niedziela, 3 lutego 2013

Prace przy remoncie szły nadspodziewanie dobrze. Czasami pracowałam po dziesięć godzin, nie mogłam sobie pozwolić na rozwalenie komuś mieszkania i ciągnąć pracę przez rok!  Pewnie zarobiłabym dużo więcej, ale nie umiałabym z tym spokojnie spać.

W Polsce nie było mnie od  kilku miesięcy, więc bardzo chciałam tam pojechać. Wykombinowałam sobie, że pojadę pod koniec czerwca, bo właśnie wtedy moja najmłodsza córcia  Marta kończyła szkołę, będę  mogłam zabrać ją z sobą do Anglii. W campingu miałam szerokie spanie, zmieścimy się obie bez problemu. Podzielę się z nią moimi szafkami i będzie okej! Stasia nie stawiała sprzeciwu, by Marta wprowadziła się do nas, opłata za camping dzieliła się wtedy na trzy osoby, można było więcej zaoszczędzić. Choć dla mnie opłata wzrosła, przecież musiałam płacić za córkę, do czasu dopóki nie znalazłaby jakiejś pracy. Powiedziałam dla Rega o swoich planach wyjazdu do Polski, przecież remont nie był jeszcze ukończony, ale na tyle już posunięty bym mogła pozwolić sobie na krótka przerwę. Kupiłam dla wszystkich prezenty, dla wnuków tyle zabawek, ile tylko mogłam udźwignąć!  Szczęśliwa zaopatrzyłam się w bilet na autobus do Olsztyna.  Z radości dostałam takich skrzydeł, że myślałam, że do Polski pofrunę szybciej przed autobusem.
Reg widząc moją radość zaczął obawiać się, że więcej do Anglii nie wrócę. By mieć pewność, że tak się nie stanie, kupił dla mnie i córki bilety powrotne na samolot. Niby po to bym nie traciła czasu na długą podróż, która miała trwać około trzydziestu godzin! Piszę ,,niby'' bo ja wyczuwałam coś innego! widziałam w jego oczach podziw i szacunek nie byłam pewna co jeszcze. Mogłam odmówić przyjęcia biletów, ale przygoda z samolotem za bardzo mnie kusiła, nie umiałam sobie tego odmówić obiecałam, że jak tylko wrócę odpracuje kupione przez niego bilety.

Podróż do Polski naprawdę trwała długo! Moja radość, ale też niepewność rosła z każdym kilometrem. Nie wiedziałam czego mogę się spodziewać po kilku miesiącach nieobecności. Cokolwiek bym zastała ,nie ważne jechałam do domu, i tylko to się wtedy liczyło.
Gdy już stanęłam przed drzwiami domu, nie wierzyłam własnym oczom w to co zobaczyłam, a był to ogromy napis zaczepiony nad drzwiami ,,WITAMY W DOMU'' nawet mąż kupił mi kwiaty!!! Było mi bardzo miło, na tym nie koniec niespodzianek, po wejściu do domu zastałam, zastawiony stół i córki donoszące gorące dania. Byłam pod ogromnym wrażeniem i wzruszona do granic. Czułam się jak królowa! to było piękne.

Pobyt w domu zaspokoił moja tęsknotę, która już bardzo dawała mi się we znaki, czułam się o wiele lepiej. Całusy i uściski moich wnucząt rekompensowały wszystko!
Po niezbyt fortunnym rozstaniu z Mirkiem, przed moim wyjazdem do Anglii, teraz zachowywał się jak gdyby nigdy nic się nie stało, może to i dobrze. Choć nie omieszkał zrobić mi wyrzuty, że za mało jemu pieniędzy  wysyłam! Tłumaczyłam, że nawet w Anglii pieniądze nie rosną na drzewie, trudno mi je zarobić. Mało go to obchodziło, po to tam pojechałam by wysyłać kasę do domu. Takie stawianie sprawy strasznie podnosiło mi ciśnienie! Wizyta w Polsce szybko dobiegała końca. Córka zaliczała jeszcze ostatni egzamin i prosto z sali egzaminacyjnej pojechałyśmy z Marty chłopakiem (była już po zaręczynach z nim) na lotnisko w Warszawie. Obie byłyśmy pod ogromnym wrażeniem pierwszego lotu!. Słyszałam różne opowieści na temat startu i lądowania, jakich ludzie doznają dolegliwości i tak w ogóle cuda nie widy, byłam ciekawa własnych odczuć. Zajęłam miejsce przy oknie, by niczego nie przegapić. Patrząc w okno, zaraz przed oczyma stanęła mi scenka, mnie samej siedzącej przed caravanem, tęsknie patrzącej w niebo na białe ścieżki samolotów. Nie do wiary!!! teraz siedziałam w jednym z nich, co za uczucie!... Samolot zaczął kołować, ustawiać się na pasie startowym. Przylepiłam czoło do małego okienka, obserwowałam każdy ruch jaki wykonywał. Byłam pod ogromnym wrażeniem siły, jaka drzemie w tym ogromnym żelastwie, które bez trudu mogło unieść się lekko jak ptak. Wgniecenie w fotel trochę większy huk i poszedł w górę, kurcze ja lecę! pomyślałam teraz nie ma odwrotu, albo wyląduję szczęśliwie, albo spadnę. Domki malały a ja wznosiłam się coraz wyżej i wyżej, aż nagle mogłam oglądać chmury z drugiej strony, miałam je pod sobą, widok do złudzenia przypominał, ogrom śnieżnej krainy z górami i dolinami! nad samolotem słońce w pełni i jak okiem sięgnąć błękit nieba, normalnie BAJKA!. Zanurzyłam się marzeniami w tych lśniących od słońca puchowych górach śniegu i odleciałam w piękniejszy świat. Moje wewnętrzne akumulatory zachłannie ładowały zapas pozytywnej energii i spokoju. Nim obejrzałam się trzeba było już lądować, ten manewr wyrwał mnie z mojej bajki, co jakiś czas czułam żołądek w gardle fuj, co chwila be.... nie było już tak miło jak podczas startu. Wymyśliłam swoją własną modlitwę, którą zawsze powtarzam kiedy tylko lecę samolotem (później latałam wiele razy)
,,Panie Boże i wszystkie duchy opiekuńcze, pozwólcie nam wszystkim bezpiecznie wylądować. Nam i wszystkim samolotom obecnie lecącym i tym które wystartują, proszę miejcie nas w swojej opiece'' 
Takie moje gadanie z zaświatem ...
Cała procedura z odprawą, też miała swoją magię.
Na lotnisko przyjechał po nas Reg, był tak szczęśliwy, że uśmiech prawie nie schodził mu z twarzy. Złapał mnie za rękę jakby chciał się upewnić że naprawdę jestem! Spojrzałam na Martę, ona na mnie i zaczęłyśmy się śmiać. Poza tym gestem nie było absolutnie żadnych innych, to mnie bardzo uspokoiło, bo nie znoszę niezdrowych sytuacji. Odwiózł nas do campingu.
Na caravan-owie mieszkała spora grupka Polaków i to z naszego miasta. Jako że Marta wjechała nowa, należało zintegrować się z pozostałymi. Miałyśmy już dopięty do campingu, duży ładny  namiot było gdzie pomścić gości. Zorganizowałyśmy więc małe przyjęcie, takie trochę biwakowe warunki, ale okres letni, ciepło, czuliśmy się jak na wczasach pod namiotem super. Chciało mi się żyć nie byłam już sama, była ze mną córka i to dodawało mi skrzydeł.
Wypadało zaprosić na przyjęcie Rega, przecież nadal pracowałam u niego i byłam mu wdzięczna za jego pomoc. Wszyscy stawili się uśmiechnięci. Było naprawdę super!

Moja córka Marta, właśnie podczas opisywanego przyjęcia

Po pewnym czasie głośno odezwał się Piotrek, który siedział obok Rega po przeciwnej stronie stołu
- Teresa, Ty wiesz co on mi powiedział?
- Niby skąd mam to wiedzieć !???
- Prosił by ci to przetłumaczyć- Piotrek znał świetnie język angielski a ja byle jak tyle o ile, by się jakoś dogadać
- No to dawaj! co powiedział - zaczęłam się śmiać
Piotrek to niezły aktor, zawsze przed powiedzeniem czegoś ważnego budował atmosferę, w bezruchu patrzył jakiś moment w oczy i znacząco milczał, dopiero później jak już widział rosnące napięcie zaczynał mówić
- Reg powiedział, że zakochał się w Tobie- znowu postanowił milczeć przez chwilę, zadowolony z efektu jaki osiągnął, bo nam wszystkim dwukrotnie powiększyły się oczy.
- Prosił bym Ci to powiedział, ale Ty masz się tym nie przejmować, to jego problem i on sobie z nim poradzi. Chciałby Ci jakoś pomagać, oczywiście bez zobowiązań mówił, że przyglądał Ci się już od jakiegoś czasu i wyczuwa, że nie miałaś łatwego życia. Wie że masz męża, ale będzie szczęśliwy jak będzie mógł Cię widzieć.
Nastała cisza, a po chwili wow!!!
- Ale Ci się Teresa trafiło, przy wszystkich wyznał Ci miłość!
- No nie wiem czy to śmieszne?! ha ha ha ... i co niby mam się cieszyć???
- Co się martwisz?! to jego problem tak powiedział!
- Wolałabym tego nie usłyszeć, to nie jest zabawne!
- A pamiętasz? jak Ci kiedyś mówiłam?! - Irenka nie omieszkała, przypomnieć mi swoją przepowiednię -że ten dom remontujesz dla siebie?
- Zmieńmy już temat, nie chce o tym mówić! kto opowie kawał? ...
Cholera!!!!... mało mam jeszcze kłopotów!?! Po co to mówił? Doceniam jego szczerość i otwartość, ale to właśnie ona, zawisła cieniem nad moją głową!


2 komentarze:

  1. Weszłam jako 19 999 osoba... :)))

    Teresko, pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję fajnie wyglądają te cztery dziewiątki !

    OdpowiedzUsuń