Dobrze było powspominać wycieczki i babskie wypady, gdyby
tylko było tego więcej chyba bym już nigdy nie narzekała na szarość dni. Niestety,
w naszym ukochanym kraju można tylko o tym pomarzyć. I dzięki Bogu, że za
marzenia nie karzą, bo nie wyszłabym z „paki” za ogrom marzeń jakie mam,
o których wciąż opowiadam moim bliskim. Pewnie im głowy od tego puchną haha! Trudno,
mają pecha, że jestem obok! Straszne bezrobocie nie pozwala ludziom normalnie
egzystować, za dużo środków by umrzeć, za mało by żyć jak to mówią. Krew się
burzy na taki system! Ogrom ludzi wyemigrowało za granicę w poszukiwaniu
lepszego jutra, nawet mi taka myśl zaczęła świtać w głowie. Dom potrzebował
nakładów finansowych, a ja ich nie miałam! Mirek załamał ręce i całkiem odpuścił,
bo uznał, że finanse to mój problem. Wystarczy, że mam „darmowego robotnika”! Wkurzało mnie takie gadanie. Czy on myślał, że będę mu płacić
za to, że remontuje swój własny dom!?! A za chwilę powie swoje ulubione zdanie „tu
nie masz nic, nawet łyżeczki, wszystko jest moje”, to jakaś paranoja. Kłopoty zaczęły się gdy
Mirek coraz częściej popijał, nie wiem jak znajdował środki na alkohol. Ja nie
miałam kasy nawet na paliwo by jechać handlować
na bazar. Musiałam pożyczać a później oddawać gotówkę i to była „głupiego robota”!
Któregoś dnia spotkałam Irenę S., żonę chrzestnego
Agnieszki. Od jakiegoś czasu mieszkała już w Anglii więc zapytałam ją:
- Irena pomożesz mi, żebym stąd
wyjechała? Inaczej zwariuję, wiecznie wszystkiego brakuje!
- Nie obiecuję, ale może coś się
uda z tym zrobić. Z pracą jest ciężko, ale gdy coś znajdę to dam znać.
I
na tym skończyła się nasza rozmowa. Głupio było mi, że poprosiłam ją o to i nigdy
więcej nie wracałam do tego tematu. Takie jest życie! Cieszyłam się, że mam dom
i dziękowałam Bogu, że razem z dziećmi jesteśmy zdrowi! Za ptaki, które
widziałam przez okno, za kałuże przed domem. Za to, że mogę wyjść w pidżamie przed
dom z kawą w ręku, bo jestem u siebie i nikogo poza rodziną tu nie ma. Lubię
posiedzieć tak w ciszy na łonie natury i oddać się rozmyślaniom, a jednocześnie
mieć dwa kroki do domu. Czułam wtedy, że jednak wiele szczęścia gości w moim życiu!
Mogłam wylądować na ulicy a mam dom i około dwóch hektarów posiadłości! To nic,
że okna i elewacja, a także ogólny stan w jakim znajdował się dom można uznać
za opłakany, ale ja zawsze patrzyłam na niego jak będzie wyglądał po remoncie.
Krysia J. „optymistka” odwiedzając mnie razem z Tereską z Olsztyna
powiedziała załamując ręce:
- Matko Boska! To Ci zajmie co
najmniej z dziesięć lat, żeby tylko…!
- O nie! To musi udać mi się
szybciej
- przekonywałam samą siebie. Coraz bardziej wierzyłam w Irenę S. W to, że
pojadę do Anglii i będzie wszystko pięknie i kolorowo! Co za „głupie” myślenie! Fantazje płatały mi figle,bo
widziałam ten kraj złotem kapiący! Gdzie wciąż jeszcze królowa i rodzina
królewska, pałace i zamki! Jak w bajkach, w których zaczytywałam się gdy byłam
jeszcze mała, które pozwalały przenieść się w inny świat. Takim światem była
dla mnie Anglia!
W Sępopolu mieszkałam już prawie rok, gdy zadzwonił
telefon. O Chryste, to była Irena!
- Cześć Teresa, jeśli nadal
chcesz to możesz przyjechać do Anglii.
- Jasne, że chcę. Kiedy mam przyjechać
i gdzie będę mieszkać?
- Możesz przyjechać jak
najszybciej, z pracą nie będzie kłopotu. Tylko z mieszkaniem trochę kiepsko. Na
początku będziesz musiała zamieszkać w Caravanie (tak
nazywają przyczepy kempingowe ciągnięte za autem) razem z moim bratem i jego partnerką. Lecz
niedługo, bo przyjechać ma Wioletta K. z Ornety i zamieszkacie razem w
oddzielnym Caravanie. Ja też mieszkam w takim Kempingu i jest całkiem wygodnie.
Przemyśl to i daj znać.
- Nie będę się zastanawiała. Od
razu odpowiadam, że jadę! Muszę mieć trochę czasu na zorganizowanie sobie
wyjazdu, pozamykanie niektórych spraw, kupno biletu i tak w ogóle, co Ci będę
tłumaczyć, sama wiesz…
- Dobrze, to daj znać jak już będziesz
gotowa. Tylko szybko!
- Dzięki Irena!
Tego dnia czułam się jakby ktoś przywalił mi obuchem w
głowę! Wszystko wokół pulsowało. Niby czekałam na ten wyjazd, lecz gdy stał się
faktem, zaczęłam odczuwać obawę jak sobie tam poradzę! I skąd mam wziąć na
niego fundusze? Powiedziałam Mirkowi o telefonie od Ireny. Uzgodniliśmy, że
będę tam zarabiać, a w tym czasie on będzie remontował dom za pieniądze, które będę
wysyłać. Córki były już dorosłe i mieszkały na swoim. Najmłodsza Marta też była
już pełnoletnia, były samodzielne więc na co dzień nie byłam im potrzebna.
Mogłam wyruszyć w świat w poszukiwaniu szczęścia. Tym razem poprosiłam Tereskę
o pomoc i oczywiście nie odmówiła mi jej! Kupiła bilet do Londynu, w garść
wcisnęła trochę funtów na dobry początek. Zaopatrzyła też w prowiant bym miała
co jeść i nie musiała tracić pieniędzy na zakupy. Byłam tym bardzo wzruszona i
wdzięczna za jej pomoc. Można powiedzieć, że to ona zafundowała mi wyjazd. Nie
wiedziałam jak mam jej za to podziękować, ale byłam pewna, że przyjdzie moment,
w którym za wszystko jej wynagrodzę. Termin wyjazdu przypadł na 25 lutego 2005
r. 26-tego miałam być już na miejscu w Londynie na Victorii, a tam miał odebrać
mnie z dworca mąż Ireny, chrzestny mojej Agnieszki. Wszystko było ustalone i
zapięte na przysłowiowy „ostatni
guzik”. Do wyjazdu został tylko tydzień, a w domu atmosfera zrobiła się
gęsta i nieprzyjemna. Mirek niby chciał bym pojechała, lecz nie do końca!
Najlepiej, żebym zarabiała na miejscu dużo pieniędzy i nigdzie nie wyjeżdżała.
Też bym tak chciała, ale nie dało się tego pogodzić! Zaczęliśmy się kłócić i oficjalnie
miał okazję sięgać po butelkę. Już nie w stodole po kryjomu, mógł odreagować
stres! Co ja powinnam zrobić, to jakiś koszmar! Nie tak miał wyglądać mój
wyjazd! To miało być pozytywne wydarzenie, a nie powodować awantury w domu z
pijanym mężem.
Praktycznie cały czas płakałam, wróciły wszystkie złe
wspomnienia z naszego życia. Traciłam nadzieję, że coś zmieni się na lepsze. Do
tego wszystkiego doszedł stres związany z wyjazdem, nie wiadomo na jak długo i
tak daleko od domu i dzieci. Byłoby inaczej gdyby Mirek wspierał mnie, nie byłoby
tak ciężko wyjeżdżać. Lecz on zawsze przygniatał mnie gdy upadałam, więc czego
oczekiwałam teraz?!?
Na dwa dni przed wyjazdem spakowałam walizkę i poszłam
na autobus do Bartoszyc by pozostały czas spędzić u Doroty. Wyciszyć się
wewnętrznie, o ile tylko dam radę! Wyszłam z domu bez pożegnania z Mirkiem. Ciężko
było iść po rozmokłym śniegu, nogi zapadały się w breji, a walizka zdawała mi
się dwa razy cięższa. Chciało mi się krzyczeć i wyć, to nie tak miało być!!! Łzy
kapały mi przez całą drogę. Z trudem, ale jakoś dotarłam do domu Doroty. To był
trudny dzień. Gdy wieczorem położyłam się spać, a przy mnie moi kochani
wnukowie Szymonek i Adaś nie spuszczali ze mnie wzroku, widzieli że ich babcia się
smuci. Rozumieli, że wyjeżdża gdzieś daleko. Żal mi ich było, z marnym skutkiem
próbowałam jakoś rozweselić. Adaś, wtedy ośmiolatek z troską w głosie zapytał
- Babciu, a co Ty tam będziesz
jadła?
- biedne dziecko martwiło się o babcię. Wzruszył mnie tym pytaniem, przytuliłam
go mocno i powiedziałam
- Nie martw się słoneczko, babcia
sobie jakoś poradzi i kiedyś wróci do Ciebie.
Na
dworzec do Olsztyna skąd miałam wyjazd do Anglii odwiozła mnie Dorota. Przyszła
też Tereska by się pożegnać, to było okropne bo nie było wiadomo kiedy znów się
zobaczymy! Wszystkie trzy bardzo się popłakałyśmy! Autobus ruszył w drogę a ja
wraz z nim… Wszystko zostawało z tyłu i jak na złość przyszło mi na myśl, że
kiedyś już tak wyjeżdżałam. Wszystko zostało za mną gdy zabierano mnie do domu
dziecka. Nigdy więcej tam nie wróciłam, zaczęłam znowu płakać! Oby ta historia
się nie powtórzyła! Przecież wszystko mogło się wydarzyć! Jechałam do obcego
kraju nie znając języka, bo w szkole uczono nas Rosyjskiego! Ja, stara baba,
mając 48 lat na karku, zamiast siedzieć przy dzieciach w domu, muszę włóczyć
się po obcych krajach. Po to by dać szansę mojej rodzinie na przetrwanie, gdy
mój ukochany kraj ma gdzieś jak żyją ludzie i ich dramaty. Podróż trwała 32
godziny. Trudno zliczyć ile w tym czasie wylałam łez, nie chciałabym jeszcze
raz tego przeżywać.
Wysiadłam na Victorii, i gdy wszyscy gdzieś się
rozeszli zostałam sama! Zdałam sobie wtedy sprawę jakim marnym pyłem jestem na
tej ziemi, nie rozumiejąc nic z tego, co mówią Ci wszyscy ludzie! Czułam się
jak na obcej planecie, ze śmieszną walizką, która miała zastąpić mi cały dom…!
☆WESOŁYCH ŚWIĄT ☆
OdpowiedzUsuń✺
✺█✺
✺███✺
✺████✺
✺███████✺
✺██████████✺
✺█████✺
✺████████ ✺
✺███████████✺
✺██████████████✺
▓▓▓
|`'*o.¸.o*'´`'*o.¸.o*'|
|......|`'*o.¸.o*'|.... .|