piątek, 21 czerwca 2013

Czy można wierzyć w sny, wróżby, przeznaczenie, a może magię liczb?. Zaczęłam baczniej przyglądać się wszelkim datom, które mi towarzyszyły w życiu. To co odkryłam wprawiło mnie w osłupienie. We wszystkich moich ważnych wydarzeniach znalazłam liczbę siedem, czy ta liczba rządzi jakoś moim życiem. Warto się nad tym zastanowić, ponoć życie jest matematyką, kiedyś tak gdzieś słyszałam. Spróbuję jeszcze raz prześledzić moje daty, może ktoś wysnuje własną teorię na ten temat, jestem ciekawa.

W 1957 r. Moja data urodzin.
W 1976 r. Wyszłam za mąż.
W 1977 r. urodziłam pierwsze dziecko Dorotkę.
W 1982 r. ale 7 maja urodziłam drugie dziecko Agnieszkę.
W 1987 r. urodziła się trzecia córka Marta.
W 1998 r. o godz. 10-17 urodził się, mój pierwszy wnuczek Adaś.
W 2000 r. lipiec więc 7 miesiąc i o godz. 11-17 urodził się drugi wnuczek Szymon.
W 2001 r. lipiec wiec 7 miesiąc roku, urodziła się wnuczka Klaudia.
W 2006 r. 27 grudnia urodziła się wnuczka Nikola.
W 2008 r. o godz. 7-20 urodził się kolejny wnuczek Tomaszek.
W 2012 r. długi na 57 cm. najmłodszy jak na razie wnuczek Maciuś.
W 2010 r. 27 marca wyszłam po raz drugi z mąż.

