sobota, 3 listopada 2012


Do naszego nowego, a tak naprawdę starego, wybudowanego jeszcze przed wojną, z niemieckiej, dużej cegły domu o murach na pół metra grubych i fundamentach z kamienia wprowadziliśmy się pod koniec lutego. Mieliśmy miesiąc czasu na załatwianie wszystkich formalności i przeprowadzkę oraz oddanie kluczy do naszego mieszkania nowym właścicielom. Pozostał nam wciąż garaż, tuż przez ulicę. I ten garaż bardzo ułatwił nam sprawę, ponieważ wszystkie zbędne meble i rzeczy złożyliśmy właśnie w nim. Do domu zabraliśmy tylko niezbędny sprzęt by nie zagracać pokoju, który na początku miał służyć nam za sypialnię, kuchnię i łazienkę. Za toaletę służyła nam budka przycupnięta z boku stodoły. Wodę trzeba było nosić ze studni, ponieważ mróz rozsadził rury, które je doprowadzały! Nie było łatwo. W stodole znajdował się hydrofor, który doprowadzał wodę ze studni do domu, lecz najpierw musieliśmy to wszystko uruchomić! Mimo to cieszyłam się, że mam ten dom! Po pierwszej nocy przespanej w nowym miejscu podeszłam do okna i widząc ogromną stodołę nie mogłam uwierzyć, że to wszystko należy do mnie! Zawołałam Mirka i pytałam
- Wierzysz, że to jest nasze?!? Bo do mnie jeszcze to nie dociera. I gdy tak staliśmy przyszło mi do głowy coś zabawnego.
- Zobacz, jesteśmy teraz jak Bogumił i Barbara z „Nocy i Dni” - a on zaczął się śmiać.
-Ty to masz pomysły!
Pierwszego dnia musieliśmy ochłonąć. Po tak napiętym w wydarzenia okresie, zaczęliśmy obchodzić dom i posesję, poznawać co i gdzie się znajduje. Matko Boska, jak dużo tego było! Dla mnie gdzie w bloku miałam ograniczone pole widzenia, cztery ściany i balkon, tu wszędzie dominowała przestrzeń! Pola, niebo i drzewa! Dużo drzew - jabłoni, śliwki żółte i granatowe, wiśnie i grusza, a na szczycie domu pięły się winogrona. Jednak to wszystko zobaczyłam dopiero latem gdy zaowocowały, miałam własne zdrowe owoce! Wiosną posiałam duży ogródek warzywny, który pięknie obrodził i już nie bałam się niczego! Tu nie płaciłam czynszu, tylko raz w roku podatek. Opłata za wywóz śmieci to 15 zł za kwartał, czyli tyle co nic! Za wodę nie płaciliśmy, bo po wymianie rur na nowe nie było w domu kłopotu z wodą. Hydrofor dobrze pracował i podawał wodę ze studni do domu. Nareszcie byłam spokojna i nie bałam się o nie zapłacony czynsz! Dom był naprawdę stary, a w jednym z pokoi na karniszach jaskółki uwiły sobie gniazdo, nie trzeba nic więcej dodawać by pobudzić wyobraźnię co do jego stanu. Lecz ja nie widziałam dziurawych podłóg, drzwi czy okien, oczyma wyobraźni widziałam jaki będzie. Będę ciężko pracować by stał się domem, w którym będzie radość miłość i wzajemny szacunek! Pokochałam go od pierwszego dnia.

Remont zaczęliśmy od najpotrzebniejszych pomieszczeń, czyli łazienki, kuchni i WC, bez których trudno funkcjonować. Na początku naszego pobytu Mirek zbudował na podwórku nowy wiejski przybytek z serduszkiem, który nazwaliśmy „Bajamaja! Czasami padało pytanie „Gdzie idziesz?” i odpowiedź na nie -Do bajamai!”, z czego mieliśmy niezły ubaw! Na strychu znajdował się rodzaj pokoju, do którego prowadziły wszystkie wloty kominów z całego domu. Rozciągnięto tam druty, na których ktoś wcześniej wędził sobie pewnie słoninkę, szyneczki i inne pyszności! Wypisz wymaluj obrazek wyjęty z „Nocy i Dni”. Do dziś pozostał tam komin, zwany potocznie „babą”. Na niższym poziomie znajdowało się czarne, okopcone pomieszczenie, które wcześniej służyło za magazyn. Były tam kosze z węglem, motyki i całe mnóstwo rupieci! Okropne! I właśnie tam postanowiliśmy zrobić łazienkę i toaletę. Rozpoczęła się męcząca harówka, zbijanie tynków, sufitów, kucie starej podłogi i wylewanie nowej. Byliśmy zmuszeni do wymiany instalacji elektrycznej w całym domu, bo stara nie nadawała się już do niczego.

Dobrze, że było tyle pracy. Mirek miał zajęcie, nie myślał o głupotach i cieszyła nas każda nowa rzecz, która została już wykończona. Remont pomalutku posuwał się do przodu. Na początku zamieszkałam w tym domy tylko ja i Mirek, Marta została u Agnieszki. W momencie gdy zaczęły działać już kuchnia, łazienka i ubikacja, do domu wprowadziła się Agnieszka wraz z mężem i córką. Zajęli pokój, który się znajdował w drugiej części domu, nadawał się do zamieszkania po małym remoncie. Warunki były trudne, ale lepsze to niż płacenie za stancję. Pieniądze można było przecież przeznaczyć na materiały potrzebne do remontu. Prawdę mówiąc mieszkaliśmy jak koczownicy.

Funduszy wystarczyło tylko (albo aż) na wykończenie kuchni, łazienki z WC i pierwszego przedpokoju, bo w domu znajdują się dwa. Niestety finanse szybko stopniały, zaczęły się dylematy za co dalej remontować?!? Z tego co było już zrobione, byłam bardzo zadowolona. Szczególnie, że dało się żyć. Na resztę udogodnień trzeba będzie wciąż pracować i nie poprzestać w staraniach.


Piękna zima! Mróz pobielił moje drzewa przed domem. Mogłabym godzinami patrzeć na taki obrazek.
W tle, za krzakami nasza już historyczna "Bajamaja"! 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz