środa, 17 lipca 2013

Szczęśliwcami mogą nazywać się Ci, którym domy, niczym pałace wyrosły. Tym którym jakoś w życiu nie wyszło pozostały "lepianki''. Wiele razy widziałam w filmach, ludzi siedzących przy stołach i tych którzy im usługiwali. Zastanawiałam się wtedy, czy ja umiałbym w taki sposób pracować. Oczywiście mój pokręcony los dał mi i tego zasmakować, bo jakże inaczej. Choć nigdy nie usługiwałam przy stołach, to jednak sprzątałam ludziom mieszkania. Nic to strasznego jeśli chce się zapracować na chleb. Trafiłam do dużych bardzo ładnych domów. Nie mogę powiedzieć by mi się to podobało, czułam się jak "Niewolnica Isaura''. wiem, że to niepoważne, ale co ja na to poradzę. Tak coś we mnie siedzi. Swoją pracę wykonywałam bardzo sumiennie, przecież ktoś mi za nią płacił. Miałam dużo szczęścia, kobiety dla których sprzątałam i prasowałam okazały się bardzo miłe, jedna to nawet biegała przede mną po pokojach i zbierała śmieci, śmieszyło mnie to, przecież ja byłam po to by je posprzątać. Żadna z kobiet choćby najmniejszym gestem, nie dała mi odczuć, że jest kimś lepszym ode mnie, i dzięki Bogu, bo już więcej by mnie u siebie nie zobaczyła. Mimo, że warunki pracy miałam super, wszystko cacy, to jednak nie pracowałam zbyt długo, dusiłam się w roli "pokojówki''. Zrezygnowałam po połowie roku.

To właśnie Jacki, sprzątała papierki przede mną, bardzo miła osoba
Dom Jacki od strony podwórka, do sprzątania trzy poziomy.
Dzieciaczki Jacki grzeczne jak aniołki.

Tresi  zapracowana  Pani architekt, dzieci mieli swoją nianię.
Trudno uchwycić cały dom wokół pełno drzew, piękny jak z filmu. 
Dom Tresi  od tyłu, naprawdę duży.
Nicola  w swoim pięknym ogrodzie.
Duży dom Nicoli od ogrodu.
Najbardziej podobało mi się u Nicoli oszklone patio, oj też bym takie chciała.

                     
Angielki z którymi miałam okazję zetknąć się "nie mówię tu o kobietach u których pracowałam'' czasami wprawiały mnie w osłupienie gdy mówiły, to niemal się rozpływały, takie były milutkie. Gdy rozmawiały przez telefon, (wielokrotnie to słyszałam)  mówiły do słuchawki, tak słodkim śpiewnym głosem, aż miło było słuchać "fajnie odbierać takie telefony''- pomyślałam. Niemal lód topniał pod stopami. Gdy tylko kończyły rozmowę ze złością leciało w stronę słuchawki "fuck off '' O kurcze! szybko wróciłam na ziemię. Pierwszego dnia, kiedy coś takiego usłyszałam, przeżyłam lekki wstrząs, nauczyło mnie to, by nie ufać słodkim uśmiechom. Później oswoiłam się z takim zachowaniem, jak widać do wszystkiego można się przyzwyczaić.
Wspominałam o gromadzących się chmurach nad naszym mieszkaniem w Anglii. Zacznę od tego jakim sposobem Reg zamieszkał w tym zameczku, muszę więc wrócić do jego przeszłości. Z tego co mi opowiadał też miał przerąbane życie. Urodził się jako drugie dziecko, starsza była od niego siostra, którą bardzo kochał. Ona chroniła go i opiekowała się nim. Później na świat przyszedł  brat. Jako mały chłopiec przeżył koszmar, ojciec zachorował i zmarł, a później zmarła ukochana siostra. Czuł się osamotniony. Jego matka wkrótce wyszła ponownie za mąż. Reg nie lubił ojczyma, który nie szczędził batów i upokorzeń, bał się jego. Z trudem wspominał tamte czasy, jak ojczym brał bat i okładał go nim. Do roboty psie, tymi słowami zachęcał do pracy w polu, na którym musiał pracować przed pójściem do szkoły, jaki i po szkole. Gdy to wspominał oczy i twarz wyrażały głęboką gorycz i smutek. Nie rozumiał dlaczego nie broniła go matka, żal został mu w sercu. Jako piętnastoletni chłopiec uciekł z domu. Ruszył przed siebie, nie wiedząc dokąd iść po prostu szedł. Najmował się do pracy gdzie tylko mógł. Nocował czasami u gospodarzy u których pracował, do późnych godzin, i skoro świt znowu wstawał, by pracować całymi dniami. Chodził pieszo by zaoszczędzić na biletach, odkładał na czarną godzinę, gdyby zabrakło dla niego pracy. Z dumą mówił-nigdy nie pożyczyłem, od nikogo najmniejszego pieniążka, jak go nie miałem to nie jadłem. Różnymi kolejami losu w wieku trzydziestu kilku lat zamieszkał w Benson z skąd dochodził do pracy w Wallingford. Pracował jako ogrodnik u Agaty Christi, tak tak ... to nie pomyłka chodzi o tę sławną pisarkę, sama nie mogłam uwierzyć, nie lubi o niej mówić, bo nie chce by wypytywano go o nią. Powiedział tylko że siedziała często w ogrodzie i ciągle coś pisała, a przy tym wypijała hektolitry herbaty z mlekiem. Wtedy nie zdawał sobie sprawy, że to światowej sławy pisarka, ot po prostu kobieta u której pracował. Później właściciel zameczku zlecił mu jakąś pracę, przy koszeniu trawy. I tu zaczyna się historia z państwem Betts.


4 komentarze:

  1. W najciekawszym momencie koniec...... szkoda.Będę czekać niecierpliwie na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ups ... Przepraszam i Serdecznie Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na dalszy ciąg...pozdrawiam Teresko. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję , ciąg dalszy nastąpi, bo nie chce się z wami rozstawać, będę wciąż pisać. Mam nadzieję że nie zanudzę Was na śmierć ha ha. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń