Byłam w bardzo złej
formie psychicznej. Chodziłam po ulicach i miałam łzy w oczach. Potykałam się o
wystające płytki, a w myślach rozmawiałam sama z sobą. „Może już niedługo
będę tu mieszkać!” i robiło
mi się słabo na tą myśl, bo kiedyś już przeżywałam ten koszmar! Szłam i
wydawało mi się, że jestem sama, nie widziałam innych ludzi. Takie nastroje
dopadały mnie znienacka i wtedy wszystkie najgorsze myśli przychodziły mi do
głowy. Po takiej „sesji” byłam
wykończona. Mirek nadal nie rozumiał zagrożenia. Tylko czasami zdawał się myśleć
logicznie i wtedy zgadzał się, że musimy szukać kupców na mieszkanie. Nie
czekałam aż się ocknie i zacznie myśleć realnie bo wtedy mogłoby być już za
późno. Robiłam swoje, czyli szukałam czegoś taniego do kupienia by było gdzie
zamieszkać. Dałam ogłoszenie w radiu i prasie o „sprzedaży mieszkania'' pozostało
tylko czekać.
Po kilku dniach
pojawili się pierwsi kupcy, a tu pech - Mirek śpi pijany w fotelu! Głupio go tłumaczyłam,
pewnie z mizernym skutkiem, bo nie zrobiło to dobrego wrażenia na zainteresowanych
kupnem. Dla grzeczności obejrzeli mieszkanie i powiedzieli, że zadzwonią za
jakiś czas. Byłam pewna, że więcej ich nie zobaczę i tak właśnie się stało. Sytuacja
z mieszkaniem zaczęła robić się groźna! Zostałam wezwana przed radę nadzorczą w
SM by wytłumaczyć jak zamierzam rozwiązać sprawę długu. Niestety nie miałam
zbyt wiele do zaoferowania. Dostałam określony termin do spłaty zadłużenia, a jeśli
tego nie zrobię to zostaniemy wykluczeni z członkostwa w spółdzielni. Był
grudzień a termin spłaty wyznaczono do końca stycznia. Zostało bardzo mało
czasu, co za beznadzieja! Znowu straciłam uśmiech, ale za to zyskałam szkliste
oczy… Wydawało mi się, że wszyscy patrzą na mnie jak na życiowego nieudacznika,
kogoś gorszego! Choć faktycznie tak nie było, bo mało kto o tym wiedział.
CZŁOWIEK CZŁOWIEKOWI
Gdy
egzekutor zapuka do drzwi, wręczy nowy adres
W
kartonowym osiedlu, pod mostem rozpaczy
Gwieździste
niebo, dachem nad głową
Kamień
poduszką, deszcz prysznicem
A
wiatr suszarką
Wpadam
w piekło wyciągniętych rąk
Gdzie
mieszka bezdomność
Wołająca
o godność
Trafiona
w krzywe zwierciadło pychy
Ja
Pan -
Ty Cham
Ja
Królewicz-
Ty Żebrak
Tylko,
że Królewicz i Pan
Jak
Żebrak czują, chłód głód i ból
Dziś
Pan jutro Cham
Razem
pociągną bagaż życia
Przez
kartonowe osiedle
Mogłam prosić przyjaciółkę o pomoc. Pewnie by mi
pomogła, ale to nie miało sensu! Z czego oddam pożyczone pieniądze i na jak
długo rozwiąże to sprawę?!? To nie było dobre rozwiązanie, łatwe ale nieskuteczne!
Prędzej czy później wrócę do punktu wyjścia, a tego nie chciałam! Powiedziałam
Mirkowi, że jeśli uda nam się sprzedać mieszkanie, to uzyskaną kwotą dzielimy
się po połowie. To będzie koniec tematu naszego małżeństwa i dalej niech robi
co chce. Miałam dość dźwigania wszystkich problemów na swoich barkach. Nie
miałam już sił, straciłam całą nadzieje i ducha walki o niego.
I stał się cud! Nagle Mirek zapragnął sprzedaży mieszkania! Być może skusiła go wizja posiadania gotówki w ręku? Nie ważne co nim kierowało, ważne że był trzeźwy i zaczął myśleć logicznie. Zbliżał się koniec wyznaczonego nam terminu do spłaty długu, a my w utknęliśmy w martwym punkcie! Chciało mi się wyć z niemocy! Czasami godziłam się z losem - „trudno, co ma być to będzie”! Nie mogłam spać po nocach, gryząc się z myślami - co Mirek zrobi ze swoja częścią pieniędzy? Znając życie będzie pił i pogubi się albo okradną go z kasy! Znowu sumienie nie pozwalało mi zostawić go samego na pastwę losu. Bałam się, że znajdziemy go w rowie! Boże, co mam zrobić? Nie chciałam już tak żyć, ale też nie mogłam go zostawić. Podjęłam z córkami decyzję, że go nie opuszczę! Jakoś musi się ułożyć, po burzy zawsze świeci słońce! A ja na to słoneczko będę czekała.
I stał się cud! Nagle Mirek zapragnął sprzedaży mieszkania! Być może skusiła go wizja posiadania gotówki w ręku? Nie ważne co nim kierowało, ważne że był trzeźwy i zaczął myśleć logicznie. Zbliżał się koniec wyznaczonego nam terminu do spłaty długu, a my w utknęliśmy w martwym punkcie! Chciało mi się wyć z niemocy! Czasami godziłam się z losem - „trudno, co ma być to będzie”! Nie mogłam spać po nocach, gryząc się z myślami - co Mirek zrobi ze swoja częścią pieniędzy? Znając życie będzie pił i pogubi się albo okradną go z kasy! Znowu sumienie nie pozwalało mi zostawić go samego na pastwę losu. Bałam się, że znajdziemy go w rowie! Boże, co mam zrobić? Nie chciałam już tak żyć, ale też nie mogłam go zostawić. Podjęłam z córkami decyzję, że go nie opuszczę! Jakoś musi się ułożyć, po burzy zawsze świeci słońce! A ja na to słoneczko będę czekała.
I zza chmur wyszło
słońce! Dosłownie w ostatniej chwili. Kolega Krzysiek K., który również pracował
na bazarze, powiedział:
-
Teresa, w Sępopolu jest dom do kupienia. A dokładnie na Długiej, duży z 200m. Tylko,
że stary poniemiecki i wymaga dużego remontu. Jakby Cię to interesowało możesz go
obejrzeć? Gdy się go wyremontuje może być fajnie.
Byłam mu niezmiernie wdzięczna za informację. Oczywiście,
że chciałam zobaczyć ten dom. Gdy jechałam go obejrzeć, była piękna zima, a
drzewa tak białe jak w bajce. Słoneczko przecudnie mieniło śnieg wszystkimi
kolorami! Znów chciało mi się żyć. Weszliśmy do domu, w którym mieszkała jedna
już w bardzo podeszłym wieku kobieta. Siedział wsparta plecami o piec kaflowy.
W domu było przyjemnie cieplutko. Po chwili przyjechała jej córka Lucyna E. z
mężem i oprowadzili nas po domu. Był tak ogromy, że można było się w nim
zgubić! Drzwi były dosłownie wszędzie! Układ domu pozwalał obejść go dookoła i
trafić do punktu wyjścia. I rzeczywiście wymagał ogromnego remontu! Ale to nic,
metr po metrze, kawałek po kawałku można to zrobić. Bardzo ważne było, że miał
dwa wyjścia. Jedno od frontu i drugie od podwórza. Składał się jakby z dwóch odrębnych
mieszkań. Bardzo pasował mi taki układ, w jednej części niech mieszka Mirek, w drugiej
zamieszkam ja i będę miała go na oku. Będzie miał dach nad głową a nie musimy
się nawet widzieć. Super, bardzo mi się podobał. Z gospodarzami umówiłam się na
kolejny termin, w którym przyjadę z mężem jeszcze raz go obejrzeć. Po dwóch
dniach pojechałam tam z Mirkiem, by zobaczył i ocenił czy da się go jakoś
ogarnąć. „Wszystko da się zrobić, co ma się nie dać?” powiedział. Jemu też bardzo spodobał
się dom, a najbardziej przypadł do gustu staw, który był przed domem. W stawie
pływały przecież ryby, które tak lubił łowić. Był też pomost, z którego można
było zarzucić wędkę. Mirek już widział siebie na nim z wędką i kawą! To nic, że
ściany garbate, instalacja elektryczna pamięta „drugą wojnę światową”, a w sufitach jeszcze
trzcina. Wystarczyło, że jeden duży pokój pozwalał już zamieszkać w domu, a
resztę po kolei remontować. Mieliśmy się rozstać, ale okazało się, że
potrzebowałam jego, a on mnie. Po poważnej rozmowie, byliśmy zgodni, że damy
sobie jeszcze jedną szansę, bo jak mówią do trzech razy sztuka.
Pod koniec stycznia w
ciągu jednego dnia zgłosiło się aż trzech potencjalnych kupców na nasze
mieszkanie! Pierwszemu, który przyszedł, spodobało się do tego stopnia, że
poprosił nas byśmy odmówili pozostałym możliwości oglądania! Od ręki pozostawił
sporą zaliczkę, byśmy zatrzymali dla niego to mieszkanie. Mieliśmy dużo
szczęścia, dosłownie w ostatniej chwili sprzedaliśmy mieszkanie! Nowi
właściciele wpłacili resztę gotówki, co pozwoliło na uregulowanie zadłużenia w
SM i kupno domu w Sępopolu.
Kupiliśmy dom i ziemię
znajdującą się za stodołą, która jest znacznie większa od domu! Wszystkiego
razem około dwóch hektarów! „KOSMOS”,
taki zakup za jedną trzecią kwoty ze sprzedaży mieszkania i pozostało trochę
funduszy na najpotrzebniejsze materiały do remontu. Zawsze później twierdziłam,
że mam dom podarowany ręka Boga! Bo jak inaczej to określić?
Właśnie takie zachody słońca mogę podziwiać z mojego okna. |
Czyż nie jest pięknie? |