środa, 25 kwietnia 2012


Można by zadać pytanie, po co mi ten blog? Ale tak pomyślałam a dlaczego by nie??? Może warto by ocalić od zapomnienia fragmenty z życia. A życie minęło mi jak jeden dzień, i tak  właśnie go podzieliłam. Świt - to narodziny, Poranek - to całe dzieciństwo, Przedpołudnie - to  najpiękniejszy okres w życiu człowieka,  lata młodości podejmowania decyzji Południe - czyli połowa dnia jest za nami, tak też w życiu około pięćdziesiątki plus, minus leci z górki!!! Popołudnie i wczesny wieczór - to czas na refleksje jak nam minął dzień, czy można by go lepiej przeżyć. Wieczór - emerytury, lekarze, żal  że dzień kończy się już. Noc - idziemy spać... Ja jestem już w okresie południowym, czyli już z górki!!! Tak właśnie w moim życiu jest, muszę dodać wczesne popołudnie, i okazało się że zaczynam się psuć, jakaś tarczyca szwankuje, to nadciśnienie, a i na serce muszę brać Bisocard, na tarczycę Euthgrox N88, ciśnienie Prinivil i tak mam codziennie do końca życia, MASAKRA, ja, która nigdy nie chodziłam po lekarzach, a szpital odwiedzałam tylko jak musiałam rodzić. Trudno przyjąć do wiadomości, że nadchodzi zmierzch, ale cóż tam, jak się urodziłam to muszę umrzeć, nie ma lekko, taka kolej i koniec biadolenia nad zachodzącym słońcem.                                

Kochani moi, muszę wyjaśnić skąd wziął się pomysł na taki tytuł „Tereska nie płacz”. Długo by o tym pisać, będzie o tym w dalszej części. Powiem tylko, że są to słowa mojej mamy, która odwiedziła mnie i moje rodzeństwo, siostrę i brata w domu dziecka. Trafiłam tam gdy miałam osiem lat, siostra młodsza o trzy lata a brat o pięć. Po długich latach nie widzenia  przywiozła z sobą paczkę landrynek dla trójki dzieci. Zawsze chciałam tak dużo jej opowiedzieć, ale nie mogłam gardło zaciśnięte i ani jednego słowa, oczy wpatrzone w mamę i tylko łzy piekące, ciche bez szlochu, nie chciały przestać płynąć. Jak zaklęte nie pozwalały słowu się uwolnić, to właśnie wtedy mama powiedziała do mnie „Tereska nie płacz bo więcej nie przyjadę”.  Nawet dziś, po tylu latach, gdzie mam już gromadkę wnucząt, wspomnienie zaczyna gardło dławić, to chyba nigdy nie przestanie boleć, jak wiele, wiele podobnych spraw w moim życiu. Prawdę mówiąc, pisząc ten blog, mam cichą nadzieję, że zajrzy ktoś do niego, kto będzie umiał rozwiązać zagadkę mojej rodziny, może te puzzle poukładają się w jakiś obraz. Poza siostrą Agatą i bratem Ryśkiem nie znam nikogo, ani jednej osoby z rodziny, żadnego punktu zaczepienia. Mamę widziałam ostatni raz w roku 1970, i nie mam pojęcia czy żyje, gdzie jest, a tak bardzo chciałabym pochwalić się jej swoją rodziną - DAŁAM RADĘ MAMO!!! Dużo jej wierszy poświeciłam, bo bardzo tęskniłam i kochałam, całe życie na nią czekałam i prawdę mówiąc nadal czekam.

1 komentarz: