poniedziałek, 15 października 2012


Myślę, że nadszedł czas, w którym chcę bardzo serdecznie i bardzo gorąco podziękować wszystkim osobom, które znajdują chwilę czasu by poczytać mojego bloga, jestem za to bardzo wdzięczna. Jest już przeszło 12.300 wejść! To przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Zaczynając pisać blog myślałam, że jeśli dojdzie do tysiąca to będzie cud! Dzięki Wam Kochani stał się cud nad cudami! Jest tak wiele wejść i jestem szczęśliwa.

Od zawsze wiedziałam, że będę chciała spisać historię mojego życia. Z dobrym czy złym skutkiem, to bez znaczenia. Życie nie rozpieszcza, ale potrafi też ciepło i czule pogłaskać i dla tych chwil warto czasami popłakać. W kwietniu zaczęłam spisywać moje życie, ale zamiast robić to na kartkach do szuflady, zrobiłam to na blogu z pełną odpowiedzialnością za to co piszę, podpisując się imieniem i nazwiskiem. Dzięki temu mam okazję obserwować Wasze zainteresowanie tym co piszę. Moim planem i dużym marzeniem jest wydanie tego bloga w formie książkowej. Być może uda mi się zebrać fundusze na jeszcze jedno, może już ostatnie, największe marzenie uszczęśliwiające dzieci z mniejszych środowisk. Chcę dać im uśmiech, z czego to wyniknie dowiecie się w dalszej części bloga! Mam nadzieję, że mi się uda. Jestem już w ¼ części realizacji tego projektu. Chciałabym bardzo mocno prosić, byście moi Kochani wyrazili swoje opinie w komentarzach. Jakie są Wasze odczucia i jak Wam się go czyta? Będą to dla mnie cenne wskazówki, by książka była taką, którą chce się wziąć do ręki i czytać! Dzięki temu może uda mi się spełnić nie tylko moje marzenie!

Dziękuję wszystkim obserwatorom, za chwile poświęcone na czytanie bloga i proszę o dalsze polecanie linku z adresem bloga na swoich forach. DZIĘKUJĘ!!!

Moje sny o pięknym i spokojnym życiu gasły z każdym dniem. Gdy każdego dnia patrzyłam na męża wtopionego w fotelu przed telewizorem, pestki słonecznika na stole, a za fotelem butelkę „której miałam nie widzieć, to ręce mi opadały. Zostałam z Mirkiem praktycznie sama w mieszkaniu. Dwie córki mieszkały już na swoim, a najmłodsza Marta nocowała częściej u sióstr niż w domu. Nawet wolałam by tak było. Oszczędzało jej to stresu jaki musiałaby przechodzić wysłuchując naszych ciętych słów albo długiego milczenia, co też nie było dobre! Chora sytuacja i nie potrafiłam nic z tym zrobić. To mnie dobijało. Zaczęłam rozmyślać o rozstaniu, przecież rozwody są dla ludzi. Nie ja pierwsza i nie ostatnia! Mówiłam Mirkowi, że dłużej nie dam rady tak żyć. Albo zacznie się leczyć, albo rozwiodę się z nim.
- Jasne! I dokąd pójdziesz? Zginiesz beze mnie - szydził - Niczego tu nie masz, nawet łyżeczki! Wszystko jest moje! - powtarzał swoje ulubione zdanie.
- Poradzę sobie, nie martw się! Taka przepychanka słowna trwała dosyć długo. Powtarzałam groźbę co jakiś czas, w momentach gdy miałam naprawdę dość! Czasami „kruszał”, wtedy płakał i mówił, że będzie się leczył, że nie poradzi sobie beze mnie, że mnie cały czas kocha i zginie gdy go zostawię. Widziałam w nim chorego i nieszczęśliwego człowieka, który potrzebuje pomocy. A ja tak naprawdę nigdy nie miałam takiej siły by go zostawić. Mimo wszystko widziałam w nim tego Mirka, którego pokochałam. Choć po tej miłości zostało tylko wspomnienie, to jednak bardzo ważne. Był pierwszym człowiekiem na ziemi, który mnie pokochał! Dla którego chciałam żyć i uśmiechać się, z którym chciałam iść przez życie, z podniesioną głową, trzymając się za ręce. Chryste! Jak los poplątał nasze ścieżki. Płakać mi się chce, że nam się nie udało! Teraz to chory człowiek, w którego żyłach płynie więcej alkoholu, niż krwi! Koszmarnie smutna muzyka grała w moich uszach, gdy tęskniłam za miłością, ciepłym dotykiem ust. Przecież byłam tylko kobietą, czasami potrzebowałam bliskości i czułości, męskiego ramienia, opiekuńczego partnera… Niestety to tylko marzenia… marzenia… marzenia…

A tym czasem niebo ciemniało nad naszym wspólnym życiem. Zdarzyło się coś co mną wstrząsnęło do głębi! Uznałam, że to już nie są żarty! Podczas jednej z kłótni, w momencie gdy siedziałam w fotelu, Mirek podszedł do mnie znienacka i przystawił mi nóż do gardła. Był to makabryczny moment gdy włosy zjeżyły mi się na głowie. Nie wiedziałam co za chwilę może zrobić! Postanowiłam zachować zimną krew, patrząc prosto w jego oczy. Złapałam go za ręce i próbowałam nad nimi zapanować. Miałam małe szanse, bo on stał a ja siedziałam, przytłaczał mnie jego ciężar.
- I co teraz? Dalej jesteś taka cwana? Puść ręce, bo Ci je przetnę! - groził.
Nie odpowiadałam, nie chciałam go prowokować, a jednocześnie szukałam wyjścia z tej sytuacji. Udało mi się oswobodzić nogę i pchnęłam go z całych sił, aż zatoczył się na segment. Był to moment, w którym mogłam się podnieść, a on był na tyle pijany, że z trudem mógł się pozbierać. Wtedy po raz pierwszy zadzwoniłam na Policję prosząc o interwencję, bo naprawdę czułam się zagrożona! Co za podłe uczucie! Byłam roztrzęsiona i czułam się jak zdrajca! Sytuacja mnie przerosła. To gdy podniósł na mnie nóż, to że wezwałam policję i wydałam im go! Zaczęłam płakać…


Przyjechali dosyć szybko. To był Robert K. - nasz dzielnicowy, wtedy jeszcze w asyście policjantki. Zapytał Mirka - „Co się tu dzieje?”. Odpowiedź, która padła była oczywista - „Nic! A co ma się dziać?”. Kazali mu wstać, bo zabierają go na komendę. Padło pytanie czy pójdzie sam czy mają go skuć? Trochę się szarpał, ale ostatecznie wyszedł sam. Na komendzie ostro szalał. Do tego stopnia, że policjant mógł postawić mu zarzuty za przewinienia, które tam popełnił. Odstąpił od tego, tylko podczas składania zeznań zadał mi pytanie
- Jak pani sobie radzi z nim w domu? - Badanie krwi wykazało, że miał przeszło trzy promile! Nie mogłam w to uwierzyć, przecież szedł i nie zataczał się, jak to możliwe?!? Policjant przekonywał mnie, że dla mojego bezpieczeństwa powinnam założyć sprawę cywilną, czy coś takiego, już nie pamiętam jak to fachowo brzmiało. W takiej sytuacji nie będzie mógł mi w niczym pomóc, jedynie pouczyć męża i wypuścić go. To wszystko co będzie mógł zrobić, a on poczuje się bezkarny. Poprosiłam o czas aż ochłonę! Nie byłam w stanie wszystkiego ogarnąć, głowa trzeszczała od myśli a łzy same płynęły po twarzy. Tego dnia poszłam do córek…

5 komentarzy:

  1. Pani Tersko uwazam, ze pomysl z wydaniem ksiazki jak najbardziej znakomity.
    Nie miala Pani lekkiego zycia, wiec chociaz niech kasiazka jaka chce Pani wydac bedzie spelnieniem marzen, czego oczywiscie z calego serca zycze i trzymam mocno kciuki za pomyslna publikacje. Niech historia jaka pisalo Pani zycie bedzie dla wielu przykladem ze nie nalezy sie nigdy poddawac, bo nadzieja umiera zawsze ostatnia.
    Od czasu kiedy czytam Pani bloga, nie wyobrazam sobie dnia by tutaj nie wejsc i nie poczytac nowych postow. Tresc jaka Pani przelewa na papier poprostu ujela mnie za serce. Ma Pani niesamowity dar literacki jest Pani dla mnie kobieta niezwykla, godna do nasladowania i przykladem na to by nigdy nie rezygnowac ze swoich marzen...
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana Pani Aniu ! Serdecznie i z całego serca dziękuję, za tyle miłych słów ! Mam nadzieję że wszystko pójdzie po mojej myśli, odnośnie książki, to moje marzenie uszczęśliwi wiele osób . A co to będzie ? opiszę w którejś części bloga , nie chcę zakłócać kolejności wydarzeń . Ciesze się że, bloga czyta się , lekko i podoba się Pani w jaki sposób używam słowa. Dziękuje i Pozdrawiam serdecznie .

    OdpowiedzUsuń
  3. Moje odczucia? Mogłabym tak czytać i czytać, w sumie to już się czyta jak książkę... gdyby była w formie papierowej, spisana od początku do końca, pewnie 'połknęłabym' ją w jeden wieczór... a może noc :) szkoda tylko, że w książce nie leciałaby w tle ta muzyczka, co tutaj - bardzo adekwatna do treści :)
    Bloga czyta się dobrze, bo jest to spisane samo życie, takim jakim je Pani dotychczas przeżyła, czasem smutek aż ściska za serce, czasem szokuje, a czasem uśmiecham się pod nosem czytając Pani szczęśliwe chwile w życiu :)
    Jestem Pani wierną czytelniczką i nie zmieniłabym tutaj nic. Pozdrawiam!! Julka

    OdpowiedzUsuń
  4. Teresko, trzymam kciuki, by spełniły się Twoje wszystkie marzenia. ♥ ♥ ♥
    Zasługujesz na szczęście.
    Twój blog czytam z wielką przyjemnością i zaciekawieniem, co dalej ???
    Książka na pewno, będzie hitem... :)♥
    Podziwiam Ciebie za siłę, którą w sobie posiadasz i oczywiście za talent twórczy i artystyczną duszę. :)
    Serdecznie pozdrawiam z Gdyni ♥
    Marzenna Głogowska

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam Was moje Kochane ! Bardzo się cieszę że podoba się to jak opisuje, Bo to co opisuję , to jak gdyby nie moje zasługa, ale życia które napisało mi taki scenariusz, nic nie dzieje się bez przyczyny, ciekawa jestem czym mnie jeszcze zaskoczy ??? Jeszcze niejedno Was zaskoczy, to co już się wydarzyło, tak więc zapraszam na mojego bloga. Dziękuję Pozdrawiam serdecznie !

    OdpowiedzUsuń