poniedziałek, 11 marca 2013

Po ostatnich przeżyciach, ciężko było mi na duszy. Coraz pewniejsza byłam swojej decyzji o rozstaniu. Tak dłużej nie mogłam i nie chciałam żyć. Wydawało mi się, że po tylu latach wspólnego bycia, tworzyliśmy już jedną komórkę, jeden organizm, od którego teraz musiałam oderwać jakąś część ciała, tylko co miałam odciąć rękę, nogę, czy wyrwać serce?. Wszystko potrzebne było mi do życia. Niestety wystarczyło jedno podłe słowo, by serce stanęło, a wszystkie gorzkie chwile wróciły ze zdwojoną siłą. Właśnie w takich chwilach, chciałabym amputować wszystkie swoje części, by przestało boleć. Nienawidziłam tego co robił, tego co mówił, ale nie jego samego bo wiedziałam, że gdzieś w głębi był dobrym człowiekiem. Lubiłam kiedy był trzeźwy, wtedy śmieliśmy się, graliśmy w karty. Czasami łowił ryby, lub majsterkował z malutkim Adasiem, śmiesznie wyglądało, jak wnuczek ledwie podnosił młotek, by z dziadkiem gwoździe wbijać, a Szymonek i Klaudysia  radośnie biegali wokół. Lubiłam słuchać jak grał na akordeonie, zawsze zaczynał od "Chaty Wuja Toma'' lub ,,Gwiaździsty bilet miłosny miałeś'' to były jego ulubione melodie, później leciały różne przyśpiewki. Wtedy często powtarzał jak bardzo mnie kocha, że beze mnie on sobie nie poradzi i takie tam różne bzdety, które nic dla mnie nie znaczyły. Mówiłam tylko.
-Jasne kochasz mnie, ale wódkę bardziej Ty wiesz, że kiedyś nie wytrzymam i odejdę, po prostu przestań pić.
Wiedział, ale nie wierzył. Liczyłam na to, że jeśli złożę pozew to się opamięta dotrze do niego, że właśnie traci rodzinę, może wystraszy się i zacznie się leczyć, przecież tylko o to chodziło. Tak naprawdę nie chciałam żadnego rozwodu, wszyscy o tym wiedzieli, często o tym rozmawiałam z dziećmi, przyjaciółmi jego siostrą, pozew to jeszcze nie rozwód, ale wstrząs po którym  mogło się udać wyrwać go z nałogu.
Wiele razy prosiłam w myślach jego ŚP. mamę by mi pomogła, bo jestem u kresu sił, mówiłam wtedy...
-Pomóż mi proszę, masz teraz większą władzę niż ja, zrób coś by przestał pić, przecież widzisz co się dzieje jesteś jego matką, zrób coś by to się skończyło.
Czasami mi to pomagało, nie wiem dlaczego, ale zawsze miałam dziwne wrażenie, że gdzieś ona jest w pobliżu. Po wielu przemyśleniach, gdy noc snu nie przynosiła, podjęłam ostateczną decyzję.
Chcę rozwodu.
Następnego dnia powiedziałam mu o swojej decyzji. Jego reakcja była żadna, miał to gdzieś, zbyt wiele razy to słyszał i nic się nie działo, więc dlaczego tym razem miałoby być inaczej. Tak często to słyszał, że przywykł do takiego gadania. Oczywiście nie zapomniał, by przypomnieć mi, że nic tu mojego nie ma, wiedział jak mnie wyprowadzić z równowagi, najczęściej udawało mu się to. Ale nie tym razem, co go oczywiście zaskoczyło, gdy usłyszał coś nowego.
-Dobrze Mirek wszystko jest Twoje, nie ma problemu, nie zamierzam kłócić się o jakąś pralkę, lodówkę czy telewizor, to są tylko przedmioty i nic więcej, mój spokój jest o wiele cenniejszy.
Próbował jeszcze wymieniać jakieś przedmioty, które mają należeć do niego, by sprowokować kłótnię tylko, że mnie już to nie interesowało, stało się obojętne i odpowiadałam "tak to jest Twoje i to też...tamto też, wszystko''
Po kilku dniach złożyłam pozew w Olsztyńskim sądzie, bez orzekania o winie, bo każdemu z nas można by coś zarzucić. Jako przyczynę rozpadu podałam, alkoholizm męża.
Mogłam spakować się i wyjechać, zostawić go tak jak stoi niech sam martwi się o siebie, miałam ogromną chęć tak zrobić, chciałam by poczuł jak to będzie, ale jakoś sumienie mi nie pozwoliło na takie zachowanie. Zaopatrzyłam go, we wszystkie niezbędne rzeczy, takie jak papierosy, żywność, naładowałam mu kartę do telefonu, kupiłam butlę gazową, by miał drugą na zmianę jak mu się jedna skończy (w naszej miejscowości nie ma gazu ziemnego) Przez sąsiadką Felcię N. załatwiłam mu pracę. Do której poszedł.
Dzień przed wyjazdem zaparzyłam kawę sobie i jemu powiedziałam, że musimy porozmawiać
-Złożyłam pozew o rozwód, nie dzwoń do mnie więcej, przestaję wysyłać Ci pieniądze masz pracę i radź sobie sam.Właśnie tak kończy się nasz związek.
Gdy, to mówiłam gardło miałam tak zaciśnięte, że ledwie słowa przez nie się przeciskały.
Siedział i nic nie mówił, jakby nie docierało to do niego.
-Myślę, że wkrótce dostaniesz pismo z sądu, tym razem nie żartuję przykro mi.
I tu zaczęłam jakby streszczać, jak wyglądało nasze życie małżeńskie. Była to zbyt trudna rozmowa by nie sięgnąć po chusteczki. Mirek tylko raz zapłakał gdy mówił, że znaleźliśmy sobie w nim (robola, który na nas zapier...) nie mogłam w to uwierzyć, nawet tego nie roztrząsałam powiedziałam tylko
-Totalne bzdury opowiadasz!!! Zobacz teraz nad czym zapłakałeś? nie nad tym, że rodzina Ci się rozpada, tylko nad tym, że musiałeś na nią pracować. 
-To naprawdę nie ma sensu. Zostawię Ci trochę pieniędzy byś miał za co dojeżdżać do pracy, bo resztę masz kupione.
-I to ma mi wystarczyć na resztę życia? chyba jaja robisz!
-Nie! ma wystarczyć Ci do pierwszej wypłaty, reszta mnie nie interesuje jak sobie poradzisz, przecież to ja jestem nikim bez Ciebie, więc spokojnie dasz radę.
Starałam się zachować spokój i być stanowcza.

Nim wyjechałam wbrew wcześniejszym obawom, atmosfera w domu była poprawna, co mnie mile zaskoczyło naprawdę. Wcześniej umówiłam się z sąsiadką Felą, że będę do niej dzwonić co tydzień, by dowiadywać się co u Mirka słychać, bo jeśli by naprawdę potrzebował pomocy przyjechałabym na pewno. On o tym nie wiedział, to była umowa między nami. Nadal opłacałam za energię, by zapewnić mu te minimum komfortu, bo jakoś nie wierzyłam, że będzie opłacał rachunki.
Nawet w najczarniejszych snach nie mogłam przewidzieć tego, co się miało wydarzyć w najbliższym czasie...  


Mirek jaszcze z lepszych czasów na wycieczce zakładowej


Nie zawsze było źle, tu jesteśmy pod namiotem na biwaku   Mimo wszystko kochałam go, i kiedyś jemu zaufałam.



                                    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz