Kiedyś gdzieś słyszałam, że jeśli człowiek ginie nagle, to jego dusza długo błąka się po ziemi, bo niby nie wie, że to już nie jego miejsce. Brzmi jak horror brrr... ale chyba coś w tym jest. W naszym domu wielokrotnie wszyscy odczuwali obecność Mirka. Wiem, wiem jak to brzmi, mimo to odważę się opisać kilka zdarzeń. Gdybym tylko ja doświadczyła tych dziwnych doznań milczałabym, ale doświadczyli tego prawie wszyscy domownicy i o dziwo, nikt dosłownie, nikt nie poczuł lęku, no może lekkie dreszcze. Wszystkie zdarzenia miały miejsce w przeciągu czterech miesięcy i czterech dni, od chwili wypadku, do czasu, gdy dwudziestego czwartego grudnia w dzień Wigilii spłonął doszczętnie jego grób. Wszyscy byliśmy w szoku jakim cudem gdy u niego było pogorzelisko, a na sąsiednim grobie i grobie mamy, który był tuż obok nie spłonął ani jeden kwiatek!? Każdego roku przed świętami robił "jazdy" więc wtedy, też nie pozwolił zapomnieć o sobie i swoim zwyczajem narobił zamieszania. Trochę żartując, tak to sobie tłumaczyliśmy. Przygodę z duchami zacznę od siebie.
Był to zwyczajny dzień, w domu krzątały się Marta, Agnieszka i gdzieś tam hasała mała Klaudia. Wzięłam do ręki szczotkę by pozamiatać przedpokój i kuchnię, w między czasie do łazienki weszła Marta, gdy byłam już w progu odcinającym kuchnię od przedpokoju, poczułam bardzo wyraźny dotyk dłoni na moim pasie, w taki sposób jakby ktoś chciał przesunąć mnie na bok, by przejść do kuchni, byłam przekonana, że była to Klaudia powiedziałam do niej.
-Zaczekaj chwileczkę, zaraz zmiotę to przejdziesz.
Po chwili obejrzałam się by ją przepuścić, ale nigdzie jej nie było! gdzie ona się podziała?
-Marta, ale numer, Klaudia przed chwilą tu była i znikła mi gdzieś.
-No co Ty! przecież Klaudia poszła z Agnieszką do siebie, jakiś czas temu-
Mieszkały one w drugiej części budynku.
-Ale przed sekundą ktoś przesuwał mnie by wejść do kuchni, kurcze może to był Mirek?!
-No może-zaśmiałyśmy się i zaczęłam dalej zamiatać. To zdarzenie długo siedziało mi w głowie, właściwie jest do dziś.
Innym razem gdy stałam oparta o piec kaflowy, który przyjemnie ogrzewał plecy. W pewnym momencie zauważyłam na podwórku światło, jakby ktoś chodził z latarką przy stodole, mówię więc do Krzyśka wtedy jeszcze narzeczonego Marty i tata Nikolki by wyszedł i sprawdził kto tam łazi, co się tam dzieje?. Wszyscy wyjrzeli przez szybę, a Krzysiek wyszedł. Po chwili wrócił i oznajmił że nikogo tam nie ma po kilku minutach scenariusz się powtórzył i znowu nic. Dziwne prawda?
Po jakimś czasie, kiedy byłam już w Anglii, znowu wydarzyło się coś dziwnego, znam to z opowiadań córek. Okna w naszym domu były jeszcze stare, (pamiętały chyba Hitlera) futryny wypaczone, żeby je domknąć lub otworzyć, trzeba było się nieźle nagimnastykować. Zamykały się na specjalny haczyk, który znajdował się pośrodku, to z nim było trochę kłopotu. W pokoju siedziały Marta z Agnieszką gawędziły sobie przed telewizorem, gdy ni z gruszki ni z pietruszki z trzaskiem otworzyło się okno. Zaskoczone spojrzały w jego stronę.
-Co jest grane!? jakim cudem same się otworzyło?
Podeszły by to sprawdzić, zaglądały, sprawdzały ze wszystkich stron, nie znalazły nic, co by tłumaczyło jego otwarcie, nawet wiatru nie było. Agnieszka powiedziała, głośno i dobitnie.
-Tato! może Tobie jest gorąco, ale nam nie i nie otwieraj nam tu okien.
Po czym wróciły przed telewizor, tylko wtedy tematem rozmowy stało się okno...
Nie długo trzeba było czekać na następne atrakcje. Było już dosyć późno, właściwie domownicy kładli się do spania, pogasili światła, ale jeszcze oglądali jakiś film. Gdy za oknem zaczynało się coś dziać, co ich zaniepokoiło.
-Krzysiek chyba ktoś przy samochodzie grzebie, słyszysz?
wyjrzeli ostrożnie by nie spłoszyć ewentualnego złodzieja, niczego jednak nie dostrzegli. Wrócili do łóżka. Za chwilę znowu to samo, tylko głośniej. Tym razem jednak Krzysiek wyskoczył przed dom by sprawdzić, kto mu auto rozkręca, przeszedł dookoła i nic, wszystko pozamykane cisza. Wrócił do domu nic nie rozumiejąc co się dzieje.
Jeszcze kilka razy miały miejsce takie zjawiska, na przykład podczas obecności kilku osób w domu, słychać było na strychu głośne przesuwanie przedmiotów, to też nikogo nie wystraszyło, dwóch zięciów poszło na górę, by złapać tego kto to robi, nie udało się bo nikogo nie było, zdarzyło się jeszcze kilka razy jakieś stuki, puki ale nikt na to, już nie zwracał uwagi. Później jakoś to wszystko znikło, po tym jak spalił się grób już kilka lat nic się nie dzieje.
Co można sądzić o tym wszystkim, jak to wytłumaczyć, ja nie mam pojęcia, może ktoś zna odpowiedź?
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWitaj Teresko!!!
OdpowiedzUsuńZ zapałem czytam wszystkie Twoje wpisy .
Jednak czytając ten wpis przeszedł mnie lekki dreszczyk nie wiem co mam o tym sądzić ? a może Mirek przychodził "odkupić" swoje winy ?
OdpowiedzUsuń
Być może , ale bardziej myślę że nie umiał znaleźć , właściwej drogi by wyjść z tego ziemskiego padołu. Ale chyba już poszedł ,bo go nie słychać już długo . śni mi się czasami ale bardzo pozytywnie , nie jak za życia , aż dziwne . Zdałam sobie sprawę jak silne charaktery mamy , nikt się nie wystraszył . z tego najbardziej się cieszę Pozdrawiam cieplutko !
OdpowiedzUsuńJa tam pani wierzę, pani Teresko. Coś podobnego się działo niedawno u mojego męża w rodzinnym domu, jego bracia - młode chłopaki - opowiadali, że ktoś ich w nocy łapał za rękę, jeden powiedział, że ktoś mu kołdrę zerwał - szczerze mówiąc, byli przerażeni, może dlatego, że nie wiedzieli kto ich nawiedzał? Wszystko się skończyło po poświęceniu domu przez księdza.
OdpowiedzUsuńNatomiast u mnie zdarzyło się tylko raz coś dziwnego, zaraz po urodzeniu synka, kiedy już wróciłam do domu, a 3-letnia córcia nie mogła zapamiętać jego imienia. Kiedy zapytałam jej po raz któryś jak jej braciszek ma na imię, to ona bez zastanowienia "no jak to jak?! Zbyszek!" - synek ma na imię Seba, natomiast Zbyszek, to mój zmarły brat, którego nigdy nie poznałam - zmarł dawno, więc w domu raczej się go nie wspomina, wszyscy zarzekają się też, że nikt jej nie podsuwał tego imienia i nikomu do głowy nie przyszło, żeby tak go nazwać (każdy miał swój typ oczywiście). Dlatego wierzę, że duch mojego zmarłego brata nad nami czuwa i w sumie trochę żałuję, że sama nie wpadłam na to konkretne imię :) Pozdrawiam :)
Ja wierzę że są wśród na bezcieleśni, zbyt dużo osób tego doświadczyło, nie wszyscy potrafią o tym mówić, a dzieci mają szczególny dar . Nie trzeba się tego obawiać
UsuńTeresko, dusza Twojego Mirka błąkała się tak długo, aż znalazła drogę na drugą stronę...
OdpowiedzUsuńBłąkając się pokutowała za swoje ziemskie winy, tak się zdarza w wielu rodzinach...
Ja takie przypadki zbłąkanych dusz znam z opowiadań moich dziadków...
Pozdrawiam.
Starsi ludzie chętnie opowiadają o takich przygodach , czasami budząc grozę i ciekawość jak jest naprawdę . Jeśli w moim domu mieszkają jakieś dusze ,to bardzo opiekuńcze , czuję w nim dobre i przyjazne fluidy od chwili gdy postawiłam w nim nogę , dużo w nim młodzieży, śpiewu i tańca, mimo trosk dnia codziennego Serdecznie i cieplutko Pozdrawiam
UsuńTeresko i to jest najważniejsze...
UsuńWzajemnie pozdrawiam.