poniedziałek, 17 czerwca 2013

Wspominałam już o mojej sąsiadce "zza płota'' kobieta dusza, mówiąc krótko fajna babka. Wszystkim polecam takie sąsiadki. Wkrótce po śmierci mojego Mirka, zmarł jej mąż Jurek, została więc sama jak przysłowiowy palec. Nie mieli dzieci. Dobrze, że była przy niej siostra, która poświęcała jej dużo uwagi , w tym trudnym okresie. Żal było na nią patrzeć, a i słuchać też ciężko. Dużo było w jej słowach żalu i goryczy. Docierały do niej pewne fakty z życia. Jak to Ona mówiła dosłownie "Człowiek przez całe życie tylko zapierd... tylko dom praca, praca dom, w dupie był i gówno widział'' Taka dosłowność wyrażenia myśli mówiła wszystko. Felcia do uzyskania emerytury była główną księgową w Gospodarce Komunalnej, jak twierdzi  lubiła te pracę. Cyferki, numerki, tabelki i śledzenie zmian w przepisach, i tak dzień w dzień! jak coś takiego można polubić!? Dla mnie horror. I nim się obejrzała życie przeciekło jej przez palce. Gdy tak siedziałam i słuchałam utyskiwań mojej sąsiadki, nad straconym czasem. Nabrałam ogromnej ochoty by narobić trochę zamieszania w jej życiu. By nie było jej tak nudno, i by nie wypatrywała przy kuchennym oknie wczorajszego dnia, bo dopiero wtedy można dostać fioła. Pomyślałam, że dobrze by było gdyby na jakiś czas przyleciała do mnie do Anglii. Felcia oczywiście zaoponowała.
-Nie! o czym ty mówisz! to za daleko, chcesz bym umarła! ja do Olsztyna mam kłopot z dojechaniem, bo robi mi się niedobrze, a co dopiero taki kawał drogi!-krzyczała przerażona.
Tylko, że ja nie zamierzałam tak łatwo jej odpuścić.
-Bez obaw! spokojnie, tak szybko się nie umiera, co najwyżej kilka reklamówek napełnisz, dasz radę
-Może i dałabym radę, ale sama wiesz jak jest z kasą, starcza mi, ale taki wyjazd to nie zakup paczki cukierków.
-Co się martwisz, kupię Ci bilet na samolot, z głodu nie umrzesz, za hotel też płacić nie będziesz, to w czym rzecz, pakuj się i lecisz.
-Nie, nie... ja to muszę przemyśleć-ha, to już krok do przodu "muszę przemyśleć''
Myślała tak do czasu, póki dowiedziała się, że Marta z Nikolcią wybierają się do mnie, wtedy nabrała odwagi i ochotę na przygodę, w której  nie byłaby sama, a w razie czegoś to miałaby Martę obok.
Po burzliwych przygotowaniach i wahaniach, dotarły na Lotnisko w Luton. Pojechałam z Regem, by odebrać gości z lotniska, córkę z wnuczką i Felcię. Sąsiadka co prawda ledwie żywa, ze strachu, wrażenia i choroby lokomocyjnej. Opowiadała jak przesiedziała cały lot z głową między kolanami i oglądała torebki, do wiadomych celów, które były włożone w kieszonce przed każdym pasażerem. Choć marnie wyglądała, to i tak nie mogłam opanować śmiechu. Odchorowała jeden dzień i tylko tyle, wbrew jej czarnemu scenariuszowi nie umarła. Gdy tylko odrobinę wydobrzała ruszyłyśmy na zwiedzanie. Zależało mi by jak najwięcej zobaczyła i zostało w jej pamięci dużo wspomnień. Zwiedzanie zaczęłyśmy od zamku w Windsor, który naprawdę robił ogromne wrażenie. Widziałam wiele zamków, pałaców ale ten przerastał wszystkie. Wrażenie potęgowała świadomość, że czasami w tym zamku przebywa prawdziwa królowa, to jakby dotykać historii. Patrzyłam na Felcię jak z zachwytem i podziwem rozglądała się wokół. Gdy spojrzałam na nią uważniej, zobaczyłam jej dziwną minę, a w oczach miała łzy.
-O co chodzi źle się czujesz?
-Nie, wszystko dobrze, tylko nie mogę uwierzyć, że ja tu jestem, nigdy nawet o tym nie marzyłam.
W tym momencie przytuliła się do mnie, a moje oczy też nabrały wilgoci .Po prostu byłam szczęśliwa jej szczęściem.To naprawdę cudowne uczucie, niesamowite warte przeżycia, mi się zdarzało wiele razy płakać ze szczęścia, nie mojego ale czyjegoś, polecam.
-Daj spokój, przecież nic wielkiego nie zrobiłam, baw się dobrze -cóż mogłam więcej powiedzieć.
Kiedyś ja byłam, na jej miejscu, wtedy gdy przyjaciółka Tereska zabrała mnie do Włoch (opisywałam, tę wycieczkę) Wiem doskonale co czuła Fela. W ten sposób udało mi się dołożyć oczko w łańcuszku szczęścia. Łańcuszek ten cenniejszy i szczerszy od złota.

Oto kilka zdjęć z pobytu Feli w Anglii. 
Zebrała tego naprawdę pokaźny album.  

                                                     


To muzeum też oglądała z dużą pasja


        W Muzeum Historii Naturalnej

Oceanarium w Brighton
Ogrody Botaniczne, które bardzo jej się podobały 
To naprawdę cudowne miejsce
     Można by spędzić tam długie godziny i nie mieć dość.

Dwa tygodnie szybko przeleciały, zwiedziliśmy wiele fajnych miejsc. Zaopatrzona w całą dokumentacje pobytu (zdjęcia, filmiki itd.) czas było zbierać się do powrotu. Stres znowu powrócił, tym bardziej, że miała wracać sama, ponieważ Marta z wnuczką zostawały na dłużej. Najbardziej bała się tego, że zgubi się na lotnisku, przecież nie znała, ani słowa po angielsku, na samą myśl robiła się blada. Pocieszałam i uspokajałam
-Nie martw się, dasz radę to nic strasznego, przecież nie będziesz sama, do Gdańska leci dużo polaków wystarczy, że będziesz się ich trzymała, i będziesz robiła to co oni. W Polsce przecież ktoś cię odbierze i odstawi do samego domu, nic prostszego, spokojnie Sama wpędzasz się w jakieś dziwne stany, a później chorujesz.
Niestety los potrafi płatać figle, i nie zapomniał o nas w dniu wyjazdu, przysparzając nam dodatkowych atrakcji. Siedziałyśmy już zapakowane w aucie, by ruszyć na lotnisko, a tu masz ci babo placek! auto jak zaklęte milczy, nie odpala! Wszelkie próby które poczynił Reg, nie przynosiły pożądanego skutku, a czas w żaden sposób nie chciał się zatrzymać, uciekał jak wściekły. Reg wykonał kilka telefonów i zjawił się jego kolega, okazało się, że akumulator na złom. Reg szybko przejął kluczyki od auta kolegi, i w ostatnich sekundach pomknęliśmy na lotnisko. Naprawdę było późno, rozważaliśmy już kupno nowego biletu na następny lot. Biegiem z kroplami potu na czole w ostatniej sekundzie dotarliśmy na stanowisko odpraw. Pan obsługujący ten punkt właściwie zbierał się do wyjścia, gdy spojrzał na dwie czerwone i zdyszane "baby" tylko pokręcił głową, coś poburczał pod nosem, ale jeszcze zrobił odprawę i to było najważniejsze. 
Wszystko pięknie, tylko plan pilnowania się polaków, prysł jak bańka mydlana, została sama jak palec, zaczęłam jej gorączkowo tłumaczyć co i jak, a ona coraz bardziej bledła. Nic nie mówiłam ale zaczęłam się trochę o nią obawiać. Gdy znikała, za ostatnia bramką do której mogłam jej towarzyszyć widziałam w jej oczach lęk, tak dziwny i silny, czułam że mogę go dotknąć. Żal mi jej było, choć wiedziałam, że nie może stać jej się nic złego. Gdy zadzwoniłam do niej do Polski ciekawa jak sobie poradziła, usłyszałam wesoły głos.
-Nie było tak źle! poza tym, że nic nie rozumiałam co mówiła do mnie, jakaś umundurowana kobieta, ona mówiła, a ja rozdziawiona słucham i nic, mówiłam jej po polsku "Pani ja chcę jechać do Gdańska" i tak w kółko ha ha ha. Ona swoje, a ja, że chce do Gdańska, w końcu machnęła ręką i kazała iść dalej. Lot był o wiele lepszy od poprzedniego, już się nie bałam. Teraz już mogę lecieć drugi raz ha ha.
-No widzisz, to strach ma wielkie oczy i nic poza tym. Jestem z Ciebie dumna, jesteś dzielna.
W krótkim czasie wszystkie koleżanki i znajome wspólnie, przeżywały wyjazd Feli oglądając zdjęcia i słuchając relacji szczęśliwej sąsiadki. 


2 komentarze:

  1. Teresko fajna sąsiadka z Ciebie potrafisz wywołać uśmiech na twarzy skrzywdzonej przez los kobiety :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojjj ! to prawda fajnie nam razem jak się spotykamy.Pozdrawiam Serdecznie dziękuje z wpis

    OdpowiedzUsuń