Jak widać dosyć pokaźna plejada siódemek, w większości mocno osadzonych, tylko w dwóch przypadkach słabiej, ale jednak. Gdybym dłużej "poszperała" znalazłabym na pewno dużo, dużo więcej takich dat np. w 1970 r. przyjęłam potajemnie Pierwszą Komunię Świętą, jak i też w 1970 r. w lipcu, czyli 7 miesiąc roku odwiedziła mnie długo oczekiwana i nie widziana mama (opisywałam już te zdarzenia).
Nie znam się na numerologii, ale 7-ka chyba jest mi przyjazna.
Na swojej drodze tylko raz spotkałam "tarocistkę'' i to przypadkowo. Nigdy nie zapukałam do drzwi, by sobie powróżyć, może się bałam, nie wiem. Mówiąc szczerze inaczej sobie wyobrażałam taką panią, chyba jak kogoś z bajki, tajemniczą, i mroczną... to głupota, sama nie wiem dlaczego, ale jakoś tak właśnie widziałam kogoś kto wróży.
W czasach kiedy jeszcze pracowałam w Młodzieżowym Domu Kultury jako instruktorka tańca nowoczesnego, nadarzyła się okazja by udoskonalić swój warsztat na kursie "Tańca Nowoczesnego i Choreoterapii'' w Białymstoku. Pojechałam, więc służbowo by nabierać nowych doświadczeń. Tak się złożyło że moja córka, miała koleżankę, która mieszkała w Białymstoku. Dziewczyny uruchomiły telefony i mama Agnieszki S. zgodziła się przyjąć mnie na kilka dni pod swój dach. W trakcie pobytu okazało się, że mama Agnieszki S. zajmuje się zawodowo Tarotem. Przyjmowała w swoim domu, chętnych do poznania  przyszłości. (Wróżka Joana i jej córka, są obecne w moich znajomych na Facebooku, Centrum Szamańskie to też jest ta sama osoba). Oczywiście podkręcana ciekawością, nie mogłam się oprzeć by nie zapytać o te sprawy Joanę. Nie powiedziała mi zbyt dużo, tylko tyle, że to karty opowiadają jej historię, on tylko ją przekazuje nic więcej. Nie miałam zbędnych złotówek by poprosić ją o postawienie kart dla mnie, ale zapytałam czy nie mogłaby mi też, ot tak coś powiedzieć trochę. Strasznie byłam ciekawa żałowałam, że nie mam kasy. Joana rozłożyła karty, i od razu powiedziała, że mam kłopoty z alkoholem w domu. Tak to była prawda, już znacie sytuacje z moim mężem. Nie wytrzymałam i od razu wystrzeliłam z pytaniem.
-Skąd o tym wiesz, po czym poznałaś?
-Zobacz tu jest postać stojąca na rękach, to tak jakby widzieć świat wywrócony do góry nogami
ciekawie wyciągnęłam szyję by spojrzeć na karty, faktycznie była tam postać, dla mnie wyglądała jak błazen w cyrku. Pamiętam jak dziś słowa, które mówiła do mnie.
-Widzę też dom, duży dom.
Mieszkałam wtedy w bloku na czwartym piętrze i absolutnie nie zamierzałam tego zmieniać, więc zapytałam.
-Jaki dom?!
-Nie wiem, ale wyraźnie jest dom.
niczego więcej mi nie wróżyła, to tylko taki mały pokaz. Nienasycona ciekawość, później długo miotała się w mojej świadomości próbując rozwiązać zagadkę. Tak swoją drogą Wróżka Joana okazała się bardzo sympatyczną, miłą i zwyczajną kobietą. W wolnej chwili od moich zajęć zaprosiła mnie do teatru, i później na jakiś festyn. W tajemnicy pokazała mi dziwne miejsce, do którego ona miała dostęp. Wyglądało to jak duża piwnica, z regałami wzdłuż ścian. Stały na nich jakieś pojemniki, słoje napełnione chyba formaliną, tak myślę, ale nie mam pojęcia co to było. Pływały w nich różne ludzkie narządy, był tam też malutki płód. Poczułam się jak w centrum jakiegoś horroru, ciarki przechodziły po plecach. Joana powiedziała, że to wszystko służy studentom do nauki. To wyjaśniało te całą kolekcję, no tak-pomyślałam-muszą się przecież na czymś uczyć, by umieli nas leczyć. To mnie uspokoiło, ale nie sprawiło bym zapomniała.
Wracając do domu, który widziała w swoich kartach Wróżka Joana. Od tego czasu minęło kilka lat, a los zabrał mi lokum w bloku, i podarował dom w Sępopolu (opisałam o tym wcześniej) Mało tego. zamieszkałam w ogromnym domu z drugim mężem w Anglii. Nie należy do niego, to jednak zamieszkuje w nim, od przeszło trzydziestu lat, ja już od siedmiu. Który dom widziała Wróżka Joana? nie ważne, ale miała rację, w moim życiu pojawił się dom.
Spotkało mnie jeszcze coś dziwnego. Muszę cofnąć się w czasie, gdy byłam nastolatką. W Bartoszycach mieszkała stara cyganka, część mieszkańców na pewno jeszcze ją pamięta, i jej natarczywe zaczepki.
-Kochanieńka, chodź cyganka prawdę Ci powie, dasz tylko grosika itd...
Mnie też taka przyjemność nie ominęła.
-Chodź słodziutka, postawię Ci karty, przyszłość Ci powiem.
Machałam ręką, że mnie to nie interesuje, a ona swoje.
-Będziesz miała trzy córki i męża zza wody, chodź powiem Ci, co cię czeka...
Gadała i próbowała zachęcić do rozmowy. Nie dałam się wciągnąć, ale to co doleciało do moich uszu zostało. W tamtej chwili pomyślałam.
Chyba babę porąbało, powinna się leczyć. Po latach wszystko się spełniło, i jak to się mówi, co ma wisieć, nie utonie, mamy to gdzieś zapisane. Jestem chyba za głupia, by rozwikłać takie tajemnice, nie zmienia to jednak faktu, że wciąż mnie frapują.

Dom w którym obecnie mieszkam, od frontu nocą.  
Tak wygląda od tyłu, na zdjęciu Fela, gdy była u nas z wizytą.
Do mieszkania w tym pałacyku, będę musiała wrócić w dalszej części moich wpisów, zbierają się tam czarne chmury z gradobiciem.

4 komentarze:

  1. Mnie towarzyszą "siódemki" i "dziewiątki"...
    np. moja data ślubu 7.9.79.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. To chyba są dobre liczy ? nie znam się na numerologii, mogę się tylko domyślać Pozdrawiam Cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  3. 7 to magiczna liczba cos w tym jest

    OdpowiedzUsuń
  4. Też tak myślę , że 7 jest liczbą magiczną Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń