środa, 22 sierpnia 2012


Nie podobało mi się bycie przemytniczką. Cały czas zastanawiałam się, w jaki sposób mogę wyrwać się z tej matni. Dotarła do mnie wiadomość, że Urząd Pracy organizuje kursy przygotowujące dla osób chętnych do prowadzenia własnej działalności gospodarczej. Dodatkowo udzielał bezzwrotnych kredytów na zakup potrzebnego wyposażenia. Nie były to duże pieniądze, ale na początek zawsze coś. Ważna była też pomoc w postaci księgowej, która z ramienia Urzędu przez okres jednego roku, za darmo prowadziła księgi rachunkowe, a to było bardzo ważne. Musiałabym być głupia by nie skorzystać z takiej okazji. Jasne, że miałam obawy. Było to dla mnie całkiem nowe doświadczenie, ale cóż do odważnych świat należy! Zgłosiłam się do Urzędu jako chętna podjąć wyzwanie i po wstępnej weryfikacji zostałam przyjęta do programu. Tak zaczęła się moja przygoda w „biznes”.

Nie jestem wielbicielką szycia, ale ponieważ umiałam to robić, swoje pierwsze kroki biznesowe skierowałam w tym kierunku. Najważniejsze było to, że mogłam wygospodarować w domu miejsce do pracy i jednocześnie mieć dzieci pod ręką. Bardzo mi to pasowało. Za pieniądze z kredytu kupiłam super maszynę do szycia, dodatki, materiały i całą resztę potrzebnych do pracy rzeczy. Dziś już wiem jakiego heroicznego wyzwania się podjęłam. Po tkaniny jeździłam do hurtowni. Czasami kupowałam od Rosjan, bo były tańsze od tych ogólnie dostępnych na rynku. Musiałam zadbać o zaopatrzenie, a następnie o produkcję. Materiał kroiłam i szyłam według własnych szablonów. Najważniejsza była jednak sprzedaż czyli zbyt. Z uszytymi wieczorem ubrankami wychodziłam na bazar i sprzedawałam. Pracowałam za trzech, a doba stała się stanowczo za krótka. Szyłam kaftaniki dla niemowląt, spódniczki i sukieneczki, które zdobiłam falbankami i haftami by przyciągały uwagę klienta. Raz udało mi się nawet podpisać umowę z Opieką Społeczną. Zgodnie z umową szyłam sukienki komunijne dla konkretnych dzieci, które przychodziły do mnie na przymiarki i za określoną kwotę, w której musiałam się zmieścić. Jeśli mama chciała trochę bardziej zdobioną sukienkę to dopłacała różnicę.

Na początku pełna entuzjazmu do pracy, po pewnym okresie padałam ze zmęczenia, dosłownie na nos! Zdarzało mi się usnąć na siedząco, podczas rozścielania dzieciom łóżek. Myślałam wtedy, że nie dam rady, wykończę się. Musiałam coś zmienić, tylko co i jak? Żaden pomysł nie przychodził mi do głowy. I wtedy los postawił na mej drodze kolejne rozwiązanie. W trakcie handlu na bazarze w Bartoszycach poznałam Litwinkę - Birutę N. Sprytna, zaradna osoba handlowała pościelą, spódnicami, kurtkami i spodniami. W swej ofercie miała szeroki wybór towaru. Miała na Litwie zakład krawiecki, w którym pracowało kilka osób. I tak od słowa do słowa dogadałyśmy się w sprawie współpracy handlowej. Miała ona polegać na tym, że Biruta będzie dostarczać mi gotowy towar do sprzedaży, a ja będę zajmować się tylko handlem. Bez obciążania się dodatkową pracą, szyciem w domu, miało mi trochę ulżyć i tak faktycznie się stało. Nie musiałam już ślęczeć nad maszyną, ale miałam gotowy towar do sprzedaży. Jak później się dowiedziałam miała już kilka osób w Polsce, z którymi tak współpracowała. Umowa była dla mnie bardzo korzystna, towar dostawałam w komis, a rozliczałam się z tego co sprzedałam. Nic nie traciłam, nie sprzedany towar zawsze mogłam oddać a marże zostawiałam dla siebie. Nic lepszego nie mogło mi się trafić. Współpraca z Birutą układała mi się bardzo dobrze. Podczas jednych wakacji zabrała moją Dorotkę na dwa tygodnie do siebie na Litwę, a po tym okresie odwiozła mi dziecko całe, zdrowe i pełne wrażeń. 


To właśnie ja na warszawskim bazarze!

Jeździłam więc z towarem na bazary w całym kraju. Odwiedziłam Olsztyn, Ostródę, Lidzbark Warmiński, Warszawę (na Halach Banacha) i gdzie tylko się dało. Handel szedł całkiem dobrze, i wszystko byłoby dobrze gdyby nie te męczące ciąganie towaru na wózku bagażowym, bo nie miałam jeszcze samochodu. I tak z autobusu do autobusu. Gdy wspominam tamte czasy, dziwię się sama sobie jak mi to wszystko się udawało!?! Czasami wydzierałam się na bazarze zachwalając swój towar, choć na początku wstydziłam się buzię otworzyć. Źle mi się to kojarzyło, z przekupkami stojącymi na straganach! Ale to działało, i naprawdę sprzedaż była lepsza. Wybór był prosty, albo walka o życie, albo powolne konanie. Wybrałam pierwszą opcję. Później, gdy nabrałam już wprawy, zupełnie nie przeszkadzało mi co ktoś sobie pomyśli. W wakacje zabierałam z sobą Dorotkę. Była już na tyle duża, że mogła mi już odrobinę pomóc, a razem z nią było mi całkiem raźniej. Młodszymi dziećmi zajmowała się teściowa, gdy akurat handlowałam poza miastem. 

To był ciężki kawałek chleba! Kręgosłup ledwo dawał radę od ciężkich tobołów. Ale dzieciom nigdy nie zabrakło chleba i gdy tylko byłam na miejscu zawsze zdążyłam przygotować obiad. Dawałam sobie radę! W tym samym okresie Mirek dostał kontrakt za granicą. Wyjechał do Związku Radzieckiego i pracował w Michanowiczach koło Mińska. Na budowę pojechała tam cała grupa, którą prowadził Olsztyński „BUDIMEX”. Pracował tam około trzynastu miesięcy, było nam wtedy o wiele lżej. 

Wracając jednak do tematu mojego „handlowania”, pamiętam sytuację gdy na bazarze w Warszawie podeszła policja, by nas wylegitymować.

- Poproszę paszporty - usłyszałam, a byłam wtedy z Dorotką,
- Paszporty? - spytałam zdziwiona - A może tak dowody osobiste?
- A Wy Polki? Bo wyglądacie jak Rumunki, tak opalone jesteście. Faktycznie tylko oczy się nam świeciły! Chwilę jeszcze porozmawialiśmy i funkcjonariusze dali nam spokój. 

Praca ta wykończała mnie fizycznie i psychicznie. Czy deszcz czy śnieg, trzeba było iść na bazar, i nie ma że boli! Po kilku latach takiej pracy zrezygnowałam i poszłam na tak zwaną „Kuroniówkę”. Miałam dość nie chciałam już więcej łamać kręgosłupa.


4 komentarze:

  1. Podziwiam, wciąż podziwiam... :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Teresko,jestes bardzo silna kobieta.Jestem pod wrazeniem tego co tu opisujesz.Podziwiam Cie i serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dziękuję ! życie wszystkiego nauczy, myślę że każda z kobiet dałaby radę , jakby musiała Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń