|
Oto moje cudowne widoki z tarasu, w różnych porach roku.
|
Zapach wspólnego świątecznego stołu, blask światełek, to jest to, co lubię najbardziej i te za oknem cudowne zachody słońca. Wierzba niegdyś tak malutka, dziś wybujała pod niebo, a tuż obok niej wyrosła jej bliźniacza siostra, wspólnie szumią i plotą warkocze małej historii.
Czasami stając na tarasie, z pachnącą szklanką kawy, zachłystam się pięknem Sępopolskiego nieba. Wystarczy przymknąć oczy, by poczuć magię i dotyk wiatru buszującego we włosach, a wszystko staje się jasne dlaczego chcę powrócić, do polskiego domu, by zostać tu na zawsze.
Byłabym niesprawiedliwa, gdybym powiedziała, że nie podoba mi się w Anglii. Podoba i to bardzo. Drzewa, krzewy, kwiaty rosną o wiele szybciej, być może piękniej, i trochę inaczej. Ptaki budzą każdego ranka. Niektóre widoki przykuwają cię w miejscu, i ta świadomość że dotykasz historii niegdyś mrocznej Anglii. Dreszcz przechodził mi po plecach gdy dotykałam dłonią murów i stawiałam stopę na posadzkach w zamku Windsor. Sama świadomość, że dotykała ich prawdziwa królewska rodzina, tak jak wielu rycerzy, dam i królów, takiego uczucia każdy powinien doświadczyć.
To właśnie w Anglii miałam okazję poznać ludzi wielu narodowości, takich jak z Nepalu, Chin, Tajlandii, Barbadosu, Słowacji, Bułgarii, Afryki, Rumunii, Indii, Filipin Iraku i Pakistanu, nie sposób spamiętać wszystkich, nie o to przecież chodzi, takiej możliwości nie miałabym w Polsce. Jak przysłowie mówi "wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej''.
Za granicą zawsze będę tylko gościem, w Polsce jestem w domu, może skromniejszym i z błotkiem podczas deszczu, ale moim, i żaden landlord, nie staje mi na drodze.
Po wielu potyczkach, zszarganych nerwach do których nie chce mi się już wracać, Landlord nie poklepuje Rega po plecach ze słowami "Ty ze mną nie wygrasz, bo ja mam pieniądze'' tylko z inną śpiewką "Nie będę się ciągał z Tobą po sądach''. Myślę, że to nie koniec balansowania na krawędzi, biała flaga nie została wywieszona.
Czasami myśli moje czarniejsze od nocy, a mroźny wiatr goni duszę zaplątaną w węzeł gordyjski, który wydaje się nie do rozwiązania.
A życie nie pytając nas o zgodę plecie swoje własne zawiłe ścieżki, i za nic ma nasze wypielęgnowane trakty.
Jedna z tych zawiłych dróg wyprowadziła rodzinę, mojej najstarszej córki Doroty do Wielkiej Brytanii. Wyemigrowała na obcą ziemię w poszukiwaniu nieba. Zapakowała życie i zrujnowane zdrowie w trzy walizki, i ruszyła by trwać. To już drugie moje dziecko wyleciało za morze, jak ptaki podążyły za matką. Nie tak miało być, Chciało mi się wyć z bezsilności.
W kraju został tylko płacz mojego najmłodszego dziecka, z doganiającym pytaniem
-Kiedy wrócicie?..... kiedy wrócicie?
W sercu cichym szeptem odpowiadałam jej
-Nie płacz słoneczko, bardzo szybko wrócę, otrę Twoje łzy, nie zostawię Cię samej, razem zadbamy o ciepłe gniazdo, by Twoje siostry, a moje dzieci miały dokąd wracać, by znowu zasiąść przy ognisku z gitarą i śpiewem, który poniesie się ponad polami i nic nie będzie nam straszne. Będziemy na nich czekać.
W takich chwilach troski nie pozwalają spokojnie zamknąć oczu, poduszka taka jakaś niewygodna, nie daje wygodnego spoczynku. Księżyc zbyt ciekawski zagląda w szkliste oczy i nie wiesz, jak to wszystko ogarnąć.
Dzięki Ci Panie za Rega, uczyniłeś go mężem i opiekunem moich trosk, to On osłania mnie przed ciosami dnia codziennego. Dzięki za wiarę, że niemożliwe staje się ciałem. Pokochał kobietę z dalekiej Polski, pokochał jej dzieci, obyczaje, gościnność i radość świętowania. Chociaż nie może zrozumieć, co to za święto imieniny, wtedy mówię.
- Reg wybierz sobie najpiękniejszy dzień w roku, tam w kalendarzu dopiszę Twoje imię i będziesz miał swoje imieniny-wtedy z uśmiechem tylko kręci głową.
Podczas moich jednych z wielu imienin obchodzonych w Anglii bawiliśmy się wyśmienicie, zięć Sebastian tradycyjnie z gitarą w ręku, Mirek, Dorota, Agnieszka i wszyscy inni goście wyśpiewywali ulubione kawałki, i tańce były do późna. W którymś momencie Sebastian opadł na fotel, bez dalszej chęci do zabawy, trochę go zmogło, przemknęło wszystkim przez głowę. Było dosyć późno, więc rozstaliśmy się by odpocząć po szaleństwach.
Następnego ranka telefon od Agnieszki natychmiast spędził resztki snu z powiek
-Mamo biegnij do Doroty, dzwoniła do mnie roztrzęsiona, i płacze
-Boże co się stało?!
-Sebastian blady jak kreda, padł na ziemie i nie podnosi się
O Matko Boska, co się dzieje, biegłam chyba szybciej od swoich myśli, w kilka minut byłam na miejscu.
Patrzę, Sebastian leży blady na ziemi i ten, który jak większość facetów stronił od lekarzy, tym razem prosił o pomoc.
To musiało być poważne.
Linia na pogotowie zrobiła się gorąca, to Klaudia prowadziła konwersację z lekarzami, ponieważ jej angielski jest płynny, bez polskiego akcentu. Stres udzielał się mam wszystkim, a ona czternastolatka musiała nad nim panować. Patrzyłam na nią z podziwem, Boże dziecko jesteś taka młodziutka, a już taka dorosła, nie jeden chciałby mieć Twoją dorosłość.
Widziałam jak zmagała się ze łzami, by rzeczowo odpowiadać na pytania lekarzy. Pogotowie przyjechało z Oxfordu, po wstępnych oględzinach zapadła decyzja
-zabieramy do szpitala-z karetką pojechały też Dorota i Klaudia potrzebna w tłumaczeniu
od razu podano mu krew i osocze. Okazało się że wykrwawiał się z przyrodzenia, stąd ta bladość.
po wstępnym zażegnaniu zagrożenia, przewieźli go na inny specjalistyczny szpital. Nieopodal tego pierwszego gdzie się nim zajęto wstępnie.
Gdy wieźli go korytarzem na dalsze badania, wyglądał już nieco lepiej.
Klaudia zadzwoniła do mnie i mówi.
- Babciu, wujka zawieźli gdzieś na badania, ale wiesz co on zrobił?
- nie wiem
- ledwo ręką machnął i jeszcze puścił do mnie oczko, wiesz jak mnie to rozwaliło, wyszłam i tak się rozpłakałam, że nie wiem.
- słoneczko, to stres Ci się uwolnił, i dałaś mu ujście to dobrze. Kocham Cię jesteś wielka.
Dorotka z Klaudią, Agnieszką i jej mężem bo już dojechali za nimi do szpitala, czekali na poczekalni na jakieś informacje od lekarzy.
Czas mijał nieubłaganie, zadawali sobie na wzajem pytania- co tak długo? ile może trwać zwykłe badanie.
Różne myśli chodziły po głowach, coś musiało się stać żadne badanie nie trwa trzy godziny. Emocje sięgały zenitu.
w końcu było słychać odgłos pchanego łózka szpitalnego, wszyscy zerwali się na równe nogi chcąc zobaczyć czy w końcu, wiozą Sebka. Tak to był on.
Za chwilę, przyszli lekarze, przekazać nam informacje.
I opowiadają Klaudia tłumaczy.
Robiąc dokładniejsze badania, które polegały na wprowadzeniu kamerki do pęcherza, by ustalić źródło krwawienia, doszło do wypadku i przerwaniu pęcherza, brzuch Sebastiana zaczął pompować się jak balon. Szybko musieliśmy go otworzyć, by ratować mu życie.
Po otworzeniu rany, stwierdziliśmy dużo ognisk zmian rakowych, usunęliśmy to co się dało na chwilę obecną, i wysłaliśmy próbki do dalszego badania. Więcej na chwilę obecną nic nie możemy powiedzieć trzeba czekać na wyniki. Wyniki przyszły dość szybko i diagnoza okazała się jedną z tych co nie chcieliśmy słyszeć. Bardzo złośliwy rak rozsiany pęcherza.
Chryste Panie co jeszcze?....
To był czarny dzień, dosłownie i w przenośni, asfaltowe niebo wlewało się przez okna, a deszcz mieszał się ze łzami, które nie chciały wyschnąć
Tego dnia nikt z nas nie był w stanie usiedzieć spokojnie. Serce pękało gdy patrzyłam na łzy dzieci, do dziś słyszę szloch, niemal wycie, najstarszego syna Adama, który ze względu na szkołę pozostał w Polsce i był daleko od ojca
-Nie! tylko nie to!-szlochał, bo cóż więcej mógł powiedzieć.
Od tego wydarzenia upłynął rok, Sebastian to silny facet dobrze przeszedł operację i chemię, tylko włosy zgubił, które szybko odrosły. Bardzo często ma wezwania na szpitalne badania, jest pod stałą kontrolą i dzięki Bogu, bo podczas jednej takiej kontroli szybko wykryli kilka przerzutów w pęcherzu, które zostały usunięte. Mamy nadzieję, że poradzi sobie, chwyci byka za rogi, i wygra walkę z nierównym przeciwnikiem.
Miałam wrażenie że topnieję, energia gdzieś sobie odeszła i nic mi się nie chciało.
W takim stanie ducha siedziałam w swoim ulubionym fotelu z podwiniętymi nogami wpatrzona w jeden punkt.
Przyłapałam się na tym, że gapię się na swoje dłonie, nigdy wcześniej nie patrzyłam na nie w taki sposób. Uniosłam je do góry i oglądałam jak coś cennego. Dotarło do mnie jakim są darem, służyły mi długo i wytrwale. Dziś czas położył pergaminu balsam, w fiolecie żył zaznaczył ścieżki lat, linie życia i przeznaczenia. Niby nic, to tylko ręce, ale w nich całe życie zapisane. Znane powiedzenie mówi "W twoich rękach, twoje życie'' nic dodać, nic ująć.
Jak mocno trzymasz swój ster i dryfujesz po oceanie życia, taki masz rejs.
Mój ster czasami wymykał się z rąk, czasami tonęłam, czasami podtapiałam, by w końcu jakaś fala wynosiła mnie na swoim grzbiecie, ponad wszystko. Wtedy z radością patrzyłam przed siebie na jasny horyzont. Nabierałam wiatru w żagle i ciągnęłam, mój powiększający się okręt.
Na moim rejsie, spotkałam wiele okrętów, tych wspaniałych i tych z poszarpanymi żaglami.
Zbliżałam się do nich, każdy ma jakąś swoją wyjątkową historię.
Opowiem o nich w następnej części ,, Tereski nie płacz 2''
Mamo już nie płaczę, chciałabym móc pokazać Ci, jaka jestem silna, jak wiele żagli wspomagało mój okręt, a każdy z nich ma imiona wyjątkowych ludzi, których spotykałam.
Tylko na jednym maszcie było i jest pusto, nie ma tam twojego żagla mamo, mamo
KONIEC
części pierwszej