Do naszego nowego, a
tak naprawdę starego, wybudowanego jeszcze przed wojną, z niemieckiej, dużej
cegły domu o murach na pół metra grubych i fundamentach z kamienia
wprowadziliśmy się pod koniec lutego. Mieliśmy miesiąc czasu na załatwianie
wszystkich formalności i przeprowadzkę oraz oddanie kluczy do naszego
mieszkania nowym właścicielom. Pozostał nam wciąż garaż, tuż przez ulicę. I ten
garaż bardzo ułatwił nam sprawę, ponieważ wszystkie zbędne meble i rzeczy
złożyliśmy właśnie w nim. Do domu zabraliśmy tylko niezbędny sprzęt by nie
zagracać pokoju, który na początku miał służyć nam za sypialnię, kuchnię i
łazienkę. Za toaletę służyła nam budka przycupnięta z boku stodoły. Wodę trzeba
było nosić ze studni, ponieważ mróz rozsadził rury, które je doprowadzały! Nie
było łatwo. W stodole znajdował się hydrofor, który doprowadzał wodę ze studni
do domu, lecz najpierw musieliśmy to wszystko uruchomić! Mimo to cieszyłam się,
że mam ten dom! Po pierwszej nocy przespanej w nowym miejscu podeszłam do okna
i widząc ogromną stodołę nie mogłam uwierzyć, że to wszystko należy do mnie!
Zawołałam Mirka i pytałam
- Wierzysz, że to jest
nasze?!? Bo do mnie jeszcze to nie dociera. I gdy tak staliśmy przyszło mi do głowy coś zabawnego.
- Zobacz, jesteśmy teraz jak Bogumił i Barbara z „Nocy i Dni” - a on zaczął się śmiać.
-Ty
to masz pomysły!
Pierwszego dnia musieliśmy ochłonąć. Po tak napiętym w
wydarzenia okresie, zaczęliśmy obchodzić dom i posesję, poznawać co i gdzie się
znajduje. Matko Boska, jak dużo tego było! Dla mnie gdzie w bloku miałam
ograniczone pole widzenia, cztery ściany i balkon, tu wszędzie dominowała
przestrzeń! Pola, niebo i drzewa! Dużo drzew - jabłoni, śliwki żółte i
granatowe, wiśnie i grusza, a na szczycie domu pięły się winogrona. Jednak to
wszystko zobaczyłam dopiero latem gdy zaowocowały, miałam własne zdrowe owoce!
Wiosną posiałam duży ogródek warzywny, który pięknie obrodził i już nie bałam
się niczego! Tu nie płaciłam czynszu, tylko raz w roku podatek. Opłata za wywóz
śmieci to 15 zł za kwartał, czyli tyle co nic! Za wodę nie płaciliśmy, bo po
wymianie rur na nowe nie było w domu kłopotu z wodą. Hydrofor dobrze pracował i
podawał wodę ze studni do domu. Nareszcie byłam spokojna i nie bałam się o nie
zapłacony czynsz! Dom był naprawdę stary, a w jednym z pokoi na karniszach
jaskółki uwiły sobie gniazdo, nie trzeba nic więcej dodawać by pobudzić
wyobraźnię co do jego stanu. Lecz ja nie widziałam dziurawych podłóg, drzwi czy
okien, oczyma wyobraźni widziałam jaki będzie. Będę ciężko pracować by
stał się domem, w którym będzie radość miłość i wzajemny szacunek! Pokochałam
go od pierwszego dnia.
Remont zaczęliśmy od
najpotrzebniejszych pomieszczeń, czyli łazienki, kuchni i WC, bez których
trudno funkcjonować. Na początku naszego pobytu Mirek zbudował na podwórku nowy
wiejski przybytek z serduszkiem, który nazwaliśmy „Bajamaja”!
Czasami padało pytanie „Gdzie
idziesz?” i odpowiedź na nie - „Do bajamai!”,
z czego mieliśmy niezły ubaw! Na strychu znajdował się rodzaj pokoju, do
którego prowadziły wszystkie wloty kominów z całego domu. Rozciągnięto tam
druty, na których ktoś wcześniej wędził sobie pewnie słoninkę, szyneczki i inne
pyszności! Wypisz wymaluj obrazek wyjęty z „Nocy
i Dni”. Do dziś pozostał tam komin, zwany potocznie „babą”. Na niższym poziomie znajdowało się czarne, okopcone
pomieszczenie, które wcześniej służyło za magazyn. Były tam kosze z węglem, motyki
i całe mnóstwo rupieci! Okropne! I właśnie tam postanowiliśmy zrobić łazienkę i
toaletę. Rozpoczęła się męcząca harówka, zbijanie tynków, sufitów, kucie starej
podłogi i wylewanie nowej. Byliśmy zmuszeni do wymiany instalacji elektrycznej w
całym domu, bo stara nie nadawała się już do niczego.
Dobrze, że było tyle
pracy. Mirek miał zajęcie, nie myślał o głupotach i cieszyła nas każda nowa
rzecz, która została już wykończona. Remont pomalutku posuwał się do przodu. Na
początku zamieszkałam w tym domy tylko ja i Mirek, Marta została u Agnieszki. W
momencie gdy zaczęły działać już kuchnia, łazienka i ubikacja, do domu
wprowadziła się Agnieszka wraz z mężem i córką. Zajęli pokój, który się
znajdował w drugiej części domu, nadawał się do zamieszkania po małym remoncie.
Warunki były trudne, ale lepsze to niż płacenie za stancję. Pieniądze można
było przecież przeznaczyć na materiały potrzebne do remontu. Prawdę mówiąc
mieszkaliśmy jak koczownicy.
Funduszy wystarczyło
tylko (albo aż) na wykończenie kuchni, łazienki z WC i pierwszego
przedpokoju, bo w domu znajdują się dwa. Niestety finanse szybko stopniały,
zaczęły się dylematy za co dalej remontować?!? Z tego co było już zrobione,
byłam bardzo zadowolona. Szczególnie, że dało się żyć. Na resztę udogodnień
trzeba będzie wciąż pracować i nie poprzestać w staraniach.
Piękna zima! Mróz pobielił moje drzewa przed domem. Mogłabym godzinami patrzeć na taki obrazek. |
W tle, za krzakami nasza już historyczna "Bajamaja"! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz