała już na Święta Bożego Narodzenia. Reszta domu nie ucierpiała. Najbardziej byłam dumna ze swojej nowej kuchenki do gotowania, choć poprzednia była całkiem nowa, to jednak zafundowałam sobie o wiele większą, miała sześć punktów do gotowania, a nie cztery jak poprzednia, pięć na gaz i jedno z płytą elektryczną, do tego, też jedną duchówkę z funkcją grilla, drugą z termoobiegiem, trzecią duchówkę tradycyjną i czwartą która służy do przechowywania blaszek patelni, czy czegokolwiek innego. Córki śmiały się ze mnie, że powinnam zmienić sobie na dwupalnikową, bo jestem tylko z Regem, a nie na kuchenkę, jak na stołówkę.
-Przecież, goszczę dużo ludzi w moim domu i muszę sporo gotować.
-Broniłam się.
Naprawdę stała się dla mnie wygodą i zaoszczędzeniem czasu przy pichceniu.

To jest właśnie mój ulubiony mebel w kuchni

                                       

 A oto kilka zdjęć z przebiegu remontu, od gruzowiska ze zbitej podłogi po końcowe wykończenie.

               
Jak widać na zdjęciach mam bzika na punkcie świeczek, lubię ich blask, czerpię z nich jakąś dobrą energię. W okresie świąt Bożego Narodzenia potrafię wypalić około tysiąca sztuk! wcale nie jest to takie trudne, ponieważ jednorazowo zapalam około dziewięćdziesiąt sztuk jednorazowo, efekt jest super, a jakie ciepełko od nich bije, że aż miło.

Fajnie mi w Polskim domu. Zawsze z trudem zbieram się do wyjazdu z niego, do angielskiego mieszkania. Jak ten los dziwnie plecie, kiedyś przez długie lata nie miałam żadnego domu, ani rodziny, a teraz proszę mam, aż dwa domy, trzy córki, szóstkę wnucząt z którymi nie sposób się nudzić.
13-letnia wnuczka Klaudia któregoś razu powiedziała rodzicom. 
-Zostałam zaproszona na urodziny do koleżanki z Wallingford i potrzebuję jakiegoś prezentu dla niej
-Klaudia widzisz, tam stoi super nówka pudełko po butach ,"Puma'' możesz jej dać
-Tato weź się ogarnij, sam sobie daj-broniła się przed dowcipkującym tatą.
-Jak mam jej dać, skoro mnie nie zaprosiła, powiedz jej, że jak będzie grzeczna to dasz jej na drugi rok buty do tego pudełka.
-Tato to ja Tobie dam to pudełko, a mama dokupi Ci buty jak będziesz grzeczny.
-Pyskówka trwała jeszcze jakąś chwilę, przy której śmieliśmy się wszyscy.
Oczywiście następnego dnia podarowała koleżance srebrne kolczyki, bawiła się świetnie.
Innym razem jadąc ulicami Reading, wśród przechodniów szczególnie jedna osoba wyróżniała się swoim wyglądem. Był to młody chłopak ubrany w czerwone tenisówki, niebieskie skarpetki w białe duże grochy, jaskrawożółte spodnie rurki, i jasnozielony frak, włosy związane w kitkę. Trudno było go nie zauważyć, nie dało się.
Zapanowała chwila ciszy w aucie, bo wszyscy mieliśmy nosy przylepione do szyby, głos zięcia sprowadził nas z powrotem na miejsce.
- Ooooo! jaka kicia idzie-wszyscy buchnęliśmy śmiechem. Śmieliśmy się do łez, niby nic szczególnego, ale takie głupoty najbardziej bawią.

No tak, wszystko ładnie pięknie i zabawnie, ale czas wracać do ,"przygód'' z Landlordem, nie da się dłużej odwlekać. Chyba jakoś podświadomie uciekałam od tematu. Gdybym pisała na ,"gorąco'' byłoby to zbyt emocjonalne i pozbawione trzeźwego spojrzenia, tak więc ostudzona, choć nie do końca wracam na ziemię. Naigel B. wiedząc, że nie chcemy ustąpić i nie będziemy posłuszni jego życzeniom, chwytał się różnych sposobów by nam umilić życie. Zdumiona byłam jego arogancją, gdy któregoś dnia Reg powiedział.
-Rozmawiałem z Bossem, i wiesz co powiedział?
-patrzył na mnie pytająco. Oczywiście że nie wiedziałam , bo niby skąd?
-Ty Reg ze mną nie wygrasz, ja mam pieniądze!. Mówił z uśmiechem poklepując mnie po plecach.
Ręce opadają, od takiego gadania. Dobrze wiedział jak zastraszyć i wpłynąć, na psychikę Rega, który pomału miał już wszystkiego po dziurki w nosie. Czasami gotowy był ustąpić i przeprowadzić się do oferowanego mieszkania, dla świętego spokoju. Próbował mi uzmysłowić z jaką potęgą
"W POSTACI KASY'' będziemy musieli się zmierzyć, że możemy wszystko stracić. Do tego ponieść wszelkie koszta sądowe, jeśli do tego by doszło. Jego stać na najlepszych adwokatów i będziemy bankrutami.
-To będziemy!-mówiłam niemal z płaczem
-nie pójdę tam mieszkać, nie nienawidzę tego mieszkania, na samą myśl dostaję febry, wolę mieszkać na ulicy.
Tak też powiedziałam naszemu prawnikowi, nie rozumiał o co mi chodzi, patrzył na mnie jak na wariatkę, że taka pchła skacze na tygrysa.
Stan napięcia między mną a Regem trwał niebezpiecznie długo. On chciał ustąpić, ja nie.
Bardzo się tym wszystkim martwił. Momentami było mi go nawet szkoda, aż w końcu powiedziałam
-Dobrze Reg rób co chcesz, niech się dzieje co, ma się dziać, mam tego dosyć, jak postanowisz niech tak będzie.
-Mówiąc to pozornie pogodzona, w środku wrzałam.
Do Agnieszki powiedziałam po polsku, by nie zrozumiał.
-Nie będę, tam spała ani jednej nocy, bo chyba mnie od środka rozwali.
-Weź się ogarnij, nie przeginaj.
Córka stawała po stronie Rega.
-Nie dość, że już jest ugotowany i po nocach nie śpi, to jeszcze Ty fochy robisz, to się całkiem załamie.
-Wiem i to jest najgorsze, jak z tego wyjść, nie mam pojęcia?.
 Po kilku dniach Reg zapytał.
-Dlaczego Ty tak nienawidzisz tego mieszkania, przecież nawet dobrze go nie obejrzałaś?.
Próbował mnie przekonać i udobruchać
-Penny dała klucze byś, mogła jeszcze raz je obejrzeć.
Od razu wyskoczyło mi z gardła, jakoś niekontrolowanie.
-Niczego nie będę oglądać!!!
-Sama byłam zaskoczona swoją reakcją. Po chwili zreflektowałam się, i pomyślałam, że pójdę choćby po to, by porobić tam zdjęcia, a i Reg będzie zadowolony, że ustąpiłam.
Wzięłam więc aparat, sprawdziłam baterie i poszliśmy.


środa, 29 stycznia 2014

Stres wprowadził się do naszego domu i zagościł na dobre. Ot taki nie proszony gość.
Landlord uruchomił koło machiny prawniczej. Będziemy musieli mocno powalczyć by nas nie zmiażdżyło. Momentami miałam wyrzuty sumienia, że gdyby mnie Reg nie spotkał na swojej drodze życia, oszczędziłby sobie wiele niepotrzebnego stresu. Przecież jestem Polką i moje dzieci też, co nie podobało się dla Landlorda, ponieważ to ja kategorycznie odmawiałam przeprowadzki do innego mieszkania. Dobrze wiedziałam, że nie byłoby to nic innego jak tylko stancja, cokolwiek by nie mówili i jakkolwiek bardzo słodzili i zachęcali super zabezpieczającymi nas umowami, i tak im nie ufałam.
Po pewnym czasie dostaliśmy pismo od ich prawnika w którym pisał swoim prawniczym językiem ble, ble, ble....  a najbardziej istotna informacja dla nas była taka, że mamy opuścić mieszkanie do pierwszego czerwca, czyli zostało nam nie wiele czasu, tylko miesiąc. Moja reakcja była łatwa do przewidzenia, miotałam się po mieszkaniu, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. 
-Jasne już się rozpędziłam! już lecę się pakować! niech mnie cmokną gdzieś, bo ja nigdzie się nie ruszam
Moi ukochani przyjaciele stres i gniew rozpanoszyli się w moim ciele, jak krowy na pastwisku penetrując każdy zakątek mojego wnętrza, to był koszmar! Wyobraźnia też mnie nie zawodziła, już widziałam obcych ludzi jak łażą mi po domu, i pakują nasze rzeczy, bo ja nie zamierzałam niczego nawet palcem tknąć.
Reg w między czasie wynajął prawnika z Oxfordu podobno był bardzo dobry w swoim fachu, prowadził wiele podobnych spraw, więc jakoś jaśniej zaczęłam patrzeć w przyszłość. Przesłaliśmy do niego otrzymane pismo nakazujące wyprowadzkę. Wkrótce przyszła odpowiedź, że taki nakaz opuszczenia mieszkania może wydać tylko sąd. To mnie trochę uspokoiło, bo nie wierzyłam by sąd, mógł nas skrzywdzić. Nie wiem dlaczego tak myślałam. Reg zgłosił o swoich kłopotach do Cancilu, to też wkrótce odwiedziła nasze mieszkanie wysłana przez nich młoda kobieta, która miała ocenić sytuację na miejscu. Była bardzo miła i wyrozumiała obejrzała całe mieszkanie, ogród i wypytywała o różne rzeczy. Pytała czy chcemy coś jeszcze powiedzieć, poza tym co już pytała? Oczywiście że chciałam, w końcu chciał mnie ktoś wysłuchać, no to pojechałam po całości, co mi na sercu leżało, jakby to była ostatnia chwila kiedy dopuszczono mnie do głosu. Pokazałam zdjęcia z remontu który sama osobiście zrobiłam w tym domu, znacie je ze wcześniejszego wpisu. Mówiłam oburzona-Zwierzęta u dobrego gospodarza mają lepsze warunki, a Landlord nigdy, nawet pędzelka nie zainwestował w to mieszkanie. Wykorzystywał człowieka przez kilkadziesiąt lat by usługiwał mu, a teraz chce go wystawić jak worek śmieci za drzwi! W naszym mieszkaniu miał (i ma) biuro swojego  biznesu, nigdy nie zapłacił grosza za wynajem, przecież płaciliśmy czynsze do niego i Cancilu, (okazało się, że płaciliśmy podwójnie). Korzystał z Rega prywatnego numeru telefonu, domowego jak i komórkowego, nigdy nie przyszło mu do głowy by zapłacić jakiś rachunek. Nigdy nie mogłam zrozumieć jak Reg mógł do czegoś takiego doprowadzić? Niestety taki stan rzeczy już zastałam, poznając Rega.
Moja czara goryczy przelewała się z każdym słowem, im bardziej zanurzałam się w bezwzględności i podłości Landlorda. Choć poklepywał po plecach i z uśmiechem pytał Rega, jak się ma, czy wszystko w porządku, i tak dalej, brzmiało bardzo miło i sympatycznie, a Reg pogodzony z losem tuptał wokół niego. Ja widziałam drugą stronę tego medalu.

Pani z Cancilu była lekko zszokowana tym co usłyszała, powiedziała coś co dodało mi sił, do tego by się nie poddawać a mianowicie, że jeśli nie chcemy nie musimy opuszczać tego mieszkania, mimo że dają nam inne, chroni nas prawo, chyba że dogadamy się jakoś z Landlordem i sami zechcemy zmienić lokum. Powiedziała też, by nie obawiać się sądów. To było to czego potrzebowałam usłyszeć. Pisma krążyły między prawnikami, a ja miałam dziwne wrażenie, że nasz prawnik sympatyzował ze stroną przeciwną. Wyczuwałam dużo  drobnych niuansów między wierszami, które przemawiały za tym, by poczuć, że coś z daleka śmierdzi. Zbyt często i gorliwie przekonywał nas do zmiany mieszkania, ponieważ Landlord oferował nam wspaniałe warunki jak twierdził, że nie mamy szans powodzenia w sądzie, a Cancil opowiada bzdury twierdząc, że jesteśmy chronieni i mamy prawo zostać w nim jak długo będziemy chcieli i tak dalej, i tak dalej...  Głuchy był na nasze argumenty, że nie odpowiada nam to lokum, że nie chcemy żadnego mieszkania, ani tego proponowanego, ani obecnie zajmowanego, ponieważ dawno nosiliśmy się z zamiarem wyjazdu na stałe do Polski. Chcemy by Landlord zrekompensował nam wszystkie remonty, materiały i instalację wody w łazience i w kuchni, za którą płacił Reg, a było to obowiązkiem landlorda i za wiele, wiele innych spraw które wypisaliśmy w jednym z pism do naszego prawnika. Podejrzewałam, że ich nawet nie czytał. Przekonałam się o tym, gdy z Regem osobiście złożyliśmy mu wizytę, uznając że dalsze pisanie nie miało sensu. My pisaliśmy o jednym, on pisał o zupełnie czymś innym, coś mi nie pasowało. Do spotkania  przygotowałam się bardzo starannie. Mówiłam np.
Z pisma takiego, a takiego, z dnia tego i tego w którym bardzo gorliwie zachęca nas pan, do przyjęcia mieszkania oferowanego przez Landlorda, bo jest tak nowoczesne w ogóle i w szczególe och i ach, a warunki umowy są dla nas bardzo korzystne, dalej pisze pan, że po przemieszkaniu dziesięciu lat, mieszkanie to zmieni status na naszą korzyść, bo takie jest prawo. Zapytałam dlaczego dotychczas zajmowane mieszkanie nie zmieniło statusu? nie dostałam odpowiedzi, jak i na wiele, wiele innych pytań np. Dlaczego Landlord chce nam zrekompensować 1500 funtów, tylko za kominek? ignorując całą resztę, bo tego nie rozumiem. 
Miałam wrażenie, że nie wie o czym mówię.
Szukał tych pytań w stercie papierów, co utwierdziło mnie, że miał gdzieś co do niego piszemy. Przymrużyłam oczy i bardzo intensywnie zaczęłam mu się przyglądać, chyba to poczuł, bo dziwnie zerkał na mnie. Do diabła to my mu płaciliśmy a nie on nam, miałam prawo oczekiwać czegoś więcej niż to co robił. Do tłumaczki która towarzyszyła nam podczas tego spotkania powiedziałam.
-Mam dziwne poczucie, że ten adwokat pracuje na dwie strony, proszę mu to przekazać.
Pani urzędniczka zrobiła wielkie oczy w których wyczytałam "jak śmiem!'' a powiedziała
-No wie pani to jest bardzo dobry prawnik z dwudziestopięcioletnim stażem, prowadził wiele takich spraw, na pewno wie co robi.
-Jasne, nie ujmuję niczego z jego wspaniałości i profesji, ale mam prawo powiedzieć to co czuję i właśnie tak odczuwam, więc proszę by pani mu to przekazała.
Trochę się tam wiła i gładziła, widać było po gestach i sposobie mówienia, bo nie rozumiałam słów których używała. W tym momencie bardzo żałowałam, że nie znam biegle angielskiego.   
Czasami z Regem mieliśmy wszystkiego dosyć. Koleżanki radziły bym odpuściła, bo i tak nie wygram, nie stać mnie na walkę z nimi. Na jego miesięczne dochody musiałabym pracować dwa lata! Głucha byłam na takie argumenty, mówiłam żeby sobie w buty wsadzili te swoje pieniądze. Jakoś wierzyłam w sprawiedliwość, byłam boso, ale w ostrogach! Koleżanki zaczęły obawiać się i ostrzegały mnie, że może mi  się coś przydarzyć, nie obchodziło mnie to, byłam zdecydowana ale nie wariatka! Odpowiadałam.
-Co mi mogą zrobić? nic.. mogą mnie tylko zabić i tylko tyle, nic więcej.
Wtedy stukały się w czoło i kręciły głowami, twierdząc, że jestem ryzykantka, ja im na to
-Dam radę!

Rok 2013 zapowiadał się kiepsko, albo jak kto woli, pełen wrażeń, nie tylko w Anglii ale i w Polsce. Już w lutym dostaliśmy z Polski SMS-em wiadomość.
-Mamuś ktoś chciał ci z kuchni przez piwnicę wynieść zmywarkę i zamrażarkę.
To jakiś żart pomyślałam, przecież nie mam piwnicy, przynajmniej takiej by można było do niej wejść! co jest grane. Natychmiast zadzwoniłam z pytaniem o co chodzi. Córka powiedziała.
-Wyślę ci na skypa zdjęcia, wszystko zrozumiesz.
W minutę później wszyscy siedzieliśmy przed monitorem komputera, w oczekiwaniu na to co miało nadejść.
Na to co zobaczyliśmy, wyrwało się tylko jedno:
-O ku.....! ja pie.......! 

Był to widok który nas zszokował, z tego ambarasu zbił się tylko jeden dzbanek, cztery szklanki i dwa kieliszki, choć kredens jak widać  rozsypał  się.

  W dolnym lewym rogu widać zamrażalkę, która najspokojniej w świecie dalej sobie pracowała.