sobota, 8 czerwca 2013

Minęło kilka miesięcy od dnia ślubu, a w rodzinie Marty pojawił się maleńki Maciuś. Nikolka była przeszczęśliwa, gdy w domu pojawił się braciszek, krążyła wokół niego jak dobry duszek, gotowa pomagać mamie w czynnościach przy małym, choćby wynosząc pieluszki. Czuła się potrzebna i dumna, że jest już taka duża i może zaopiekować się braciszkiem. Co chwilę podbiegała by popatrzeć na niego, dać całusa w czółko, czy maleńkie paluszki, aż serce się radowało na taki widok. Tak samo reagował Tomaszek, gdy przyjeżdżał z wizytą do cioci kładł się obok Maciusia i oka z niego nie spuszczał. Kolejny maluszek został pokochany od pierwszego spojrzenia i jak wszystkie dzieci w naszej rodzinie, stał się NASZ, nie tylko taty i mamy.
Maciuś to duży chłopiec, a Nikolka dzielnie opiekuje się braciszkiem
Maciuś siedem miesięcy, a już potrafi meble rozbijać chodzikiem 
No tak, wujek Sebastian zabawił się w fryzjera i Maciuś nie do poznania , a jest w tym samym wieku

Pomijając te radosne chwile, wrócę trochę wstecz, do zdarzeń które wcześniej umknęły, a może celowo odłożone na później. 
Ciekawa jestem czy tylko ja mam coś takiego, że ni z gruszki, ni z pietruszki, w pamięci powracają te same obrazy, jak w starym filmie przesuwa się taśma, i nagle stop klatka, zawsze w tym samym miejscu. Nie wiedzieć dla czego. Obrazy wracały, a ja nie umiałam ich umiejscowić. W miarę dorastania, życie samo nasunęło niektóre rozwiązania i tak na przykład. W moim obrazie jest jakieś duże pomieszczenie, słychać gwar głosów, musiałam chyba leżeć, bo widziałam tylko sufit i boki jakby skrzynki, i nagle wstrząs, chyba spadłam, musiało boleć bo strasznie płakałam. Z poziomu na którym się znalazłam widać było rzędy nóg, i coś co sprawiło, że przestałam płakać. Po podłodze z łoskotem jeździł mały traktorek napędzany sprężynką, trzeba było go tylko nakręcić, by zaczął jechać, ten sekret odkryłam dużo później.
Po wielu latach, gdy poszłam pierwszy raz z moim dzieckiem do lekarza, i położyłam na przebiera-ku, by przygotować dziecko na wizytę w gabinecie. Całe to miejsce wydawało mi się dziwnie znajome, jeszcze nie łapałam, o co w tym wszystkim chodzi, nie dawało mi to jednak spokoju. Gdy tak siedziałam i czekałam na swoją kolejkę, spojrzałam na rzędy nóg siedzących kobiet i wtedy mnie olśniło, jasne to było to. Wszystko się zgadzało przebierak wyglądał jak skrzynka, a ja pewnie za mocno się wierciłam i spadłam z niego na podłogę. Tylko dlaczego to do mnie powraca i zapisało się gdzieś w pamięci?. Nadal jest zagadką, przecież ważniejsze rzeczy wydarzyły się w moim życiu, niż upadek z przebieraka.

Podobnie dzieje się, gdy widzę grupę dziewczynek w komunijnych sukienkach. Przywołuje mi to smutny obraz z mojego dzieciństwa. Stałam gdzieś na rogu ulicy i płakałam ze strachu, że zgubię się i przed mamy koleżanką u której zostawiła mnie na kilka dni, a sama gdzieś znikła. Kobieta ta po raz kolejny, wysłała mnie do warzywniaka. Złościła się i wydzierała, że ze mnie taki gamoń i nie potrafię odnaleźć sklepu, który miał być gdzieś za rogiem. Dla mnie wtedy była to jakaś abstrakcja, przecież mieszkałam na wsi, gdzie z jednego miejsca widać było wszystkie domy, a tu?! jeden dom zasłaniał cały świat. W tamtym czasie wszytko było dla mnie o wiele za duże. Mam w głowie dwie sceny, z jednej strony ulicy, w głębokim cieniu stoi małe zapłakane dziecko z poczuciem opuszczenia i strachem przed kobietą, która kipiała złością, a z drugiej strony ulicy z pięknego budynku (był to kościół) wyszła duża grupa dziewczynek w pięknych  sukienkach, wyglądały jak elfy w białych szatach. Pięknie lśniły w pełnym słońcu, które odbijało się od bieli i raziło w oczy. To słońce i cień miały swój podtekst.
Nie tak dawno moja znajoma powiedziała, że wybiera się do rodziny w Lidzbarku Welskim, od razu zapytałam
-Aniu czy jest tam kościół z wysokimi schodami przed nim?
-Tak jest-i tu trochę bardziej opisała mi teren
-A czy jest tam most na którym jest figurka św. Jana Chrzciciela
-Jest, byłaś tam?
-Tak, ale tylko dwa razy, pierwszy raz gdy mama wiozła mnie do szpitala z rozwaloną nogą, właśnie przez ten most. Drugi raz gdy zostawiła mnie u swojej koleżanki, nie było miło.
Dlaczego to mi się zapisało i wraca? nie wiem.

Trafiłam, też do makabrycznego miejsca, którego nie potrafię dopasować w żadnym punkcie na mapie.
Było to gdzieś w pobliżu dworca kolejowego. Pojechałam tam z mamą i jakąś jej koleżanką. Był tam duży ogrodzony teren, na który można było wejść tylko z biletami i trzeba było mieć minimum 18 lat. Pamiętam jak mama przekonywała pana od biletów, by pozwolił mi wejść, nie miała gdzie mnie zostawić. Tak długo przekonywała, aż jej się udało. To co zobaczyłam zostało w mojej  pamięci do dziś. Był to park z odtworzonymi ulicami, z przejściami dla pieszych i wszystkim co można spotkać na drogach. Pamiętam jak przerażona schowałam się za mamę, gdy zobaczyłam rozbity na drzewie samochód, strasznie zmasakrowany, w środku na kierownicy leżał jakiś człowiek, na zewnątrz też ktoś leżał i wszędzie pełno krwi! idąc dalej było podobnie, rozbite auta, motory, ktoś leżał na przejściu dla pieszych, na poboczach, w autach, wszędzie!. Widziałam dzieci którym gdzieś z głowy ciekła krew. Wszyscy w dziwnych pozach, jakby spali. Cały czas chowałam się za mamą, bałam się tego co widziałam. Mama starała mi się wytłumaczyć, że to są tylko duże lalki, manekiny, które udają ludzi, by pokazać jak groźnie jest na drogach, ale ja wiedziałam, że te wypadki zdarzyły się naprawdę i ci wszyscy ludzie zginali. Słyszałam  rozmowę mamy z koleżanką. Było to traumatyczne przeżycie, pamiętam te wszystkie obrazy jakby to było wczoraj. Coś takiego zobaczyć trzeba było mieć mocne nerwy i silne serce, a co dopiero dziecko. Nie wiem, gdzie to było, kto wpadł na pomysł zrobienia biznesu na czymś takim?! makabra.


2 komentarze: