Teściowa bardzo bała
się operacji jaka ją czekała. Byliśmy przy niej w tej trudnej chwili. Tylko jak
pocieszyć kogoś w takim momencie? Nic nie przychodziło do głowy, jedynie „Będzie
dobrze! Dasz radę” wypełniało
brakujące słowa. Pożegnała się z nami wszystkimi, tak na wszelki wypadek gdyby
coś się jej stało i nie wróciła do nas. Nie wyobrażałam sobie, żeby jej
zabrakło. Stała mi się bardzo bliska. Gdy podeszła do mnie, przytuliła mnie i
szepnęła niemal do ucha
- Teresa dopilnuj wszystkiego.
- Dobrze - potwierdziłam. Choć tak naprawdę nie wiedziałam czego mam dopilnować? Po dłuższym zastanowieniu zrozumiałam o co jej chodziło. Chciała bym utrzymała dobre relacje w rodzinie. Tego by nie zapomnieć o kultywowaniu wspólnych świat, spotkań rodzinnych, które łączyły pokolenia – dziadków, rodziców, dzieci i wnuki. By rodzina stale trzymała się razem. W tej kwestii zgadzałam się z nią w zupełności i nie było to trudne zadanie. Zawsze miałam takie priorytety. Wszędzie piszę „Teściowa”, choć tak naprawdę, odkąd nauczyłam się wymawiać słowo „mama” zwracałam się do niej w ten sposób. Piszę tak tylko dlatego by wiadomo było o kim w danym momencie opowiadam.
- Teresa dopilnuj wszystkiego.
- Dobrze - potwierdziłam. Choć tak naprawdę nie wiedziałam czego mam dopilnować? Po dłuższym zastanowieniu zrozumiałam o co jej chodziło. Chciała bym utrzymała dobre relacje w rodzinie. Tego by nie zapomnieć o kultywowaniu wspólnych świat, spotkań rodzinnych, które łączyły pokolenia – dziadków, rodziców, dzieci i wnuki. By rodzina stale trzymała się razem. W tej kwestii zgadzałam się z nią w zupełności i nie było to trudne zadanie. Zawsze miałam takie priorytety. Wszędzie piszę „Teściowa”, choć tak naprawdę, odkąd nauczyłam się wymawiać słowo „mama” zwracałam się do niej w ten sposób. Piszę tak tylko dlatego by wiadomo było o kim w danym momencie opowiadam.
W Białymstoku szybko
poddano ją operacji, która przebiegła pomyślnie, jeśli można użyć takiego
określenia. Przed operacją jej skóra była bardzo żółta, ale szybko zaczęła
nabierać właściwego koloru. Po kilku dniach na tyle wydobrzała, że przeniesiono
ja do bartoszyckiego szpitala. Niezmiernie nas to cieszyło, bo ułatwiło widzenia
z nią i tym samym opiekę.
Sytuacja w naszym domu
była coraz trudniejsza. Brakowało pieniędzy na czynsz i podstawowe potrzeby.
Mirek nie pracował, mimo że Kuroniówka dawno się skończyła. Praca była już nie
dla niego, nie miał do niej ani głowy, ani sił. Coraz częściej znajdowałam w
domu puste butelki po wódce, które nieudolnie próbował chować. Byłam bezsilna…
Na prośbę, by zaczął się leczyć, bo sam nie poradzi sobie z nałogiem odpowiadał
„Sama się lecz jak musisz, bo ja tego nie potrzebuję” i tyle było z mojego gadania!
Czasami stawałam przed trudnym wyborem - zapłacić czynsz czy może kupić jedzenie? Oczywiście kupowałam to drugie, z myślą, że czynsz jakoś wyrównam gdy trochę więcej zarobię. Dług zaczął mnie przerastać, wzięłam więc kredyt w banku by wyrównać zadłużenie. Sytuacja unormowała się jednak na krótko! Niestety wpadłam w pułapkę, gdy doszedł mi jeszcze jeden rachunek do zapłaty! Choć wcześniej wiedziałam, że tak właśnie będzie to myślałam jednak, że dam sobie z tym jakoś radę. Podjęłam jeszcze jedna pracę. Po południu szyłam obicia na meble u Roberta P. Były to sofy, fotele, całe komplety tak zwane - „jedynka, dwójka i trójka”, których duże ilości kupowali Rosjanie. Mimo wszystko nie dawałam rady, było naprawdę trudno!
ULEGŁAM WYPADKOWI
Uległam wypadkowi, urodziłam się
Trafiona śmiertelnym życiem
Wpadłam w przedsionek piekła i nieba
W granice życia i śmierci
W prezencie dostałam prawo wyboru, siłę przetrwania
Na ulicy spotkałam siostry dwie Biedę i Nędzę
Na wysokich obcasach, przeszła pycha!
Z rubinowych ust, kapała pogarda
Taniec dresów, taniec garniturów
Z porankiem dnia, zakładają maski
A, Ą, Ę
Zgadnij co się pod nimi kryje?
Tylko w szpitalnym łóżku, nie poznasz
Kto ą, kto ę,
A kto be!
Wszyscy mają maski cierpienia
ZA PÓŹNO
Idę pustynią uczuć, wypalonym traktem
Za późno na kocham!
Za późno na dotyk rąk
Za późno mówić
My…
W poświacie księżyca
Serce spowiła mgła
Za późno…
Tak. Za późno było już dla mnie i Mirka. Padło zbyt
wiele nieprzemyślanych słów, a czara goryczy napełniła się po granice
wytrzymałości. Życie znowu nabrało koloru listopada, przestałam się uśmiechać,
coraz mniej było powodów do radości. Tymczasem Teściowa bardzo podupadła na
zdrowiu, bardzo schudła. Od dłuższego czasu była już w domu. Opiekę nad nią
przejęła córka Ela i Teść. Opiekę miała naprawdę wspaniałą. Ja tylko czasami
gdy mnie o to poprosili, wyręczałam ich w opiece. Głównie dotrzymywałam jej
towarzystwa. Rozmawiałyśmy jeśli właśnie nie spała. Przyjmowała bardzo silne
środki przeciwbólowe, czasem mówiła „te tabletki jakoś źle na mnie działają,
bo dziwnie mi się w głowie pierniczy”.
Na początku lutego
zmarła…! Wszyscy byliśmy przy niej podczas odchodzenia. Coś strasznego!
OSTATNIA MODLITWA
(dla śp. Cecylii Barszcz)
Przewoźnik zabierał Cię na drugą stronę
Do królestwa Hadesu
Rozpaczliwie chwytałaś życie
Chciałaś patrzeć, jeszcze raz, jeszcze trochę…
Ostatkiem sił, a światło gasło…
Siedziałam u stóp Twoich
Ostatnim namaszczeniem, wcierałam życie
Czułam ból duszy, rozpacz pożegnania
Chciałam krzyczeć - zostań!!!
Dłonie jaśniały…
Oczy gasły -
Zasnęłaś…
Obmyłam skroń Twoją
Byś jasna mogła stanąć, przed obliczem Pana
Z godnością przyjęłam wolę Boga…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz