wtorek, 27 listopada 2012



Dobrze było powspominać wycieczki i babskie wypady, gdyby tylko było tego więcej chyba bym już nigdy nie narzekała na szarość dni. Niestety, w naszym ukochanym kraju można tylko o tym pomarzyć. I dzięki Bogu, że za marzenia nie karzą, bo nie wyszłabym z „paki” za ogrom marzeń jakie mam, o których wciąż opowiadam moim bliskim. Pewnie im głowy od tego puchną haha! Trudno, mają pecha, że jestem obok! Straszne bezrobocie nie pozwala ludziom normalnie egzystować, za dużo środków by umrzeć, za mało by żyć jak to mówią. Krew się burzy na taki system! Ogrom ludzi wyemigrowało za granicę w poszukiwaniu lepszego jutra, nawet mi taka myśl zaczęła świtać w głowie. Dom potrzebował nakładów finansowych, a ja ich nie miałam! Mirek załamał ręce i całkiem odpuścił, bo uznał, że finanse to mój problem. Wystarczy, że mamdarmowego robotnika”! Wkurzało mnie takie gadanie. Czy on myślał, że będę mu płacić za to, że remontuje swój własny dom!?! A za chwilę powie swoje ulubione zdanie „tu nie masz nic, nawet łyżeczki, wszystko jest moje”, to jakaś paranoja. Kłopoty zaczęły się gdy Mirek coraz częściej popijał, nie wiem jak znajdował środki na alkohol. Ja nie miałam kasy nawet na paliwo by jechać handlować na bazar. Musiałam pożyczać a później oddawać gotówkę i to byłagłupiego robota”!

Któregoś dnia spotkałam Irenę S., żonę chrzestnego Agnieszki. Od jakiegoś czasu mieszkała już w Anglii więc zapytałam ją:
- Irena pomożesz mi, żebym stąd wyjechała? Inaczej zwariuję, wiecznie wszystkiego brakuje!
- Nie obiecuję, ale może coś się uda z tym zrobić. Z pracą jest ciężko, ale gdy coś znajdę to dam znać.
I na tym skończyła się nasza rozmowa. Głupio było mi, że poprosiłam ją o to i nigdy więcej nie wracałam do tego tematu. Takie jest życie! Cieszyłam się, że mam dom i dziękowałam Bogu, że razem z dziećmi jesteśmy zdrowi! Za ptaki, które widziałam przez okno, za kałuże przed domem. Za to, że mogę wyjść w pidżamie przed dom z kawą w ręku, bo jestem u siebie i nikogo poza rodziną tu nie ma. Lubię posiedzieć tak w ciszy na łonie natury i oddać się rozmyślaniom, a jednocześnie mieć dwa kroki do domu. Czułam wtedy, że jednak wiele szczęścia gości w moim życiu! Mogłam wylądować na ulicy a mam dom i około dwóch hektarów posiadłości! To nic, że okna i elewacja, a także ogólny stan w jakim znajdował się dom można uznać za opłakany, ale ja zawsze patrzyłam na niego jak będzie wyglądał po remoncie. Krysia J. optymistka odwiedzając mnie razem z Tereską z Olsztyna powiedziała załamując ręce:
- Matko Boska! To Ci zajmie co najmniej z dziesięć lat, żeby tylko…!
- O nie! To musi udać mi się szybciej - przekonywałam samą siebie. Coraz bardziej wierzyłam w Irenę S. W to, że pojadę do Anglii i będzie wszystko pięknie i kolorowo! Co za „głupie” myślenie! Fantazje płatały mi figle,bo widziałam ten kraj złotem kapiący! Gdzie wciąż jeszcze królowa i rodzina królewska, pałace i zamki! Jak w bajkach, w których zaczytywałam się gdy byłam jeszcze mała, które pozwalały przenieść się w inny świat. Takim światem była dla mnie Anglia!

W Sępopolu mieszkałam już prawie rok, gdy zadzwonił telefon. O Chryste, to była Irena!
- Cześć Teresa, jeśli nadal chcesz to możesz przyjechać do Anglii.
- Jasne, że chcę. Kiedy mam przyjechać i gdzie będę mieszkać?
- Możesz przyjechać jak najszybciej, z pracą nie będzie kłopotu. Tylko z mieszkaniem trochę kiepsko. Na początku będziesz musiała zamieszkać w Caravanie (tak nazywają przyczepy kempingowe ciągnięte za autem) razem z moim bratem i jego partnerką. Lecz niedługo, bo przyjechać ma Wioletta K. z Ornety i zamieszkacie razem w oddzielnym Caravanie. Ja też mieszkam w takim Kempingu i jest całkiem wygodnie. Przemyśl to i daj znać.
- Nie będę się zastanawiała. Od razu odpowiadam, że jadę! Muszę mieć trochę czasu na zorganizowanie sobie wyjazdu, pozamykanie niektórych spraw, kupno biletu i tak w ogóle, co Ci będę tłumaczyć, sama wiesz…
- Dobrze, to daj znać jak już będziesz gotowa. Tylko szybko!
- Dzięki Irena!

Tego dnia czułam się jakby ktoś przywalił mi obuchem w głowę! Wszystko wokół pulsowało. Niby czekałam na ten wyjazd, lecz gdy stał się faktem, zaczęłam odczuwać obawę jak sobie tam poradzę! I skąd mam wziąć na niego fundusze? Powiedziałam Mirkowi o telefonie od Ireny. Uzgodniliśmy, że będę tam zarabiać, a w tym czasie on będzie remontował dom za pieniądze, które będę wysyłać. Córki były już dorosłe i mieszkały na swoim. Najmłodsza Marta też była już pełnoletnia, były samodzielne więc na co dzień nie byłam im potrzebna. Mogłam wyruszyć w świat w poszukiwaniu szczęścia. Tym razem poprosiłam Tereskę o pomoc i oczywiście nie odmówiła mi jej! Kupiła bilet do Londynu, w garść wcisnęła trochę funtów na dobry początek. Zaopatrzyła też w prowiant bym miała co jeść i nie musiała tracić pieniędzy na zakupy. Byłam tym bardzo wzruszona i wdzięczna za jej pomoc. Można powiedzieć, że to ona zafundowała mi wyjazd. Nie wiedziałam jak mam jej za to podziękować, ale byłam pewna, że przyjdzie moment, w którym za wszystko jej wynagrodzę. Termin wyjazdu przypadł na 25 lutego 2005 r. 26-tego miałam być już na miejscu w Londynie na Victorii, a tam miał odebrać mnie z dworca mąż Ireny, chrzestny mojej Agnieszki. Wszystko było ustalone i zapięte na przysłowiowyostatni guzik”. Do wyjazdu został tylko tydzień, a w domu atmosfera zrobiła się gęsta i nieprzyjemna. Mirek niby chciał bym pojechała, lecz nie do końca! Najlepiej, żebym zarabiała na miejscu dużo pieniędzy i nigdzie nie wyjeżdżała. Też bym tak chciała, ale nie dało się tego pogodzić! Zaczęliśmy się kłócić i oficjalnie miał okazję sięgać po butelkę. Już nie w stodole po kryjomu, mógł odreagować stres! Co ja powinnam zrobić, to jakiś koszmar! Nie tak miał wyglądać mój wyjazd! To miało być pozytywne wydarzenie, a nie powodować awantury w domu z pijanym mężem.

Praktycznie cały czas płakałam, wróciły wszystkie złe wspomnienia z naszego życia. Traciłam nadzieję, że coś zmieni się na lepsze. Do tego wszystkiego doszedł stres związany z wyjazdem, nie wiadomo na jak długo i tak daleko od domu i dzieci. Byłoby inaczej gdyby Mirek wspierał mnie, nie byłoby tak ciężko wyjeżdżać. Lecz on zawsze przygniatał mnie gdy upadałam, więc czego oczekiwałam teraz?!?

Na dwa dni przed wyjazdem spakowałam walizkę i poszłam na autobus do Bartoszyc by pozostały czas spędzić u Doroty. Wyciszyć się wewnętrznie, o ile tylko dam radę! Wyszłam z domu bez pożegnania z Mirkiem. Ciężko było iść po rozmokłym śniegu, nogi zapadały się w breji, a walizka zdawała mi się dwa razy cięższa. Chciało mi się krzyczeć i wyć, to nie tak miało być!!! Łzy kapały mi przez całą drogę. Z trudem, ale jakoś dotarłam do domu Doroty. To był trudny dzień. Gdy wieczorem położyłam się spać, a przy mnie moi kochani wnukowie Szymonek i Adaś nie spuszczali ze mnie wzroku, widzieli że ich babcia się smuci. Rozumieli, że wyjeżdża gdzieś daleko. Żal mi ich było, z marnym skutkiem próbowałam jakoś rozweselić. Adaś, wtedy ośmiolatek z troską w głosie zapytał
- Babciu, a co Ty tam będziesz jadła? - biedne dziecko martwiło się o babcię. Wzruszył mnie tym pytaniem, przytuliłam go mocno i powiedziałam
- Nie martw się słoneczko, babcia sobie jakoś poradzi i kiedyś wróci do Ciebie.
Na dworzec do Olsztyna skąd miałam wyjazd do Anglii odwiozła mnie Dorota. Przyszła też Tereska by się pożegnać, to było okropne bo nie było wiadomo kiedy znów się zobaczymy! Wszystkie trzy bardzo się popłakałyśmy! Autobus ruszył w drogę a ja wraz z nim… Wszystko zostawało z tyłu i jak na złość przyszło mi na myśl, że kiedyś już tak wyjeżdżałam. Wszystko zostało za mną gdy zabierano mnie do domu dziecka. Nigdy więcej tam nie wróciłam, zaczęłam znowu płakać! Oby ta historia się nie powtórzyła! Przecież wszystko mogło się wydarzyć! Jechałam do obcego kraju nie znając języka, bo w szkole uczono nas Rosyjskiego! Ja, stara baba, mając 48 lat na karku, zamiast siedzieć przy dzieciach w domu, muszę włóczyć się po obcych krajach. Po to by dać szansę mojej rodzinie na przetrwanie, gdy mój ukochany kraj ma gdzieś jak żyją ludzie i ich dramaty. Podróż trwała 32 godziny. Trudno zliczyć ile w tym czasie wylałam łez, nie chciałabym jeszcze raz tego przeżywać.



Wysiadłam na Victorii, i gdy wszyscy gdzieś się rozeszli zostałam sama! Zdałam sobie wtedy sprawę jakim marnym pyłem jestem na tej ziemi, nie rozumiejąc nic z tego, co mówią Ci wszyscy ludzie! Czułam się jak na obcej planecie, ze śmieszną walizką, która miała zastąpić mi cały dom…!

1 komentarz:

  1. ☆WESOŁYCH ŚWIĄT ☆

               ✺
             ✺█✺
            ✺███✺
           ✺████✺
         ✺███████✺
       ✺██████████✺
          ✺█████✺
        ✺████████ ✺
      ✺███████████✺
    ✺██████████████✺
             ▓▓▓
    |`'*o.¸.o*'´`'*o.¸.o*'|
    |......|`'*o.¸.o*'|.... .|

    OdpowiedzUsuń