Nie były to konkretne modlitwy lecz cała msza! Myślę, że ktoś dał mi znak!
Tymczasem wracam do właściwego dnia, w którym musiałam udać się w
ważnej sprawie do Urzędu w Sępopolu. Idąc drogą omal nie nadepnęłam na nowiutką
paczkę chusteczek higienicznych. Może to głupie, lecz podniosłam ją. „Przecież były nowe! Szkoda ich” - taka
była moja myśl. Schowałam więc chusteczki do kieszeni i poszłam dalej. W
Urzędzie nie przyjęto mnie jak należy, podle się z tym poczułam! Wracając do
domu naszły mnie żale do całego świata i do tego, że w ogóle oddycham. Gardło
zacisnęło mi się do bólu, łzy o mało nie trysnęły, lecz dzielnie się trzymałam
by nie płakać na ulicy! Wiedziałam, że ludzie dopiszą do łez swoją historię, a
tego chciałam uniknąć! Po drodze do domu mijałam pusty o tej porze kościół, więc
chętnie do niego skręciłam. Pomyślałam „chwilkę
posiedzę w ciszy, uspokoję się, minie zły nastrój”. Gdy tylko usiadłam w ławce strużki cichych łez popłynęły bez
kontroli po policzkach. Przypomniałam sobie o chusteczkach, które znalazłam, bo
swoich oczywiście nie miałam! Wyjmując je z kieszeni spojrzałam na ołtarz i
powiedziałam pół głosem:
-
Wiedziałaś, że będą mi potrzebne! Dzięki - jakoś mnie to
trochę rozbawiło. Posiedziałam jeszcze chwilę a gdy emocje opadły wróciłam do
domu. Pozostała część dnia przebiegła już spokojnie.
Opiszę jeszcze jedno wydarzenie, które zasługuje na
uwagę i pozostało w pamięci nas wszystkich.
Zbliżało się Boże Narodzenie. Z Mirkiem mieszkaliśmy
wciąż jeszcze Nad Łyną w Bartoszycach, a Dorota z mężem na Działkach. Był brzydki,
ponury dzień, okropna szaruga. Wiatr zacinał deszczem ze śniegiem. Przechodniom
trudno było poruszać się po breji zalegającej na ulicach. Dorota wyszła do
miasta po zakupy świąteczne i wpadła do mnie do domu zmarznięta i przemoczona.
Nie była szczęśliwa!
-
Wiesz co mi się przydarzyło?
-
No nie wiem, mów - patrzyłam na nią uważnie.
-
Chyba w autobusie miejskim ktoś ukradł mi portfel! Przeszukałam całą torebkę i go
nie ma!
-
Może został w domu?
-
Na pewno go zabrałam. Jeszcze nie zdążyłam być w żadnym sklepie, to gdzie by
się podział? - mówiła załamana.
Wiadomo, że pieniędzy nigdy nie było zbyt wiele! I każda strata
była dotkliwa, a Dorota miała w portfelu około trzystu złotych! To nie tak mało.
Cóż miałam zrobić! Podzieliłam się z nią swoimi pieniędzmi i powiedziałam:
-
Dobrze, nie martw się, damy radę! Stało się i koniec, jakoś to będzie.
Chwilę jeszcze posiedziała, wypiła kawę i poszła do
swojego domu. Zajęłam się swoją pracą, której nie brakowało przed świętami. Po jakimś
czasie zadzwonił dzwonek do drzwi więc poszłam zobaczyć kogo to przywiało w
taką pogodę! Gdy otworzyłam drzwi moim oczom ukazał się człowiek o wyglądzie
kloszarda. Zarośnięty, ubrania jakby rok ich nie zdejmował. Grzecznie zapytałam
w czym mogę pomóc? Byłam pewna, że poprosi o pomoc lecz stało się coś zupełnie
nieoczekiwanego!!! Zapytał:
-
Czy tu mieszka Dorota Ch.?
-
Nie, ale to moja córka. Była u mnie dziś, ale już poszła do swojego domu. Czy
mogę wiedzieć o co chodzi?
-
Tak, znalazłem jej portfel i chciałem go oddać - nie wierzyłam własnym uszom!
-
Naprawdę? Jak Pan tutaj trafił?
-
Byłem na Piłsudskiego i tam mi dali ten adres
- Na Piłsudskiego mieszkali teściowie! To było około trzech kilometrów od
naszego domu!
-
A jak Pan tam trafił? - nie mogłam się opanować by nie zapytać.
-
W portfelu było imię i nazwisko, pytałem ludzi czy ktoś zna tą osobę?
Pokierowali mnie właśnie tam! - No tak, nazwisko
Barszcz było znane w mieście i udało się temu Panu trafić pod właściwy adres.
-
Nie do wiary, że Pan tyle się nachodził by oddać pieniądze! I to w taką pogodę!
Może wejdzie Pan do środka i napije się gorącej herbaty? - musiałam mu to zaproponować bo był bardzo zmarznięty.
-
Nie dziękuję! Proszę oddać ten portfel córce -
i podał mi go. Otworzyłam zaraz, nie po to by przeliczyć pieniądze, lecz by dać
mu część tej sumy. Nie chciał ich przyjąć, powiedział że gdyby chciał tych
pieniędzy, to by je po prostu zabrał. W końcu jednak przekonałam go by przyjął
je bo mu się należą . Podziękował i po prostu poszedł. Nie wiem jak się nazywał
i skąd był. Trochę żałuję, że nie zapytałam choć mogłoby to wyglądać na
wścibstwo. Później opowiadałam o tym znajomym, jak o cudzie Bożenarodzeniowym!
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz