poniedziałek, 28 października 2019

Witam Serdecznie. Wracam tu, po długiej nieobecności 

 

 





Długo mnie tu nie było. Wykorzystałam ten czas, by blog, który już znacie przekształcić, w książkę w wersji papierowej, i oto jest.   

Książka na rynku jest zaledwie od dwóch miesięcy, ale już dużo wokół niej się dzieje. Jestem szczęśliwa że udało mi się przejść przez trudny, i dla mnie nieznany proces związany z wydawnictwem. Okazało się po raz kolejny, że jest mnóstwo ludzi, którzy jak dobre duszki, trwają przy mnie,i wspomagają gdy się zniechęcam. Idę więc dalej, do przodu.



   
    




Dziękuję Wszystkim czytelnikom Bloga, za wytrwałość jaką się okazaliście, gdyż wciąż odwiedzaliście moją stronę.W następnych wpisach będę informować Was, co się dzieje z tak długo wyczekiwaną książką. 

DO  NASTĘPNEGO   

                                                                                                                                                          








sobota, 4 lutego 2017


Oto moje cudowne widoki z tarasu, w różnych porach roku.







Zapach wspólnego świątecznego stołu, blask światełek, to jest to, co lubię najbardziej i te za oknem cudowne zachody słońca. Wierzba niegdyś tak malutka, dziś wybujała pod niebo, a tuż obok niej wyrosła jej bliźniacza siostra, wspólnie szumią i plotą warkocze małej historii.
Czasami stając na tarasie, z pachnącą szklanką kawy, zachłystam się pięknem Sępopolskiego nieba. Wystarczy przymknąć oczy, by poczuć magię i dotyk wiatru buszującego we włosach, a wszystko staje się jasne dlaczego chcę powrócić, do polskiego domu, by zostać tu na zawsze.
Byłabym niesprawiedliwa, gdybym powiedziała, że nie podoba mi się w Anglii. Podoba i to bardzo. Drzewa, krzewy, kwiaty rosną o wiele szybciej, być może piękniej, i trochę inaczej. Ptaki budzą każdego ranka. Niektóre widoki przykuwają cię w miejscu, i ta świadomość że dotykasz historii niegdyś mrocznej Anglii. Dreszcz przechodził mi po plecach gdy dotykałam dłonią murów i stawiałam stopę na posadzkach w zamku Windsor. Sama świadomość, że dotykała ich prawdziwa królewska rodzina, tak jak wielu rycerzy, dam i królów, takiego uczucia każdy powinien doświadczyć.
To właśnie w Anglii miałam okazję poznać ludzi wielu narodowości, takich jak z Nepalu, Chin, Tajlandii, Barbadosu, Słowacji, Bułgarii, Afryki, Rumunii, Indii, Filipin Iraku i Pakistanu, nie sposób spamiętać wszystkich, nie o to przecież chodzi, takiej możliwości nie miałabym w Polsce. Jak przysłowie mówi "wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej''.
Za granicą zawsze będę tylko gościem, w Polsce jestem w domu, może skromniejszym i z błotkiem podczas deszczu, ale moim, i żaden landlord, nie staje mi na drodze.
Po wielu potyczkach, zszarganych nerwach do których nie chce mi się już wracać, Landlord nie poklepuje Rega po plecach ze słowami "Ty ze mną nie wygrasz, bo ja mam pieniądze'' tylko z inną śpiewką "Nie będę się ciągał z Tobą po sądach''. Myślę, że to nie koniec balansowania na krawędzi, biała flaga nie została wywieszona.
Czasami myśli moje czarniejsze od nocy, a mroźny wiatr goni duszę zaplątaną w węzeł gordyjski, który wydaje się nie do rozwiązania.
A życie nie pytając nas o zgodę plecie swoje własne zawiłe ścieżki, i za nic ma nasze wypielęgnowane trakty.
Jedna z tych zawiłych dróg wyprowadziła rodzinę, mojej najstarszej córki Doroty do Wielkiej Brytanii. Wyemigrowała na obcą ziemię w poszukiwaniu nieba. Zapakowała życie i zrujnowane zdrowie w trzy walizki, i ruszyła by trwać. To już drugie moje dziecko wyleciało za morze, jak ptaki podążyły za matką. Nie tak miało być, Chciało mi się wyć z bezsilności.
W kraju został tylko płacz mojego najmłodszego dziecka, z doganiającym pytaniem
-Kiedy wrócicie?..... kiedy wrócicie?
W sercu cichym szeptem odpowiadałam jej
-Nie płacz słoneczko, bardzo szybko wrócę, otrę Twoje łzy, nie zostawię Cię samej, razem zadbamy o ciepłe gniazdo, by Twoje siostry, a moje dzieci miały dokąd wracać, by znowu zasiąść przy ognisku z gitarą i śpiewem, który poniesie się ponad polami i nic nie będzie nam straszne. Będziemy na nich czekać.
W takich chwilach troski nie pozwalają spokojnie zamknąć oczu, poduszka taka jakaś niewygodna, nie daje wygodnego spoczynku. Księżyc zbyt ciekawski zagląda w szkliste oczy i nie wiesz, jak to wszystko ogarnąć.
 Dzięki Ci Panie za Rega, uczyniłeś go mężem i opiekunem moich trosk, to On osłania mnie przed ciosami dnia codziennego. Dzięki za wiarę, że niemożliwe staje się ciałem. Pokochał kobietę z dalekiej Polski, pokochał jej dzieci, obyczaje, gościnność i radość świętowania. Chociaż nie może zrozumieć, co to za święto imieniny, wtedy mówię.
- Reg wybierz sobie najpiękniejszy dzień w roku, tam w kalendarzu dopiszę Twoje imię i będziesz miał swoje imieniny-wtedy z uśmiechem tylko kręci głową.

Podczas moich jednych z wielu imienin obchodzonych w Anglii bawiliśmy się wyśmienicie, zięć Sebastian tradycyjnie z gitarą w ręku, Mirek, Dorota, Agnieszka i wszyscy inni goście wyśpiewywali ulubione kawałki, i tańce były do późna. W którymś momencie Sebastian opadł na fotel, bez dalszej chęci do zabawy, trochę go zmogło, przemknęło wszystkim przez głowę. Było dosyć późno, więc rozstaliśmy się by odpocząć po szaleństwach.
Następnego ranka telefon od Agnieszki natychmiast spędził resztki snu z powiek
-Mamo biegnij do Doroty, dzwoniła do mnie roztrzęsiona, i płacze
-Boże co się stało?!
-Sebastian blady jak kreda, padł na ziemie i nie podnosi się
O Matko Boska, co się dzieje, biegłam chyba szybciej od swoich myśli, w kilka minut byłam na miejscu.
Patrzę, Sebastian leży blady na ziemi i ten, który jak większość facetów stronił od lekarzy, tym razem prosił o pomoc.
To musiało być poważne.
Linia na pogotowie zrobiła się gorąca, to Klaudia prowadziła konwersację z lekarzami, ponieważ jej angielski jest płynny, bez polskiego akcentu. Stres udzielał się mam wszystkim, a ona czternastolatka musiała nad nim panować. Patrzyłam na nią z podziwem, Boże dziecko jesteś taka młodziutka, a już taka dorosła, nie jeden chciałby mieć Twoją dorosłość.
Widziałam jak zmagała się ze łzami, by rzeczowo odpowiadać na pytania lekarzy. Pogotowie przyjechało z Oxfordu, po wstępnych oględzinach zapadła decyzja
-zabieramy do szpitala-z karetką pojechały też Dorota i Klaudia potrzebna w tłumaczeniu
od razu podano mu krew i osocze. Okazało się że wykrwawiał się z przyrodzenia, stąd ta bladość.
po wstępnym zażegnaniu zagrożenia, przewieźli go na inny specjalistyczny szpital. Nieopodal tego pierwszego gdzie się nim zajęto wstępnie.
Gdy wieźli go korytarzem na dalsze badania, wyglądał już nieco lepiej.
Klaudia zadzwoniła do mnie i mówi.
- Babciu, wujka zawieźli gdzieś na badania, ale wiesz co on zrobił?
- nie wiem
- ledwo ręką machnął i jeszcze puścił do mnie oczko, wiesz jak mnie to rozwaliło, wyszłam i tak się rozpłakałam, że nie wiem.
- słoneczko, to stres Ci się uwolnił, i dałaś mu ujście to dobrze. Kocham Cię jesteś wielka.
Dorotka z Klaudią, Agnieszką i jej mężem bo już dojechali za nimi do szpitala, czekali na poczekalni na jakieś informacje od lekarzy.
Czas mijał nieubłaganie, zadawali sobie na wzajem pytania- co tak długo? ile może trwać zwykłe badanie.
Różne myśli chodziły po głowach, coś musiało się stać żadne badanie nie trwa trzy godziny. Emocje sięgały zenitu.
w końcu było słychać odgłos pchanego łózka szpitalnego, wszyscy zerwali się na równe nogi chcąc zobaczyć czy w końcu, wiozą Sebka. Tak to był on.
Za chwilę, przyszli lekarze, przekazać nam informacje.
I opowiadają Klaudia tłumaczy.
Robiąc dokładniejsze badania, które polegały na wprowadzeniu kamerki do pęcherza, by ustalić źródło krwawienia, doszło do wypadku i przerwaniu pęcherza, brzuch Sebastiana zaczął pompować się jak balon. Szybko musieliśmy go otworzyć, by ratować mu życie.
Po otworzeniu rany, stwierdziliśmy dużo ognisk zmian rakowych, usunęliśmy to co się dało na chwilę obecną, i wysłaliśmy próbki do dalszego badania. Więcej na chwilę obecną nic nie możemy powiedzieć trzeba czekać na wyniki. Wyniki przyszły dość szybko i diagnoza okazała się jedną z tych co nie chcieliśmy słyszeć. Bardzo złośliwy rak rozsiany pęcherza.
Chryste Panie co jeszcze?....
To był czarny dzień, dosłownie i w przenośni, asfaltowe niebo wlewało się przez okna, a deszcz mieszał się ze łzami, które nie chciały wyschnąć 
Tego dnia nikt z nas nie był w stanie usiedzieć spokojnie. Serce pękało gdy patrzyłam na łzy dzieci, do dziś słyszę szloch, niemal wycie, najstarszego syna Adama, który ze względu na szkołę pozostał w Polsce i był daleko od ojca
-Nie! tylko nie to!-szlochał, bo cóż więcej mógł powiedzieć.

Od tego wydarzenia upłynął rok, Sebastian to silny facet dobrze przeszedł operację i chemię, tylko włosy zgubił, które szybko odrosły. Bardzo często ma wezwania na szpitalne badania, jest pod stałą kontrolą i dzięki Bogu, bo podczas jednej takiej kontroli szybko wykryli kilka przerzutów w pęcherzu, które zostały usunięte. Mamy nadzieję, że poradzi sobie, chwyci byka za rogi, i wygra walkę z nierównym przeciwnikiem.

Miałam wrażenie że topnieję, energia gdzieś sobie odeszła i nic mi się nie chciało.
W takim stanie ducha siedziałam w swoim ulubionym fotelu z podwiniętymi nogami wpatrzona w jeden punkt.
Przyłapałam się na tym, że gapię się na swoje dłonie, nigdy wcześniej nie patrzyłam na nie w taki sposób. Uniosłam je do góry i oglądałam jak coś cennego. Dotarło do mnie jakim są darem, służyły mi długo i wytrwale. Dziś czas położył pergaminu balsam, w fiolecie żył zaznaczył ścieżki lat, linie życia i przeznaczenia. Niby nic, to tylko ręce, ale w nich całe życie zapisane. Znane powiedzenie mówi "W twoich rękach, twoje życie'' nic dodać, nic ująć.
Jak mocno trzymasz swój ster i dryfujesz po oceanie życia, taki masz rejs.
Mój ster czasami wymykał się z rąk, czasami tonęłam, czasami podtapiałam, by w końcu jakaś fala wynosiła mnie na swoim grzbiecie, ponad wszystko. Wtedy z radością patrzyłam przed siebie na jasny horyzont. Nabierałam wiatru w żagle i ciągnęłam, mój powiększający się okręt.
Na moim rejsie, spotkałam wiele okrętów, tych wspaniałych i tych z poszarpanymi żaglami.
Zbliżałam się do nich, każdy ma jakąś swoją wyjątkową historię.
Opowiem o nich w następnej części ,, Tereski nie płacz 2''

Mamo już nie płaczę, chciałabym móc pokazać Ci, jaka jestem silna, jak wiele żagli wspomagało mój okręt, a każdy z nich ma imiona wyjątkowych ludzi, których spotykałam.
Tylko na jednym maszcie było i jest pusto, nie ma tam twojego żagla mamo, mamo

                                                      KONIEC
                                                 części  pierwszej 








sobota, 16 stycznia 2016

Po względnej ciszy nadciągała burza.
Do nas dotarła pocztą. Może jeszcze nie burza, ale jej pomruki w postaci informacji, którą przesłał do nas Landlord, o tym że właśnie mamy spakować swój dobytek, ponieważ 16-tego grudnia przybędzie ekipa przewozowa, która przetransportuje nasze rzeczy, do mieszkania dla nas przeznaczonego. Koszt przeprowadzki będzie opiewał na około tysiąca funtów, które pokryje Boss. Tak mniej-więcej bez zbędnych ozdobników brzmiał list od Landlorda.

 Z trzepocącym sercem usidlonego ptaka, z podwiniętymi nogami usiadłam w swoim ulubionym fotelu. Zaczęła pochłaniać mnie otchłań. Nie wiedziałam co robić. Tkwiłam tak przez jakiś czas.
Przecież z każdej czeluści musi być jakieś wyjście, trzymałam się tej myśli, tylko trzeba znaleźć odpowiednie bramy i mosty, by iść i nie dać się pogrzebać.
Lubię wyzwania, ale bez przesady, czasami czuję się tak, jakbym próbowała włożyć krople deszczu do chmur.
Tysiąc funtów za przeprowadzkę na odległość, może około 150m. to lekka przesada, za taką kwotę przesłałabym wszystko do Polski. Chyba nigdy nie zrozumiem pewnych wyliczeń.
Z ciężką głową zasiadłam do komputera i zaczęłam wyszukiwanie interesujących mnie tematów, dotyczących konfliktów z landlordami. Znalazłam kilka ciekawych wpisów ludzi borykających się z tym problemem. Szczególnie zainteresowała mnie jedna historia Polaków, którzy od kilku lat mieszkali i pracowali w UK. Dobrze im się wiodło, nie mieli kłopotu z płaceniem czynszu, stać ich było na wakacyjne wyjazdy.
Wszystko do czasu.
Gdy któregoś razu małżeństwo powróciło z udanego urlopu, spotkała ich szokująca niespodzianka. Zamki do ich mieszkania zostały wymienione, a rzeczy w nim znajdujące się zostały umieszczone w jakimś magazynie. Powstała wielka awantura między nimi, a landlordem, która oparła się w sądzie. Landlord postąpił wbrew prawu.
Sąd nakazał przywrócenie utraconego mieszkania i pokrycie kosztów magazynowania, ale nim to wszystko nastąpiło minęło sporo czasu, Ci ludzie musieli gdzieś zamieszkać i od początku urządzić się i tak poza tym, nie chcieli mieć już nic wspólnego do czynienia z tym panem.
Nastąpiło zwyczajne tak zwane ,,zmęczenie materiału'' mieli dosyć ciągania po sądach, prawnikach i tak dalej... Na koniec można tylko machnąć ręką z siarczystym ,,wal się..''
Na tym polegało całe posunięcie landlorda, by pozbyć się nie chcianych już lokatorów.

Przyszło mi do głowy, że nasz landlord, może kombinować coś podobnego.
Wszystko jakoś zaczęło pasować.
Wiedział, że każdego roku 10 grudnia lecimy do Polski na okres świąteczno-noworoczny. W piśmie była mowa o 16 grudnia czyli nas, by nie było.
Pusta chata, hulaj dusza piekła nie ma, jak to się mówi.
Można pakować graty i wyjazd. A w razie jakichkolwiek, naszych sprzeciwów Boss miałby podkładkę na swoje usprawiedliwienie, że zostaliśmy poinformowani o przeprowadzce. I sytuacja byłaby identyczna jak, ta o której czytałam. Czułam że jestem na właściwej drodze. Adrenalina dodała mi skrzydeł, musiałam teraz wysunąć się na krok przed Bossa i czekać na jego ruch.
To jak gra w szachy, tylko kto zada ostatni ruch. Szach i mat.
Mam nadzieję że to będę ja.

Właściwie to nigdy nie grałam w szachy, ale myślę, że polega ona, na posunięciach by zablokować przeciwnika i nie dać się zbić. Muszę zapobiec ewentualnej wymianie zamków, to proste, nie wolno nam było pozostawić mieszkania bez opieki. Ot i powstał dylemat, kto nie pojedzie do Polski na święta, kiedy właśnie wszyscy chcieli jechać. Ktoś musiał iść na kompromis. Reg powiedział że zostanie by w domu nic się nie wydarzyło. Jednak los zdecydował inaczej. Okazało się, że Klaudia nie może bez specjalnej zgody Dyrekcji, opuścić szkołę, by wcześniej wyjechać do Polski. Mirek też miał w pracy napięte terminy, a i koszt wyjazdu w ostatniej chwili wzrósł bardzo.
Po przeanalizowaniu wszystkich aspektów doszli do wniosku, że to oni zostaną w Anglii a Reg niech jedzie do Polski.
Była to trudna decyzja Klaudia buntowała się i płakała, Agnieszka też chodziła przygnębiona. Cóż życie dyktuje swoje prawa.
Umówili się z zaprzyjaźnionymi Polakami na wspólne świętowanie i jakoś miało to być.
Reg poinformował Bossa, by dać mu do zrozumienia, że mieszkanie jednak nie zostanie puste, bo pozostają w nim dzieci. Boss musiał skorygować swoje plany, jeśli takie miał.

W Polsce jak co roku miałam pełne ręce pracy, dekoracje w domu, dekoracje ogrodu, by nie zawieść ludzi którzy jak to się stało już tradycją przyjeżdżają oglądać iluminacje świetlne. Podczas dnia, nie było czasu na zamartwianie się, tylko wieczory przynosiły zadumy. Myślałam o tych co zostali sami w Anglii.
Podczas rozmowy z Agnieszką przez internet, nie dało ukryć się smutku, że nie jesteśmy razem.
- Wiesz mamuś-mówiła-kopiliśmy prawdziwą choinkę i będzie jak w domu.
- To świetnie.
- Wiesz co zrobiłam?
- No nie, opowiadaj.
- Włączyłam polskie kolędy, by zrobić fajny nastrój świąteczny, wzięłam się za ubieranie choinki. Zawiesiłam kilka bombek, ale kolejne utknęły mi w ręku. Stoję patrzę na te bombkę i płaczę, prawie że łkam. To kolędy sprawiły, że tak bardzo zabrakło mi domu, rodziny przy choince, świątecznych światełek i tego całego gwaru dzieci, przy rozpakowywaniu paczek od Mikołaja.

W dzień Wigilii z rana Agnieszka z Klaudią i Mirkiem stanęła w drzwiach domu w Polsce. Powiedziała, że w sekundę po tym, jak się wypłakała, siadła do komputera i za bukowała bilet na prom, że  nie będzie się katować, w nosie ma pieniądze, bo i tak nigdy ich nie będzie dość. Załatwiła z koleżanką, że ta będzie codziennie zapalał na jakiś czas światło w domu, by nikt się nie zorientował o ich wyjeździe. Dzięki Bogu nic się nie wydarzyło, i na święta byliśmy razem.

Oto kilka fotografii z świątecznych dekoracji ogrodu.




Dekoracja w domu.






piątek, 30 stycznia 2015

Uzbrojona w aparatowy karabin, ruszyłam strzelać zdjęcia znienawidzonemu mieszkaniu. Parłam do przodu marszowym krokiem. Reg uzbrojony w klucz, otrzymany od Penny, dopuścił ataku na drzwi frontowe, które z łatwością stanęły otworem. Mimo bojowego nastawienia, już w samym progu z zaskoczenia opadła mi szczęka. Stanęłam jak wryta, bo oto właśnie weszliśmy do mieszkania, w którym ktoś mieszkał!. To jakiś absurd, przemknęło mi przez głowę.
-Jak można mieć klucze do cudzego mieszkania? - zapytałam o to Rega
-Oni mają klucze do wszystkich pięciu mieszkań?
-To chyba jakiś żart! i co pod moją nieobecność mogliby łazić po moich garach, czy oglądać szmaty?
-No tak. Jeśli kiedykolwiek miałabym tutaj zamieszkać, to pierwsze co bym zrobiła, to wymieniłabym zamki, a ten kluczyk mogliby wsadzić sobie w tyłek - prychnęłam ze złością.
Musze jednak przyznać, że pod skórą czaiły się jakieś wyrzuty sumienia wobec ludzi, którzy tu mieszkali, przecież wkraczałam, bądź co bądź, na ich prywatny teren. No trudno, w końcu nie włamałam się i przyszłam w jakimś ważnym dla siebie celu. Usprawiedliwiłam się przed samą sobą.
Odpaliłam aparat i ruszyłam do ataku. Strzelałam zdjęcia na lewo i prawo. Szło mi to całkiem dobrze.
Reg z dziwną miną stał i przyglądał się szafkom w aneksie kuchennym, może nie tyle szafkom co ilości miejsca w nich. Wiedziałam że może być to dobre, ale tylko dla kawalera, nic poza tym.
W pewnym momencie zapytał.
-Gdzie byśmy zmieścili naszą kuchnię?
-Nie wiem może tam w rogu - wskazałam palcem
-A na kartoniku postawisz telewizor - powiedziałam z dozą złośliwości.
Chciałam być niemiła, by zrozumiał o co mi chodzi.
-A lodówkę, kuchenkę zamrażarkę itd. wyrzucisz na śmietnik, bo tu wszystko jest, będziesz korzystał z wypożyczonych, a na końcu zapłacisz za amortyzację.
Zalałam mu trochę jadu za skórę i ze, złośliwą satysfakcją zostawiłam go w tej kuchni. Sama poparłam się na górne piętro, gdzie mieściły się dwie sypialnie i łazienka. Brzmi luksusowo, bo jakże inaczej, łazienka na parterze i druga na pietrze, czego więcej chcieć. Przypuszczam, że tak myślał nasz prawnik. Fakty były inne.

Sypialnie uruchomiły moją fantazję, Ooo! nie-nie taką o jakiej można by pomyśleć. Widziałam siebie, jak po przebudzeniu wstaję i walę głową w sufit, w skutek uderzenia, padam jak długa na wyrko, by zapaść w sen nicości.
Ja z metra cięta stojąc na środku pokoju, mogłam z zadowoleniem powiedzieć
"ależ mi się urosło! głową sufitu sięgam'' takie, były skosy w obydwóch pokojach. Łazienka o zgrozo! co za debil ją projektował?! Drzwi otwierały się do środka, przy tak maleńkim pomieszczeniu, był to najgłupszy pomysł jaki widziałam. By dostać się do toalety, trzeba było wciągnąć brzuch, przycisnąć się do kabiny prysznicowej, bo inaczej nie zamknęłaś drzwi, a jeśli ich nie zamkniesz to nie dostaniesz się do toalety, która była tuż za nimi. Przy pełnym otwarciu na wprost, umywalka stykała się z drzwiami, nie było gdzie się wcisnąć.  Ja i Reg z trudem przeciskaliśmy się do tego przybytku wszelkiej ulgi. W razie pośpiechu ktoś przy tuszy, z łatwością może wycisnąć, co trzeba do kabiny, bo dalej by nie przeszedł. Ot i pełen luksus. W sypialniach by posprzątać podłogę, trzeba by paść na czworaka. Dla starych dziadów takie akrobacje trochę nie na miejscu. Może i chciałabym być trochę młodsza, ale nie, aż tak, by wrócić do raczkowania.
Właściwie to już miałam dosyć atrakcji, chciałam te wspaniałe warunki jak nas zapewniał prawnik, opuścić bez oglądania się za siebie. Było to jedyne mieszkanie z pięciu, z dwiema sypialniami i ogródkiem. Nie byłabym sobą gdybym nie chciała obejrzeć ogrodowego raju, który był co najmniej z pięćdziesiąt razy mniejszy od naszego. No i nie zawiodłam się ani ciut, ciut. Ogrodzony dechami mały kwadracik stykał się z pięcioma boksami na śmietniki. Latem podczas grilowania insektów, i rajskich zapachów nie zabrakło by nam.
Naładowana mieszanką negatywnych uczuć, wróciłam do domu.
By ulżyć w swojej głowie, zaczęłam przeszukiwać półeczki, z nadzieja że trafię gdzieś na tabletki ,,Goździkowej''
 
Zdjęcia, które stały się moją bronią, zapakowałam i wysłałam do naszego Adwokata, na którego delikatnie mówiąc byłam zła. W naszej sprawie nie wychylił nosa zza biurka. Za duże pieniądze napisał kilka papierków nie popartych żadnymi paragrafami. Takie to i ja sama mogłam sobie napisać, burczałam pod nosem. Nie takiej pracy się spodziewałam. No cóż musiałam zwiększyć obroty myślowe, i radzić sobie jakoś.
Posunięcie ze zdjęciami było trafem w dziesiątkę.
Reg poinformował Bossa o wysłanych zdjęciach z proponowanego nam mieszkania. Nigel B. był zdegustowany i bardzo niezadowolony. Miał pretensje do Rega za to posunięcie.
-Mogliśmy się jakoś sami dogadać, nie o wszystko trzeba pytać adwokatów.
Nie miałam pojęcia, co chciał przez to powiedzieć, ale już nie szydził.  
"Ty ze mną nie wygrasz, ja mam pieniądze''  był zdenerwowany na żonę, że ta dała nam klucze. Szala przechylała się na naszą stronę.
Adwokat widząc zdjęcia zmienił zdanie o atrakcyjności mieszkania, które w żaden sposób nie rekompensowało by nam strat jakie byśmy ponieśli wskutek zamiany. A ja nie zamierzałam niczego tracić, na rzecz Bossa.


Jest to jedna z dziwnych sypialni. Na dolnym zdjęciu ta sama sypialnia, tylko z drugiej strony


Druga większa sypialnia. Tu przynajmniej można gwiazdy pooglądać.
Jedyna szafa w domu, a to rozwiązanie, jak w centrum handlowym.
Tuż za drzwiami jest toaleta, jak się dostać do przybytku ulgi? Oto jest pytanie.
Ogródek na sześć płytek, i towarzystwo śmietników. Pełen relaks. 
owe śmietniki

Na jakiś czas zapanowała względna cisza. Czekałam na uderzenie, tylko nie wiedziałam z której strony ono nastąpi.
A tym czasem nudziłam się. Jak człowiek się nudzi, to do głowy przychodzą, różne głupie pomysły.
Podczas robienia makijażu zaczęłam patrzeć na siebie jak na obcą osobę, im dłużej patrzyłam na twarz odbitą w lustrze, tym bardziej wydawała mi się obca. Pomyślałam, że byłoby ciekawie zajrzeć do swojego wnętrza od środka. Jedynym dostępnym miejscem przez które mogłam tam dotrzeć wydały mi się oczy. Chyba zwariowałam, ale co tam! brnęłam dalej.
Przybliżyłam lustro, tak bym tylko oczy widziała, zaczęłam intensywnie się w nie wpatrywać, głębiej i głębiej, to było dziwne uczucie wymieszane z lękiem, aż ciarki przebiegały po plecach. Miałam wrażenie, że źrenice zaczynają działać jak w trójwymiarze, zaczęły falować i rozszerzać się jak kręgi na wodzie. W pewnym momencie zobaczyłam coś, co mnie tak przeraziło, że ze strachu lustro wylądowało w drugim kącie pokoju. Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. W moich oczach widziałam w całej krasie oczy WILKA . O Chryste! co to było? pytałam sama siebie.
To nie żart, spróbujcie zrobić to co ja, ciekawe co w swoich oczach zobaczycie, ja wystraszyłam się naprawdę, i jakbym mało miała kłopotów to znalazłam sobie jeszcze jeden. Durna pała ze mnie, eksperymentów mi się zachciało!. Dopiero później do mnie dotarło jak niebezpieczna była to zabawa.
Dlaczego niebezpieczna? nie umiem na to odpowiedzieć, tak właśnie się poczułam.
Długo nie dawało mi to spokoju, dlaczego wilk? co to ma ze mną wspólnego? co prawda podobają mi się białe wilki, ale tylko na fotografiach, i nic więcej. Czasami nawiedzały mnie w snach. Nie mogę zapomnieć jednego z nich, w którym zabłądziłam w jakimś głębokim wąwozie, z którego było widać tylko niebo i po bokach urwiste ściany, żadnego wyjścia. Im dłużej szłam tym bardziej błądziłam, co za koszmar, strach miał wielkie oczy. W pewnym momencie kiedy już brakowało sił, na krawędzi zobaczyłam naprawdę dużego białego wilka. Stał i patrzył na mnie, bałam się poruszyć by mnie nie zaatakował, a on postał i ruszył przed siebie, po kilku krokach obejrzał się i zatrzymał, po chwili znowu ruszył przed siebie i tak kilka razy. Zrozumiałam że chce bym poszła za nim. Szliśmy tak razem, ja na dole, on na górze. Wędrówka trwała jakiś czas, aż wilk zatrzymał się popatrzył na mnie, postał i gdzieś sobie poszedł. Uważnie spojrzałam przed siebie i eureka!! Przed sobą miałam wyjście. Z emocji natychmiast obudziłam się. Siadłam na łóżku z oczyma wielkimi, jak pięć złotych. Ciężko było usnąć ponownie.

Opisany sen miał miejsce na długo przed tym, zanim zachciało mi się zaglądać w duszę, te oczy w lustrze, kurcze o co w tym chodzi, przecież nie jestem taka zła.
Ale zaraz, dlaczego zła? czy wilki są złe, czy tylko legendy je tak malują.
Obejrzałam wiele filmów poświęconych watahom wilków, można przekonać się jak dbają wspólnie o stado.
Maluchami zajmują się wszyscy w grupie, to jest piękne.
Zabijają po to by jeść, straszne?-wcale nie.
Ludzie też zabijają, każdy wie, gdzie jego miejsce w grupie.
Na czele stoi wilczyca i pilnuje watahy.
Ja właśnie, chyba jestem taką wilczycą w mojej rodzinie, naprawdę mamy wiele wspólnych cech.
No i zagadka wydała mi się rozwiązana, przestało mnie to przerażać.
Nie opowiadałam o tym Regowi bo i po co, nie było takiej potrzeby.
Za jakiś czas, na urodziny podarował mi łańcuszek. Jakże wielkie było moje zaskoczenie gdy, zobaczyłam prezent. Był to srebrny łańcuszek z wisiorkiem, a na nim wizerunek wilka. 





piątek, 15 sierpnia 2014

Witam Serdecznie wszystkich czytelników śledzących mojego bloga.
Dzisiaj zwracam się do was z gorącą prośbą o Waszą pomysłowość. 

Wiem i zdaję sobie sprawę, że na kolejne wpisy do '' Tereski nie płacz'' trzeba zbyt długo czekać, a to dlatego, że historia dzieje się niemal na gorąco.
Planuję dodać jeden, może dwa wpisy i zamknąć ten cykl, jako część pierwszą. Oczywiście nie oznacza to, że losy Teresy i jej przygoda z życiem zniknie, wręcz  przeciwnie zostanie wzbogacona o losy i przygody spotykanych i poznawanych przez nią ludzi. Może być interesująco i zabawnie.
Moja prośba to Wasze pomysły na TYTUŁ do drugiej części, bo jakoś nic mi nie przychodzi do głowy. Chętnie skorzystam z Waszych propozycji, na pewno któryś mi się spodoba.
Serdecznie proszę o wpisywanie proponowanych tytułów w komentarzach bloga, lub na facebook. Będę niezmiernie wdzięczna.

Część pierwszą '' Tereska nie płacz''  planuję wydać w formie książkowej. Jeśli tylko uda mi się znaleźć na nią fundusze. Wiele osób woli czytać z kartek, ja sama wolę czytać książki, nie ma to jak szelest papieru.  Tym bardziej jestem Wam wdzięczna, za Wasze zainteresowanie i śledzenie przygód w formie elektronicznej. DZIĘKUJĘ !

Dla ciekawości trochę Statystyki:
Blog istnieje już dwa lata i pięć miesięcy. Zainteresowanie wciąż nie słabnie. To miłe i przekonuje bym pisała dalej. Do dnia dzisiejszego, czyli 15 sierpień 2014r. jest 38041 wejścia z bardzo wielu krajów.
Podaję pierwszą dziesiątkę:


Polska- 16673 
Stany Zjednoczone- 13693
Wielka Brytania- 3752
Rosja- 990
Niemcy- 869
Francja- 275
Irlandia- 158
Belgia- 124
Indonezja- 116
Holandia- 98







wtorek, 12 sierpnia 2014

W pierwszym momencie, gdy tylko dotarła do nas wiadomość, o tym co się stało w naszym domu zaniemówiliśmy, lecz tylko na chwilkę, ponieważ natychmiast powstała pełna mobilizacja i jeszcze tego samego dnia wszyscy byliśmy w drodze do Polski. Piszę w liczbie mnogiej, ponieważ Agnieszka z mężem i wnuczką, ruszyli na osiecz kłopotom. Ich mieszkanie, również uległo zniszczeniu, pokój Klaudii, który znajdował się tuż za ścianą mojej kuchni, łazienka i korytarzyk, nadawały się tylko do remontu. Trzeba było zaczynać wszystko od początku. Nie wiedzieliśmy czy mamy płakać, czy też śmiać się. Wybraliśmy drugą opcję, bo cóż nam po płaczu? dziura powstała w wyniku zawalenia sama się nie załata, trzeba było zakasać rękawy i do roboty. Jak to często u nas bywa, puściliśmy wodze naszych wariackich fantazji, gdy w którymś momencie padło hasło, że jeśli jest już dół, to może zrobimy sobie basen w domu. Było przy tym, dużo śmiechu, gdy z każdym zdaniem dobudowywaliśmy historię basenu, i scenki taplającej się w wodzie rodzinki. Powinnam chyba kiedyś pokusić się na spisanie tych naszych durnych pomysłów, które ze śmiechu powalają nas na kolana. Tak naprawdę rozbawiła nas wszystkich reakcja Doroty, która mieszka w Bartoszycach. Co, jak co, ale nasza Dorotka lubiła sobie z rana poleżeć w łóżeczku, gdy usłyszała w telefonie sygnał poczty elektronicznej, niespiesznie otworzyła wiadomość w postaci zdjęcia, które przesłała jej  Marta.
-Co to kur... jest!? - patrzyła próbując rozszyfrować obrazek. Gdy dotarła do niej wredna, ale prawdziwa świadomość co się stało, ubrania właściwie same na nią wskoczyły i po sekundzie była już w drodze do Sępopola gotowa do działania. Dopiero na miejscu gdy trochę ochłonęła spostrzegła, że ma na sobie pidżamę! jak to się stało, że jej nie zmieniła, nie miała pojęcia, żeby było śmiesznie przechodziła w niej, już do końca dnia.

Po raz kolejny zdaliśmy egzamin, nikt się nie oszczędzał i pomagał jak mógł.
Prace trwały niemal rok, a to ze względu na potrzebę "uleżenia'' piachu którym zasypaliśmy, byłą już piwnicę. Udało się ocalić meble, choć wyglądy, że tylko zgarnąć na szuflę i do pieca. Nowa kuchnia działała już na Święta Bożego Narodzenia. Reszta domu nie ucierpiała. Najbardziej byłam dumna ze swojej nowej kuchenki do gotowania, choć poprzednia była całkiem nowa, to jednak zafundowałam sobie o wiele większą, miała sześć punktów do gotowania, a nie cztery jak poprzednia, pięć na gaz i jedno z płytą elektryczną, do tego, też jedną duchówkę z funkcją grilla, drugą z termoobiegiem, trzecią duchówkę tradycyjną i czwartą która służy do przechowywania blaszek patelni, czy czegokolwiek innego. Córki śmiały się ze mnie, że powinnam zmienić sobie na dwupalnikową, bo jestem tylko z Regem, a nie na kuchenkę, jak na stołówkę.
-Przecież, goszczę dużo ludzi w moim domu i muszę sporo gotować.
-Broniłam się.
Naprawdę stała się dla mnie wygodą i zaoszczędzeniem czasu przy pichceniu.

To jest właśnie mój ulubiony mebel w kuchni

                                       

 A oto kilka zdjęć z przebiegu remontu, od gruzowiska ze zbitej podłogi po końcowe wykończenie.

               
Jak widać na zdjęciach mam bzika na punkcie świeczek, lubię ich blask, czerpię z nich jakąś dobrą energię. W okresie świąt Bożego Narodzenia potrafię wypalić około tysiąca sztuk! wcale nie jest to takie trudne, ponieważ jednorazowo zapalam około dziewięćdziesiąt sztuk jednorazowo, efekt jest super, a jakie ciepełko od nich bije, że aż miło.

Fajnie mi w Polskim domu. Zawsze z trudem zbieram się do wyjazdu z niego, do angielskiego mieszkania. Jak ten los dziwnie plecie, kiedyś przez długie lata nie miałam żadnego domu, ani rodziny, a teraz proszę mam, aż dwa domy, trzy córki, szóstkę wnucząt z którymi nie sposób się nudzić.
13-letnia wnuczka Klaudia któregoś razu powiedziała rodzicom. 
-Zostałam zaproszona na urodziny do koleżanki z Wallingford i potrzebuję jakiegoś prezentu dla niej
-Klaudia widzisz, tam stoi super nówka pudełko po butach ,"Puma'' możesz jej dać
-Tato weź się ogarnij, sam sobie daj-broniła się przed dowcipkującym tatą.
-Jak mam jej dać, skoro mnie nie zaprosiła, powiedz jej, że jak będzie grzeczna to dasz jej na drugi rok buty do tego pudełka.
-Tato to ja Tobie dam to pudełko, a mama dokupi Ci buty jak będziesz grzeczny.
-Pyskówka trwała jeszcze jakąś chwilę, przy której śmieliśmy się wszyscy.
Oczywiście następnego dnia podarowała koleżance srebrne kolczyki, bawiła się świetnie.
Innym razem jadąc ulicami Reading, wśród przechodniów szczególnie jedna osoba wyróżniała się swoim wyglądem. Był to młody chłopak ubrany w czerwone tenisówki, niebieskie skarpetki w białe duże grochy, jaskrawożółte spodnie rurki, i jasnozielony frak, włosy związane w kitkę. Trudno było go nie zauważyć, nie dało się.
Zapanowała chwila ciszy w aucie, bo wszyscy mieliśmy nosy przylepione do szyby, głos zięcia sprowadził nas z powrotem na miejsce.
- Ooooo! jaka kicia idzie-wszyscy buchnęliśmy śmiechem. Śmieliśmy się do łez, niby nic szczególnego, ale takie głupoty najbardziej bawią.

No tak, wszystko ładnie pięknie i zabawnie, ale czas wracać do ,"przygód'' z Landlordem, nie da się dłużej odwlekać. Chyba jakoś podświadomie uciekałam od tematu. Gdybym pisała na ,"gorąco'' byłoby to zbyt emocjonalne i pozbawione trzeźwego spojrzenia, tak więc ostudzona, choć nie do końca wracam na ziemię. Naigel B. wiedząc, że nie chcemy ustąpić i nie będziemy posłuszni jego życzeniom, chwytał się różnych sposobów by nam umilić życie. Zdumiona byłam jego arogancją, gdy któregoś dnia Reg powiedział.
-Rozmawiałem z Bossem, i wiesz co powiedział?
-patrzył na mnie pytająco. Oczywiście że nie wiedziałam , bo niby skąd?
-Ty Reg ze mną nie wygrasz, ja mam pieniądze!. Mówił z uśmiechem poklepując mnie po plecach.
Ręce opadają, od takiego gadania. Dobrze wiedział jak zastraszyć i wpłynąć, na psychikę Rega, który pomału miał już wszystkiego po dziurki w nosie. Czasami gotowy był ustąpić i przeprowadzić się do oferowanego mieszkania, dla świętego spokoju. Próbował mi uzmysłowić z jaką potęgą
"W POSTACI KASY'' będziemy musieli się zmierzyć, że możemy wszystko stracić. Do tego ponieść wszelkie koszta sądowe, jeśli do tego by doszło. Jego stać na najlepszych adwokatów i będziemy bankrutami.
-To będziemy!-mówiłam niemal z płaczem
-nie pójdę tam mieszkać, nie nienawidzę tego mieszkania, na samą myśl dostaję febry, wolę mieszkać na ulicy.
Tak też powiedziałam naszemu prawnikowi, nie rozumiał o co mi chodzi, patrzył na mnie jak na wariatkę, że taka pchła skacze na tygrysa.
Stan napięcia między mną a Regem trwał niebezpiecznie długo. On chciał ustąpić, ja nie.
Bardzo się tym wszystkim martwił. Momentami było mi go nawet szkoda, aż w końcu powiedziałam
-Dobrze Reg rób co chcesz, niech się dzieje co, ma się dziać, mam tego dosyć, jak postanowisz niech tak będzie.
-Mówiąc to pozornie pogodzona, w środku wrzałam.
Do Agnieszki powiedziałam po polsku, by nie zrozumiał.
-Nie będę, tam spała ani jednej nocy, bo chyba mnie od środka rozwali.
-Weź się ogarnij, nie przeginaj.
Córka stawała po stronie Rega.
-Nie dość, że już jest ugotowany i po nocach nie śpi, to jeszcze Ty fochy robisz, to się całkiem załamie.
-Wiem i to jest najgorsze, jak z tego wyjść, nie mam pojęcia?.
 Po kilku dniach Reg zapytał.
-Dlaczego Ty tak nienawidzisz tego mieszkania, przecież nawet dobrze go nie obejrzałaś?.
Próbował mnie przekonać i udobruchać
-Penny dała klucze byś, mogła jeszcze raz je obejrzeć.
Od razu wyskoczyło mi z gardła, jakoś niekontrolowanie.
-Niczego nie będę oglądać!!!
-Sama byłam zaskoczona swoją reakcją. Po chwili zreflektowałam się, i pomyślałam, że pójdę choćby po to, by porobić tam zdjęcia, a i Reg będzie zadowolony, że ustąpiłam.
Wzięłam więc aparat, sprawdziłam baterie i poszliśmy.


środa, 29 stycznia 2014

Stres wprowadził się do naszego domu i zagościł na dobre. Ot taki nie proszony gość.
Landlord uruchomił koło machiny prawniczej. Będziemy musieli mocno powalczyć by nas nie zmiażdżyło. Momentami miałam wyrzuty sumienia, że gdyby mnie Reg nie spotkał na swojej drodze życia, oszczędziłby sobie wiele niepotrzebnego stresu. Przecież jestem Polką i moje dzieci też, co nie podobało się dla Landlorda, ponieważ to ja kategorycznie odmawiałam przeprowadzki do innego mieszkania. Dobrze wiedziałam, że nie byłoby to nic innego jak tylko stancja, cokolwiek by nie mówili i jakkolwiek bardzo słodzili i zachęcali super zabezpieczającymi nas umowami, i tak im nie ufałam.
Po pewnym czasie dostaliśmy pismo od ich prawnika w którym pisał swoim prawniczym językiem ble, ble, ble....  a najbardziej istotna informacja dla nas była taka, że mamy opuścić mieszkanie do pierwszego czerwca, czyli zostało nam nie wiele czasu, tylko miesiąc. Moja reakcja była łatwa do przewidzenia, miotałam się po mieszkaniu, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. 
-Jasne już się rozpędziłam! już lecę się pakować! niech mnie cmokną gdzieś, bo ja nigdzie się nie ruszam
Moi ukochani przyjaciele stres i gniew rozpanoszyli się w moim ciele, jak krowy na pastwisku penetrując każdy zakątek mojego wnętrza, to był koszmar! Wyobraźnia też mnie nie zawodziła, już widziałam obcych ludzi jak łażą mi po domu, i pakują nasze rzeczy, bo ja nie zamierzałam niczego nawet palcem tknąć.
Reg w między czasie wynajął prawnika z Oxfordu podobno był bardzo dobry w swoim fachu, prowadził wiele podobnych spraw, więc jakoś jaśniej zaczęłam patrzeć w przyszłość. Przesłaliśmy do niego otrzymane pismo nakazujące wyprowadzkę. Wkrótce przyszła odpowiedź, że taki nakaz opuszczenia mieszkania może wydać tylko sąd. To mnie trochę uspokoiło, bo nie wierzyłam by sąd, mógł nas skrzywdzić. Nie wiem dlaczego tak myślałam. Reg zgłosił o swoich kłopotach do Cancilu, to też wkrótce odwiedziła nasze mieszkanie wysłana przez nich młoda kobieta, która miała ocenić sytuację na miejscu. Była bardzo miła i wyrozumiała obejrzała całe mieszkanie, ogród i wypytywała o różne rzeczy. Pytała czy chcemy coś jeszcze powiedzieć, poza tym co już pytała? Oczywiście że chciałam, w końcu chciał mnie ktoś wysłuchać, no to pojechałam po całości, co mi na sercu leżało, jakby to była ostatnia chwila kiedy dopuszczono mnie do głosu. Pokazałam zdjęcia z remontu który sama osobiście zrobiłam w tym domu, znacie je ze wcześniejszego wpisu. Mówiłam oburzona-Zwierzęta u dobrego gospodarza mają lepsze warunki, a Landlord nigdy, nawet pędzelka nie zainwestował w to mieszkanie. Wykorzystywał człowieka przez kilkadziesiąt lat by usługiwał mu, a teraz chce go wystawić jak worek śmieci za drzwi! W naszym mieszkaniu miał (i ma) biuro swojego  biznesu, nigdy nie zapłacił grosza za wynajem, przecież płaciliśmy czynsze do niego i Cancilu, (okazało się, że płaciliśmy podwójnie). Korzystał z Rega prywatnego numeru telefonu, domowego jak i komórkowego, nigdy nie przyszło mu do głowy by zapłacić jakiś rachunek. Nigdy nie mogłam zrozumieć jak Reg mógł do czegoś takiego doprowadzić? Niestety taki stan rzeczy już zastałam, poznając Rega.
Moja czara goryczy przelewała się z każdym słowem, im bardziej zanurzałam się w bezwzględności i podłości Landlorda. Choć poklepywał po plecach i z uśmiechem pytał Rega, jak się ma, czy wszystko w porządku, i tak dalej, brzmiało bardzo miło i sympatycznie, a Reg pogodzony z losem tuptał wokół niego. Ja widziałam drugą stronę tego medalu.

Pani z Cancilu była lekko zszokowana tym co usłyszała, powiedziała coś co dodało mi sił, do tego by się nie poddawać a mianowicie, że jeśli nie chcemy nie musimy opuszczać tego mieszkania, mimo że dają nam inne, chroni nas prawo, chyba że dogadamy się jakoś z Landlordem i sami zechcemy zmienić lokum. Powiedziała też, by nie obawiać się sądów. To było to czego potrzebowałam usłyszeć. Pisma krążyły między prawnikami, a ja miałam dziwne wrażenie, że nasz prawnik sympatyzował ze stroną przeciwną. Wyczuwałam dużo  drobnych niuansów między wierszami, które przemawiały za tym, by poczuć, że coś z daleka śmierdzi. Zbyt często i gorliwie przekonywał nas do zmiany mieszkania, ponieważ Landlord oferował nam wspaniałe warunki jak twierdził, że nie mamy szans powodzenia w sądzie, a Cancil opowiada bzdury twierdząc, że jesteśmy chronieni i mamy prawo zostać w nim jak długo będziemy chcieli i tak dalej, i tak dalej...  Głuchy był na nasze argumenty, że nie odpowiada nam to lokum, że nie chcemy żadnego mieszkania, ani tego proponowanego, ani obecnie zajmowanego, ponieważ dawno nosiliśmy się z zamiarem wyjazdu na stałe do Polski. Chcemy by Landlord zrekompensował nam wszystkie remonty, materiały i instalację wody w łazience i w kuchni, za którą płacił Reg, a było to obowiązkiem landlorda i za wiele, wiele innych spraw które wypisaliśmy w jednym z pism do naszego prawnika. Podejrzewałam, że ich nawet nie czytał. Przekonałam się o tym, gdy z Regem osobiście złożyliśmy mu wizytę, uznając że dalsze pisanie nie miało sensu. My pisaliśmy o jednym, on pisał o zupełnie czymś innym, coś mi nie pasowało. Do spotkania  przygotowałam się bardzo starannie. Mówiłam np.
Z pisma takiego, a takiego, z dnia tego i tego w którym bardzo gorliwie zachęca nas pan, do przyjęcia mieszkania oferowanego przez Landlorda, bo jest tak nowoczesne w ogóle i w szczególe och i ach, a warunki umowy są dla nas bardzo korzystne, dalej pisze pan, że po przemieszkaniu dziesięciu lat, mieszkanie to zmieni status na naszą korzyść, bo takie jest prawo. Zapytałam dlaczego dotychczas zajmowane mieszkanie nie zmieniło statusu? nie dostałam odpowiedzi, jak i na wiele, wiele innych pytań np. Dlaczego Landlord chce nam zrekompensować 1500 funtów, tylko za kominek? ignorując całą resztę, bo tego nie rozumiem. 
Miałam wrażenie, że nie wie o czym mówię.
Szukał tych pytań w stercie papierów, co utwierdziło mnie, że miał gdzieś co do niego piszemy. Przymrużyłam oczy i bardzo intensywnie zaczęłam mu się przyglądać, chyba to poczuł, bo dziwnie zerkał na mnie. Do diabła to my mu płaciliśmy a nie on nam, miałam prawo oczekiwać czegoś więcej niż to co robił. Do tłumaczki która towarzyszyła nam podczas tego spotkania powiedziałam.
-Mam dziwne poczucie, że ten adwokat pracuje na dwie strony, proszę mu to przekazać.
Pani urzędniczka zrobiła wielkie oczy w których wyczytałam "jak śmiem!'' a powiedziała
-No wie pani to jest bardzo dobry prawnik z dwudziestopięcioletnim stażem, prowadził wiele takich spraw, na pewno wie co robi.
-Jasne, nie ujmuję niczego z jego wspaniałości i profesji, ale mam prawo powiedzieć to co czuję i właśnie tak odczuwam, więc proszę by pani mu to przekazała.
Trochę się tam wiła i gładziła, widać było po gestach i sposobie mówienia, bo nie rozumiałam słów których używała. W tym momencie bardzo żałowałam, że nie znam biegle angielskiego.   
Czasami z Regem mieliśmy wszystkiego dosyć. Koleżanki radziły bym odpuściła, bo i tak nie wygram, nie stać mnie na walkę z nimi. Na jego miesięczne dochody musiałabym pracować dwa lata! Głucha byłam na takie argumenty, mówiłam żeby sobie w buty wsadzili te swoje pieniądze. Jakoś wierzyłam w sprawiedliwość, byłam boso, ale w ostrogach! Koleżanki zaczęły obawiać się i ostrzegały mnie, że może mi  się coś przydarzyć, nie obchodziło mnie to, byłam zdecydowana ale nie wariatka! Odpowiadałam.
-Co mi mogą zrobić? nic.. mogą mnie tylko zabić i tylko tyle, nic więcej.
Wtedy stukały się w czoło i kręciły głowami, twierdząc, że jestem ryzykantka, ja im na to
-Dam radę!

Rok 2013 zapowiadał się kiepsko, albo jak kto woli, pełen wrażeń, nie tylko w Anglii ale i w Polsce. Już w lutym dostaliśmy z Polski SMS-em wiadomość.
-Mamuś ktoś chciał ci z kuchni przez piwnicę wynieść zmywarkę i zamrażarkę.
To jakiś żart pomyślałam, przecież nie mam piwnicy, przynajmniej takiej by można było do niej wejść! co jest grane. Natychmiast zadzwoniłam z pytaniem o co chodzi. Córka powiedziała.
-Wyślę ci na skypa zdjęcia, wszystko zrozumiesz.
W minutę później wszyscy siedzieliśmy przed monitorem komputera, w oczekiwaniu na to co miało nadejść.
Na to co zobaczyliśmy, wyrwało się tylko jedno:
-O ku.....! ja pie.......! 

Był to widok który nas zszokował, z tego ambarasu zbił się tylko jeden dzbanek, cztery szklanki i dwa kieliszki, choć kredens jak widać  rozsypał  się.

  W dolnym lewym rogu widać zamrażalkę, która najspokojniej w świecie dalej sobie pracowała.