niedziela, 9 grudnia 2012

Gdy stałam tak na Victorii rozglądając się za Zbyszkiem, który miał po mnie przyjechać próbowałam jak najwięcej zobaczyć co jest wokół mnie. Nie miałam zbyt dużo czasu, bo zjawił się mój przewodnik. Poszliśmy na autobus do Oxford, a tam mieliśmy przesiadkę do Wallingford. Słyszałam jak Zbyszek mówi    po angielsku kupując bilet u kierowcy, nic nie rozumiałam! Dotarło do mnie, że nie będzie mi tu łatwo, choćby dlatego, że nie znam języka!. Wtedy zadałam sobie pytanie co ja tu robię!!?  to nic! pożyjemy zobaczymy, co czas przyniesie. Może nie będzie tak strasznie! Gdy dotarliśmy już na miejsce było ciemno, czułam się nieswojo i obco. Przywitałyśmy się z Ireną wypiłyśmy po kawie i zaprowadziła mnie do karawanu w którym miałam na początku zamieszkać. Były tam trzy spania jedno zajmowała Barbara R. drugie brat Ireny Bogdan K. a trzecie było wolne dla mnie. Barbara pokazała mi, które szafki mogę zająć, półkę w lodówce i tak dalej. Rozłożyłam swoje rzeczy i zaczął mi się nowy etap w moim życiu. Już pierwszego dnia źle się poczułam, zaczęłam kasłać i dostałam temperatury. Matko jedyna tylko nie to! nie wolno mi było zachorować! bo przepadnę, przywiozłam z Polski trochę leków, ratowałam się więc jak mogłam.

Tak wygląda właśnie plac karawanów, na których żyją Polacy jak i Anglicy.
Był już trzeci dzień mojego pobytu w Anglii ja nadal nie pracowałam. Miałam iść do Agencji z synem Ireny Arturem, który miał mi pomóc w tłumaczeniu przy zarejestrowaniu się do pracy, niestety nie poszliśmy bo
,, młody '' miał coś ważniejszego do załatwienia, niż chodzenie ze mną po agencjach. Czekałam tak tydzień! Dla mnie, był to bardzo długi tydzień. Płakać mi się chciało, gdy po raz któryś musiałam prosić, by ktoś poszedł ze mną i pomógł w tłumaczeniu! W końcu poszłam z Piotrkiem K. i udało mi się zarejestrować w Secondsite, to było najważniejsze, choć pracy dla mnie jeszcze nie mieli, kazali czekać na telefon, ale zawsze była jakaś nadzieja.


Mimo że był to początek marca, wokół kwitło pełno kwiatów! nawet niektóre drzewa tonęły w nich!.
Postanowiłam, że czas oczekiwania na telefon do agencji przeznaczę na naukę angielskiego, choćby  podstawowych słów, by jakoś sobie radzić. Założyłam więc zeszyt w którym zapisywałam słowa angielskie,  tak jak ja je słyszę, a z boku co one oznaczają, wyglądało to komicznie. Po jakimś czasie miałam już prawie pół zeszytu zapisanego, śmieli się ze mnie że tworzę nowy słownik. Po około dwóch tygodniach, córka Ireny Sylwia załatwiła mi u swojej znajomej angielki pracę, choć była tylko jednorazowa, na cztery godziny i tak cieszyłam się z tego. Jini bo tak miała na imię, zawiozła mnie do swojego domu, i postawiała pełen kosz ubrań do prasowania.  Była to moja praca na ten moment. Wzięłam się więc za żelazko i zaczęłam prasowanie starałam się bardzo!
Podczas przekładania szmat trafiłam na męskie bokserki, nie zapomnę tego uczucia, okropne!  ,,Przyjechałam tu, tyle kilometrów by prasować chłopom gacie! ,, jak w filmie. Brakowało mi tylko czepka i fartuszka!. Wiem że to głupie, ale nic nie poradzę, tak właśnie się czułam. Za tę pracę dostałam dwadzieścia funtów, i to były moje pierwsze zarobione pieniądze w Anglii. Mimo że nie znałam języka, nie bałam się pracy i wiedziałam już, że takich jak ja dają tam, gdzie już są Polacy tylko to czekanie!!!
Niestety, źle mieszkało mi się razem z Basią i Bogdanem, Bogdan lubił wypić! i nie żałował sobie tej przyjemności, czasami dołączała do jego biesiadowania Barbara, później kłócili się i tak w kółko. Czasami czepiała się mnie o różne pierdoły, czekałam jak zbawienia kiedy już przyjedzie Wioletta, by wyprowadzić się od nich.



W końcu nastał ten czas!. Robin ustawił dla nas, malutki dwuosobowy Karawan. W którym było tylko jedno duże spanie, ale od biedy można by mieszkać, gdyby nie to, że Barbara pokłóciła się z Bogdanem i postanowiła że dłużej nie będzie z nim razem mieszkać i przeprowadza się razem do tego małego kempingu!!! to był jakiś koszmar!. Jak miałyśmy spać, tam we trzy na jednym łóżku?. Barbara była tak napita! że nie kontaktowała co robi i co mówi!. Miałam już dosyć wszystkiego! gdyby było bliżej do domu wróciłabym chyba zaraz. A koleżanka Basia w pijackim bełkocie powtarzała ,, co nie podoba ci się! za mały karawan,, i stek innych głupich rzeczy!. Oczywiście wybrała sobie mnie za punkt do zaczepki, bo jakiś kozioł ofiarny musiał być w jej zasięgu. Tylko, że ja nie miałam ochoty, pozwolić na to, by o mnie wycierała sobie buzię, zabrałam nierozpakowaną walizkę i ruszyłam do wyjścia. Wioletta przerażona sytuacją pytała?
- Pani Teresko dokąd pani idzie!?  Niech pani zostanie!
- Nie Wiola, nie zostanę ani minuty z tą osobą, tak się nie da!!! Wystarczy mi wrażeń.
- Ale dokąd pani pójdzie! - patrzyła na mnie z troska i strachem w oczach
- Nie mam pojęcia, tysiąc osób śpi w parku na ławce, zmieści się tysiąc jeden. Wolę na ławce niż z nią razem, i to w jednym łóżku, tam przynajmniej za towarzystwo będę miała ptaki, a nie jakiś bełkot!
Wyszłam przed kemping i nie wiedziałam w którą stronę się udać, walizka była ciężka, było przed południem wszyscy byli w pracy Irena też, postanowiłam że na chwilę zostawię walizkę w jej namiocie, który miała dopięty do karawanu, będzie mi łatwiej, bez niej poruszać się by coś sobie znaleźć.
Ale co - jak!?! i gdzie?. Nie miałam najmniejszego pojęcia!. Poszłam przed siebie, właściwie bez celu, doszłam do Tamizy, stanęłam na moście i patrzyłam w wodę, zaczęłam płakać i pytać samą siebie co ja mam teraz z sobą począć? Zeszłam na brzeg i poszłam, wzdłuż rzeki i przyglądałam się nabrzeżnym krzakom, może któreś ukryją mnie nocą, przed nie pożądanymi osobami. Bałam się nocy! nie wiem ile tam łez wylałam. Rzeka śmiało mogłaby wystąpić z brzegów! Czułam się otępiała i momentami robiło mi się ciemno w oczach, przypomniałam sobie, że nic jeszcze tego dnia nie jadłam, a było już dosyć późno. To pewnie dlatego jest mi słabo. Poszłam do sklepu kupiłam suchą bułkę i wróciłam nad rzekę, usiadłam na trawie, bo tam mnie nikt nie widział. Bułka nie przechodziła mi przez zaciśnięte gardło. Stawała w przełyku.
 Zrobiło się już dosyć ciemno, poszłam więc do Ireny, powiedzieć jej co się stało i prosić by mogła przechować moją walizkę. Gdy wysłuchała, strasznie się wkurzyła na Baśkę, i powiedziała.
- Nigdzie nie będziesz chodzić, tylko przenocujesz u mnie i coś wymyślimy - jeszcze jakąś chwilę  rozmawiałyśmy i poszłyśmy spać.


Rano zadzwoniłam do Polski. Rozmawiałam z córkami i Tereską, powiedziałam im jak mi w tej Anglii słodko! Córki powiedziały
- Mamo wracaj do Polski, daj sobie spokój szkoda zdrowia, damy sobie jakoś radę, wracaj - Tereska tak samo mówiła ,,wracaj! zostaw to wszystko,,
Ale ja odpowiedziałam
- Dam radę, wytrzymam!. Jeszcze słońce dla mnie tu zaświeci!.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz