Po tak dramatycznych
wydarzeniach byłam jednym kłębkiem nerwów. Córki były zszokowane tym co się
stało. Różnie bywało ale nigdy nie posunął się do tego by sięgnąć po nóż! Było
to coś nowego, bardzo niebezpiecznego. Nie mogłam tak tego zostawić bo
następnym razem użyje go skutecznie. Przy wsparciu córek złożyłam doniesienie
na komendzie. Pod chwilą emocji wyrzuciłam z siebie wszystko co bolało mnie przez
te wszystkie lata! Tego było za wiele! Ale zaraz po wyjściu z komendy zaczęłam
żałować tego co zrobiłam. Gdyby nie wstyd cofnęłabym się, żeby odwołać zeznania.
Nienawidzę takiej huśtawki uczuć. W jednej chwili udusiłabym go bez wahania, za
chwilę było mi go żal! Ktoś mógłby mi powiedzieć „Zdecyduj się babo! Czego chcesz?!?”. Miłość i nienawiść jest rodziną, w
której sypia się z własnym wrogiem! Trudno to rozdzielić!
Po powrocie z aresztu, który
nie trwał długo Mirek nie awanturował się ani nie ubliżał, co było dla
mnie sporą niespodzianką. Myślałam, że dom postawi do góry nogami! A on jakoś
spokojnie, jakby skruszony zapytał:
-
Co Ci takiego zrobiłem, że mi to zrobiłaś?
Nie wierzyłam własnym uszom, w to co usłyszałam.
- Jeśli uważasz, że przystawienie komuś noża do gardła jest
zabawne to się grubo mylisz. Mnie to nie śmieszyło!
Powiedziałam mu, że
złożyłam na niego doniesienie. Wyraźnie był tym przerażony, bo jak twierdził niczego
nie pamiętał. Prosił bym je wycofała, a on nigdy więcej nie dopuści do takiej
sytuacji.
-
Mirek nie wierzę Ci ani trochę. Nie raz i nie dwa obiecałeś poprawę i nic z
tego nie wyszło! A ja nie zamierzam zostać Twoją ofiarą!
Rozmowa trwała jeszcze jakiś czas, ale bez kłótni i
wulgarnych słów. Nie chcę tego więcej roztrząsać, chcę mieć to już za sobą! Stało
się faktem, że wycofałam pozew z sądu o psychiczne i fizyczne znęcanie się.
Nie wyobrażałam sobie sytuacji, w której stoimy naprzeciw siebie w
sądzie. Koszmarne widzenie! Na jakiś czas wyprowadziłam się do córki na działki,
by dać sobie czas na odstresowanie się i ochłonięcie.
Mirek został sam w
domu „Nad Łyną” (jest to nazwa ulicy). Musiał nauczyć się gotować i robić wszystko to czym
dotychczas się zajmowałam, by normalnie mógł funkcjonować. Poznał smak samotnego
życia! Trwało to jakieś dwa miesiące. Czasami dzwonił i bełkotał coś w
słuchawkę, wtedy rozłączałam się bo nie było sensu tego słuchać!
Jeden telefon był wołaniem o pomoc i tego telefonu nie
odrzuciłam.
-
Teresa pomóż mi. Nie dam już rady, chcę się leczyć. Zrobię wszystko co będziesz
chciała - prosił.
Poszłam do niego do domu, a to co zobaczyłam było
obrazem nędzy i rozpaczy! Wszechobecny bałagan, butelki na stole, podłodze,
gdzie tylko spojrzeć. A on mizerny, roztrzęsiony, ze strachem w oczach. Spojrzałam
na niego i zachciało mi się płakać.
-
Pomóż mi - tylko tyle powiedział i łzy potoczyły mu się po
policzkach.
-
Jasne, jeśli tylko chcesz! Już dawno chciałam Ci pomóc, pamiętasz? Zapiszę Cię
do lekarza i zaczniemy walkę. Zgadzał się na
wszystko. Następnego dnia zapisałam go do Doktor Cz., która zajmowała się osobami
uzależnionymi. Na wizytę poszliśmy we trójkę, Mirek i ja z Agnieszką. By podtrzymać
go na duchu i by nie zmienił podjętej decyzji o leczeniu. Gdy wszedł do
gabinetu ze szczęścia popłakałyśmy się obie. To była nadzieja, że może
nareszcie wróci do nas i będzie normalnie! Wszyscy chcieliśmy by był z nami a
nie obok nas, by umiał cieszyć się każdym dniem i wnukami, które kochał. Otrzymał
skierowanie do szpitala w Olsztynie, na oddział dla osób uzależnionych.
Przygotowałam go i następnego dnia ze skierowanie w ręku pojechaliśmy do
Olsztyna. W gabinecie, w którym nas przyjęto doktor popatrzył na skierowanie i
na Mirka, który siedział blady i cały się
telepał. Całkiem spokojnie powiedział coś, co w jednej chwili mnie
osłabiło! A mianowicie „że mają
przepełniony oddział, a Mirek nie kwalifikuje się do szpitala!”.
Wpadłam w furię i
zażądałam widzenia z przełożonym oddziału. Okazało się, że była to kobieta.
Weszłam do jej gabinetu, a Mirka zastawiłam na korytarzu. Po krótkiej rozmowie
i wyjaśnieniach, że oddział naprawdę jest przepełniony i brak w nim miejsc, a na
dodatek policja ma dowieźć jeszcze kilku pacjentów, których muszą przyjąć,
zaczęłam prosić by mi pomogła. On musi tu zostać. Tłumaczyłam, że boję się, że nigdy
więcej nie poprosi o pomoc. Zaczęłam przekonywać, że on też jest ważny i muszę
znaleźć dla niego pomoc! Doszłyśmy do tego, że na początku będzie musiał leżeć
na korytarzu, później może przejdzie na salę. Byłam szczęśliwa i naprawdę pełna
nadziei na jego powrót do normalności. Na korytarzu spędził tylko dwa dni. Jeździłam
do niego w odwiedziny, by rozmawiać z nim i dać poczucie, że jesteśmy razem. Po
odtruciu i wszystkich pozostałych zabiegach Mirek wrócił do względnej równowagi.
Po powrocie do domu miał zgłosić się do poradni dla AA. Nie zrobił tego, sądził
że to i tak w niczym mu nie pomoże. Pilnował się by nie pić, bał się ponieważ
przyjmował tabletki. W domu zapanował spokój. Taki stan trwał tylko kilka
miesięcy. Mirek uznał, że jest zdrowy. Twierdził, że na pewno nie był żadnym
alkoholikiem, tylko się zatruł. Z czasem zaczął sięgać po butelkę piwa, później
kolejną już mocniejszą, bo piwo mu nie smakowało i tak pomału wróciła „powtórka z rozrywki”.
W międzyczasie przychodziły
upomnienia za niezapłacony czynsz. Groziła nam eksmisja! Mimo, że mieliśmy
mieszkanie własnościowe, to po wykluczeniu naszego członkostwa w spółdzielni,
nie moglibyśmy już nawet tego mieszkania sprzedać! Byłam załamana, mogłam
stracić to co miałam najcenniejsze! Bałam się wizyty komornika, który zabierze
nam mieszkanie i eksmituje nie wiadomo dokąd? Musiałam coś z tym zrobić by temu
zapobiec. Na spłatę długu nie było mnie stać, jedyne wyjście to sprzedaż
mieszkania i kupno mniejszego i tańszego w utrzymaniu. Z Mirkiem trudno było mi
się w tej kwestii dogadać.
-
Jak sobie kupisz swoje, to sobie je sprzedasz! A to jest moje i nic nie będzie
sprzedawane, wypad!!! Nie rozumiał, że „WYPAD”
powie mu komornik. I co wtedy…???
Teresko, wciąż Cię podziwiam !!! :)
OdpowiedzUsuńDziękuje !!!
OdpowiedzUsuń