czwartek, 9 maja 2013

Właściwie mogłabym napisać tylko i "żyli długo, i szczęśliwie'' jak w dobrze kończącej się bajce. Tylko, że  życie to nie bajka, i toczyło się dalej. Pozostało jeszcze wiele spraw, które chciałabym opisać, bo moim zdaniem warte uwagi, a choćby moje pierwsze spotkanie po około trzech latach z teściem. Miałam duże obawy, czy znajdę odwagę na taki moment. W między czasie dochodziły mnie wieści o tym, że mimo wielu ostrych słów, które padły między nami teść dobrze się o mnie wyrażał, nie ukrywam sprawiło mi to dużą satysfakcję. Być może przemyślał kilka spraw. Z jego córką Elą , a moją powiedzmy byłą szwagierką, mimo wcześniejszych bardzo dobrych relacji, kontakt zawisł w przestrzeni, sprawiła mi wiele niepotrzebnych przykrości. No trudno takie jest życie. Przykro mi było, że nie odzywałyśmy się do siebie, to jakieś chore! nie umiałam tak żyć, mimo wszystko zostaliśmy nadal rodziną, nie da się tego zmienić. Co jakiś czas jak bumerang wracały do mnie słowa ŚP. teściowej "dopilnuj wszystkiego'' i to właśnie one sprawiły, że pierwsza wyciągnęłam do Eli rękę, zapraszając ją do siebie na grilla. Bo przecież teściowej o rodzinę chodziło, by trzymała się razem wierzyła, we mnie przekazując mi takie słowa. Po skruszeniu pierwszych lodów, nasze relacje wróciły na właściwy tor. Ale od ojca trzymała nas z daleka! sama, się nie pchałam do rozmowy z nim, wiadomo nie, chciałam ciśnienia mu podnosić swoim widokiem, ale co do tego miały wnuczki? to było coś na zasadzie "wiesz, tato jak najbardziej mówi dobrze o was, podziwia cię, że miałaś odwagę drugi raz wyjść za mąż i pomagasz swoim dzieciom, że wybacza nam wszystko i prosi, by jemu też wybaczyć" i takie tam bzdety... Wszystko byłoby cacy, gdyby nie to, że kiedykolwiek padało hasło "To odwiedzimy go" zawsze było to samo (nie! nie! bo tato dzisiaj źle się czuje, nie może się denerwować) i tak dalej... i tak dalej... Na jednym z grillowych spotkań Ela chlapnęła językiem coś, czego zapewne później żałowała.


Grill, wtedy jeszcze trochę mizerny, ale dało się upiec kiełbaskę.
lubię te swoje ,,krzaki ''
Na grillu, jak to bywa na grillu trochę kiełbaski, trochę piwka i śmiechu, jednym słowem luz-bluz, to właśnie wtedy powiedziała coś takiego.
-W następną sobotę tato ma 80-te urodziny, dał mi parę złotych bym ugotowała jakiś obiad i posiedzimy u mnie w Romankowie.
-Jak to? czemu my nic o tym nie wiemy?
-A nieee... to tylko taki obiad, Mariusz z Gosią (synową) zamówili tort, kilka balonów i tylko tyle!
Widziałam jak już Dorotę nerw ponosił.
-A my to co, już nie rodzina? Chyba sobie żarty robisz! może, my też chcemy uczcić jubilata.
-A ja nie wiem, może dziadek będzie zły, on już nie lubi jak jest za głośno, on potrzebuje spokoju.
-Właśnie, że przyjadę nie martw się, stać mnie kupić dziadkowi tort i zaśpiewać sto lat! nie potrzebuję przypinać się do waszego tortu.
Sądząc po minie, nie za bardzo ten pomysł przypadł Eli do gustu, czas minął, miała pecha, że się wygadała. Właśnie wtedy nabrałam ochoty na spotkanie z byłym teściem. Właściwie cały czas nazywałam go tato, jakoś tak nie umiałam inaczej. Zaczęłyśmy układać plan, jak zrobić dziadkowi niespodziankę.
Dorota z mężem i dziećmi, miała jechać pierwsza zorientować się w sytuacji. Liczyliśmy się z jego wiekiem,  nikt z nas nie chciał popsuć jubilatowi urodzin ani nastroju, to miał być miły dzień. Jeśli byłoby wszystko okej i dziadek, nie będzie miał nic przeciwko temu bym przyjechała, to Dorota miała dać mi znać, a wtedy ja miałam dojechać. Tak na wszelki wypadek kupiłam mu w prezencie duży pokojowy kwiat, bo jeśli by nic nie wyszło z mojej wizyty, zostałby sobie w domu i żadna strata.

Tydzień później Dorota z mężem i dziećmi z tortem przed sobą, zawitała na posesji Eli, z głośnym
Sto Lat... Sto Lat... składała życzenia dziadkowi
-Sto lat! dziadziuś, dużo, dużo, zdrowia .... itd.
Z tego co mówiła Dorota , dziadek był zaskoczony ich wizytą, ale i szczęśliwy. Prezentów od nikogo, nie chciał przyjmować, i jak zawsze mówił .
-Dla mnie już nic nie potrzeba, wy  jesteście młodzi macie dzieci, dla was więcej potrzeba.
Oczywiście nikt go nie słuchał i składał podarki w jednym miejscu, by później mógł sobie je zabrać.
W między czasie dojechały ze swoimi rodzinami Marta i Agnieszka a Dorota przystąpiła do delikatnego zbadania gruntu, jak by zareagował gdybym ja zjawiła się na tych urodzinach. Powiedział tylko
-Na urodziny się nie zaprasza, kto ma ochotę to przychodzi.
Ta, nie długo myśląc złapała za tel. i już dzwoniła do mnie
-Mamo szykuj się i przyjeżdżaj do Romankowa.
-Ty żartujesz, pewna jesteś?
-Jak bym nie była, to bym nie dzwoniła, zaraz po ciebie przyjedzie Arek (syn Eli) bądź gotowa.
Chyba straciłam ochotę na wizytę, zaczęłam się bać, stanął mi cały list przed oczyma, ups!!! nie było to fajne. Co prawda minęło już trochę czasu i emocje opadły, ale wszystko jedno coś w środku zostało. Teraz już wycofać się nie mogłam "co będzie, to będzie, pomyślałam niech się dzieje co chce, najwyżej zakręcę rogala i wyjdę i tyle mnie tam było" próbowałam dodawać sobie otuchy.
Zapakowałam się więc do auta, które przyjechało po mnie i ruszyłam na spotkanie z przeznaczeniem.

Dzień był bardzo ciepły i słoneczny, dlatego, też stół został wystawiony na zewnątrz, by kąpać się w ciepłych promieniach i mieć kontrolę nad biegającymi dzieciakami. Gdy przyjechałam od razu zauważyłam siedzącego za stołem teścia. Serce zabiło mi trochę mocniej. On, też nie spodziewał się mojej wizyty, reakcja mogła być więc różna. Zaczęłam mocować się z kwiatem, by wyrwać go z auta. W pewnym momencie podbiegł do mnie mój wnuczek Szymonek z głośnym wołaniem.
-Babcia po co Ty przywiozłaś ten kwiat dziadek Stefan nie przyjmuje od nikogo prezentów!
-To wyrzuci na śmieci i tyle.
Czułam jego wzrok na sobie, ale dzielnie podeszłam do niego z życzeniami. Wszystkim z wrażenia otworzyły się usta z tego co nastąpiło.
Teściu wstał, czego nie robił wcześniej, wysłuchał życzeń i powiedział.
-Oświadczam wszystkim, że przyjmuję prezent i dziękuję za życzenia itd....
Mimo tych ciepłych słów, wolałam usiąść w bezpiecznej odległości, czyli po przeciwnej stronie stołu. Patrzył na mnie co chwilę, widziałam to katem oka i czułam. Jeśli o czymś mówił, to zaraz zadawał mi pytanie "A Ty co, o tym myślisz? co o tym sądzisz?'' bardzo uważnie słuchał co ja mówię, jeśli czegoś nie dosłyszał, zaraz pytał Doroty "Co ona powiedziała?'' jakby, nie chciał uronić żadnego słowa. Czułam się dziwnie ważna, i doceniona, choć trudno to wytłumaczyć. Widać było, że teściu bawił się dobrze, jak za dawnych czasów, kiedy jeszcze żyła teściowa i cała rodzina była w komplecie. Miałam przeczucie, że przypominam mu tamte czasy, zaczął śpiewać ulubione swoje przyśpiewki, śmiał się i wypił nawet kilka kieliszków. Podeszła do mnie Dorota i powiedziała.
-Mamo nie, wiem co się dziadkowi stało, do tej pory siedział i marudził, żeby zawieźć go do domu, bo coś go tam boli, źle się czuje i w ogóle. A jak przyjechałaś gotowy tańczyć i śpiewać zaczął.
-No co Ty gadasz!?. 
-Naprawdę, prezent też tylko od Ciebie przyjął.
Było to bardzo miłe, co usłyszałam trochę nawet się wzruszyłam. Ja, też poczułam się jak za dawnych czasów, kiedy jeszcze żyła teściowa, była ona dobrą duszą i przewodnikiem w rodzinie, dużo cech przejęłam po niej, byłam chyba łącznikiem między nimi, czułam to bardzo mocno. Byłam szczęśliwa, że zdobyłam się na odwagę by przyjść na te urodziny. Były ważne.
Zrobiło się trochę późno i czas było zbierać się do wjazdu. Podeszłam do teścia by się pożegnać, on wstał a ja go przytuliłam i powiedziałam.
-Musimy już jechać, życzę Ci tato dużo zdrowia, bo to jest najważniejsze.
Przytulił mnie i niemal na ucho powiedział.
-Ja Tobie też, i wybacz mi proszę to wszystko, co złego powiedziałem i zrobiłem. Wódka potrafi wszystko zniszczyć, bardzo Cię szanuję i podziwiam.
Gardło mi się zacisnęło, bo usłyszeć z Jego ust takie słowa, to jakby ktoś order mi przypiął.
-A Ty pamiętaj, że byłeś moim pierwszym ojcem, od którego uczyłam się wielu rzeczy i zawsze nim już pozostaniesz, cokolwiek się stanie. Kocham Cię i szanuję jak ojca, pamiętaj o tym.

Po tych słowach rozstaliśmy się. Widzieliśmy się jeszcze kilka razy. 27 października w 2012r. zmarł .


4 komentarze:

  1. Teresko, bardzo piękna i wzruszająca opowieść. :)
    Pozdrawiam i wciąż podziwiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Serdecznie Dziękuję ! marzenna 79 Buziaczki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Teresko aż dech zapiera :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń