Życie było hojne. Z jednej strony nie szczędziło mi
trudnych i bardzo trudnych chwil, z drugiej nie poskąpiło przyjemnych i
szczęśliwych dni. Do tych przyjemnych z całą pewnością mogę zaliczyć wycieczki,
na które miałam możliwość jeździć już jako wychowanka Domu Dziecka. Mogę śmiało
powiedzieć, że Polskę zwiedziłam wpierw z Domem Dziecka a później z zakładami
pracy, które bardzo często organizowały kilkudniowe wyjazdy dla swoich
pracowników. Były to w miarę tanie wycieczki, gdyż zakłady pracy pokrywał sporą
część kosztów. Grzechem byłoby nie korzystać z takich okazji, więc wraz z
Mirkiem korzystaliśmy gdy tylko nadarzała się sposobność. Były to jedne z
fajniejszych chwil w naszym życiu. Czasami gdy wydawało się, że na mojej drodze
same dołki i trudno iść by się nie potknąć, zawsze zjawiał się ktoś kto
potrafił wyciągnąć pomocną dłoń. Szósty zmysł mojej przyjaciółki zawsze pozwalał
jej trafić w moment gdy potrzebowałam rozmowy i oddalenia się od moich
problemów. Jakby była kimś kto strzeże mojego stanu psychicznego! Często odbierałam
telefon:
- Tereńcia co byś powiedziała gdybyś
przyjechała do Olsztyna?
- Po co?
- Na jakieś „babskie” spotkanie, musisz się odstresować.
„Odstresować” to jej ulubione słowo. Zapraszała
jeszcze nasze wspólne koleżanki i szłyśmy na Starówkę na dobrą kawę, obiad czy
spacer. Takie spotkania czasami przeciągały się do północy, ale faktycznie robiły
one dobrze nam wszystkim. Często miewała pomysły gdy potrzebowałyśmy więcej
wrażeń. Wymyślała czasami wycieczki czy kilkudniowe wypady do gospodarstw
Agroturystycznych. Zbierała się wtedy całkiem spora grupa zaprzyjaźnionych osób
i z całą pewnością się nam nie nudziło!
Nigdy nie zapomnę dnia, w którym zadzwonił telefon a z
drugiej strony usłyszałam głos mojej przyjaciółki:
- Tereńcia szykuj się, jedziemy
na wycieczkę!
- To był zły moment. Nie miałam ochoty na nic, w dodatku dokuczała mi rwa
kulszowa. Paskudna sprawa z tą rwą.
- Teresa, czyś Ty oszalała?!? Ty
możesz sobie jechać, a mnie na dzień dzisiejszy nie stać na wojaże! Poza tym ledwie
się poruszam przez tą rwę!
- Nazbieraj tylko na lody i masz
miesiąc na wyzdrowienie, dasz radę! - jej radość i optymizm sączyła się ze słuchawki, tak
że zapragnęłam pławić się w jej dobrym nastroju. Przelała na mnie tyle energii,
że zaczęłam wypytywać o tą wycieczkę.
- Jedziemy do Włoch na dziewięć
dni! Pojedzie z nami jeszcze Krysia J., bardzo sympatyczna osoba!
- Ale jak? Kto organizuje ten
wyjazd?
- Nie martw się. Jedziemy z
Biurem Turystycznym, będziemy mieć pilotkę. Wszystko już załatwione! - dobry nastój jej
nie opuszczał.
Matko
Boska, czym sobie zasłużyłam na taką przyjaciółkę! Niczego ode mnie nie
potrzebowała, mówiła że wystarcza jej to, że jestem! Nigdy na mnie się nie
zawiodła i takie tam „bzdety”! Jej
mąż Staś dziwił się o czym można tyle czasu rozmawiać? Potrafiłyśmy
przesiedzieć pół nocy na rozmowach, a rano zostawało jeszcze masę tematów do
dalszej pogawędki. Nigdy się z sobą nie nudziłyśmy.
I
pojechałyśmy na tą wycieczkę do Włoch. Nową koleżankę Krysię poznałam przy
autobusie. Bardzo elegancka kobieta, której sposób mówienia prawie każdego
wprawiał w osłupienie! Charakterystyczny głos, dobór słów i gestykulacja sprawiały
wrażenie osoby z wyższych sfer, co na początku dystansowało mnie do niej. Lecz
przy bliższym poznaniu okazała się „super
babką”. We Włoszech bawiłyśmy się świetnie i zwiedziłyśmy naprawdę dużo
cudownych miejsc! Począwszy od Florencji, jadąc dalej na północ kierowałyśmy
się do miejsc, które miałyśmy w dalszym planie do zwiedzania. Było to Monte Casino
i Klasztor Benedyktynów, Pompeje i Stary Rzym, Watykan i jego muzea. Miałyśmy
dużo szczęścia mogąc zobaczyć naszego Papieża gdy na placu św. Piotra udzielał
audiencji młodym parom. Zrobiłam nawet pamiątkowy film z Ojcem Św. Byłyśmy w
San Marino, Wenecji i Asyżu. Popłynęłyśmy wodolotem na wyspę Capri, gdzie
turkus wody kusił do kąpieli. Mogłabym opisywać każde z tych miejsc, lecz zbyt
wiele miejsca trzeba by na to poświęcić. Ograniczę się tylko do dwóch dziwnych
zdarzeń, które najbardziej zapadły w mej pamięci.
Zwiedzając Watykan dotarłyśmy do ogromnych wrót z
płaskorzeźbami, które są otwierane przez Papieża tylko raz w roku. Jak
wyjaśniła pilotka, dzieje się tak by wierni mogli przez nie przejść i doznać
oczyszczenia. Patrzyłam na nie i zastanawiałam się co w nich jest takiego
specjalnego, że mają taką moc? Nic szczególnego w nich nie widziałam, poza
ogólnym wrażeniem artystycznym były ogromne! Na wysokości człowieka na całej
szerokości drzwi, metal miał inny kolor. Był wypolerowany od dotyku rąk tysięcy
wiernych, którzy chcieli poczuć bliskość z tym cudem. Również do nich należałam,
byłam ciekawa po co to robią? Nie czułam nic szczególnego poza zimnym metalem! Gdy
grupa zaczęła się oddalać a przy wrotach zrobiło się pusto, z niejasnego powodu
poczułam potrzebę by wrócić tam na chwilę. Ponownie stanęłam przed wrotami i
przyłożyłam do nich obie ręce. Tym razem nie był to już tylko zimny metal!
Ogarnął mnie dziwny nastrój. Chciało mi się płakać, choć wcześniej byłam w
dobrym humorze! Szybko odeszłam z tego miejsca, bo grupa już znacznie się
oddaliła a nie chciałam się zgubić. Nie mogę zapomnieć o tym miejscu właściwie
do dziś.
W Asyżu spotkało mnie coś równie dziwnego. Gdy byłyśmy
w podziemiach Bazyliki, przy grobie św. Franciszka usłyszałam dziwny szum. Rozglądałam
się w poszukiwaniu wentylatora lub innych urządzeń, które mogły emitować te
dźwięki pomyślałam, że ktoś mógłby zamontować coś cichszego w takim miejscu jak
to! Po wyjściu zapytałam pilotki co tak huczało w podziemiach. Popatrzyła na
mnie dziwnie i odrzekła, że niczego takiego nie słyszała! „Jak to nie słyszała! Chyba stroi sobie ze mnie żarty, przecież nie
dało się tego nie słyszeć!”. Okazało się, że oprócz mnie, nikt włącznie z
moimi koleżankami niczego nie słyszał! Masakra, o co w tym wszystkim chodzi? Czy
ja fiksuję? To wcale nie było śmieszne! Pilotka z uśmiechem na twarzy stwierdziła,
że chyba zostałam wybrana! Cokolwiek to miało znaczyć, wcale mi się nie
podobało!
Z tej wycieczki przywiozłam sześć godzin filmu.
Czasami siadam z kawą przy kominku i wspominam oglądając film. Obiecałam sobie,
że też zrobię komuś taką przyjemność, zapraszając go na wycieczkę. Kogoś kto
nie miałby możliwości wyjazdu a zasługuje na otrzymanie odrobiny szczęścia. Tak
jak ja zostałam nim obdarowana. Swoją obietnicę już spełniłam, jestem z siebie dumna
i szczęśliwa szczęściem tej osoby. Ale to opiszę w dalszych postach…
ASYŻ. Wraz z Tereską i Krysią odpoczywamy po męczących wędrówkach. |
FLORENCJA. Na zdjęciu ja z Tereską. |
MONTE CASINO. |
WATYKAN. Na zdjęciu ze znajomą z autobusu. |
WENECJA. Plac Św. Marka. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz