poniedziałek, 11 czerwca 2012

Chrzestna, która mnie odwiedziła była jak tchnienie nowej Nadziei, nowego jutra! Dała kilka wskazówek jak mam dotrzeć do Lipowa, w którym mieszkała.
- Najpierw dojedziesz do Olsztyna - powiedziała - w Olsztynie kupisz bilet do Nidzicy, w Nidzicy wysiądziesz i poszukasz autobusu do Lipowa. Tam wysiądziesz, bez trudu mnie znajdziesz, to nieduża wioska, wszyscy się znają. Słuchałam tego z wielką uwagą. Miała to być moja pierwsza samodzielna podróż! Nie licząc nieszczęsnej ucieczki! Porozmawiała jeszcze trochę, zostawiła trochę pieniędzy na bilety bym miała za co do niej dojechać i odjechała.
 Od tej chwili żyłam tylko tym co mnie czeka. Czas dłużył się strasznie, już chciałam wyjść z domu dziecka, ale jednocześnie bałam się tego co mnie spotka w tym wielkim i obcym dla mnie świecie!?! Z chwilą uzyskanie pełnoletniości złożyłam wniosek o usamodzielnienie. Tak samo postąpiła jeszcze jedna koleżanka Teresa Sz. Tylko, że ona mieszkała w Lidzbarku Warmińskim i po nią miał przyjechać ojciec, miała więc o wiele łatwiejszy start w dorosłość! Pierwszą sprawą urzędową, z którą musiałam się zmierzyć było złożenie wniosku o wydanie Dowodu Tożsamości. Pamiętam jak długo siedziałam na korytarzu urzędu, stres zżerał mnie od środka tak, że cała się telepałam. Przepuściłam kilka osób nim odważyłam się przekroczyć próg pokoju. W końcu weszłam i wydukałam o co mi chodzi. Całkiem miła urzędniczka przyjęła wniosek i powiedziała bym zgłosiła się po dowód za miesiąc. Nie było tak strasznie jak myślałam!!! Było okej!!!


Zastanówcie się przez chwilę, jak można usamodzielniać jakiekolwiek dziecko, które jeszcze nie ukończyło szkoły!?! To nienormalne!!! Nikt nie sprawdzał dokąd chcę pójść! Co z tego, że powiedziałam iż zamieszkam u chrzestnej! Przecież mogłam powiedzieć, że zamieszkam gdziekolwiek!!! Nie miało to znaczenia, wszystko odbywało się na zasadzie – „chcesz iść, to idź” i tyle Cię tu widzieli!!!


Zakończył się rok szkolny, dostałyśmy z Teresą Sz. pewną kwotę pieniędzy na tak zwaną „wyprawkę”. Nie pamiętam ile tego dokładnie było, ale pamiętam co za to kupiłam, bo musiałam rozliczyć się rachunkami z wydanych pieniędzy. Pomyślałam, co by tu kupić najpotrzebniejszego? I doszłam do wniosku, że muszę mieć kołdrę, poduszeczkę, pościel i trochę bielizny, i to było wszystko na co wystarczyło mi kasy!!! Niewiele tego było.
 Mogłam z sobą zabrać również odzież, którą miałam na swoim stanie. Nadszedł ostatni dzień mojego pobytu w domu dziecka. Swoje rzeczy zapakowałam w jakieś torby typu reklamówki, kołdrę, poduszkę i pościel w plastikowy worek. Zapakowałam tyle ile dałam radę unieść, a że byłam drobna, to niewiele tego było. Pożegnałam się z siostrą i bratem i obiecałam im, że będę widywać się z nimi by się nie martwili. Nie zapomnę o nich jak mama!!! Było mi smutno, bo oto kończył się drugi rozdział w moim życiu. W pierwszym wszystko zależało od mamy, w drugim od domu dziecka. Ale trzeci będzie zależał wyłącznie ode mnie! I to była wielka niewiadoma! Co mnie spotka? Jak sobie poradzę w bezwzględnym świecie! Wypłynę na powierzchnię czy utonę?!? Wzięłam więc swoje pakunki na plecy i wyszłam za bramkę domu. W drogę, której nie znałam. Miałam wrażenie, że nikogo to nie obchodzi co się ze mną stanie. Tyle byłam warta!!! 




Dziś pisząc to i wracając pamięcią do tamtej chwili chce mi się płakać!!! Jak można było tak lekko pozbyć się dziecka, bo właściwie byłam nim jeszcze!!! Nie dostałam żadnych pieniędzy na początek, na jakikolwiek godny start!!! Trudno w to uwierzyć, ale to niestety prawda!!! Historia powtórzyła się z moim bratem! W chwili jego usamodzielnienia zadzwoniłam do Kuratorium Oświaty i upomniałam się o jego uposażenie. Taką oto otrzymałam odpowiedź:
- Państwo już dość łożyło na jego utrzymanie.
- To lepiej nich go od razu zamkną za jazdę na „gapę”, za to że ukradnie jedzenie! To jest chore, to najprostsza droga do kryminału!!! - piekliłam się, pamiętając mój trudny czas. Pani po drugiej stronie odłożyła słuchawkę, nie chciała ze mną rozmawiać. Dobrze, że miał mnie! Ja nie miałam takiego wsparcia i ciężko walczyłam o moją godność i przetrwanie!
  


Z moim bagażem i pieniędzmi, które zostawiła mi Chrzestna poszłam w stronę dworca. Znalazłam autobus do Olsztyna i ruszyłam w podróż. Bardzo się bałam by nie zabłądzić, bo co wtedy pocznę? Byłam bardzo skupiona by tak się nie stało. Zmęczona ale szczęśliwa późnym popołudniem dotarłam do Lipowa Udało się!!! Mieszkanie chrzestnej było raczej biedne. Stare drzwi, ciemna sień, ogólny stan mieszkania bardzo mnie przygnębił! Jedzenie raczej biedne, nawet bardzo! Ale to nic, dam radę, to tylko przez wakacje - pocieszałam się. Później będę w internacie, do którego złożyłam podanie o przyjęcie opisując, że nie mieszkam już w domu dziecka, tylko ponad sto kilometrów od szkoły więc nie ma mowy o dojeżdżaniu. Internat był duży, nawet bardzo! Nie powinno być kłopotu z przyjęciem. Podałam aktualny adres do Chrzestnej, u której teraz mieszkałam. Wakacje były ciepłe, pogoda ładna a atmosfera całkiem spokojna. Mirek z kolegą przyjeżdżał do mnie na motorze, zostawał dzień, dwa i wracał do Bartoszyc. Dużymi krokami zbliżał się czas odbioru mojego Dowodu Osobistego, po który musiałam jechać do Bartoszyc. Umówiłam się z Mirkiem, że wtedy się spotkamy.

2 komentarze:

  1. Tteresko dziś dopiero tutaj dotarłam .Jednym tchem przeczytałam wszystkie Twoje wpisy w nim zawarte .Niezwykle wzruszająca historia i szczere wyznanie .najważniejsze ,że pozostałaś sobą i nie wstydzisz się tego czego doświadczyłaś - bo tak naprawdę to nie Ty ponosisz odpowiedzialność to nie Ty zgotowałaś sobie taki los .
    Mam nadzieję ,że odnajdziesz swoje korzenie czego życzę Ci z całego serca:)

    OdpowiedzUsuń