wtorek, 28 sierpnia 2012

Życie mogłoby być takie piękne. Mogłoby, gdyby nie wiecznie jakieś „ale”! Mąż wrócił po zakończonym kontrakcie i znów zaczęła się proza życia. Nie było już całkiem spokojnie. Dobrze, że były też dni pełne radości i spokoju, bo inaczej chyba bym zwariowała! Nie rozumiałam swojego męża. Mówiłam mu, że ma chyba coś nie tak z głową, skoro popada ze skrajności w skrajność.
 

Często powtarzasz mi „Kocham Cię”, by za chwilę ubliżać! Przekonujesz, że nie potrafiłbyś żyć beze mnie, że umarłbyś gdyby mnie zabrakło. A następnego dnia wykrzykujesz, że w tym domu nie ma nic mojego, nawet łyżeczki, że jestem śmieciem! Jednej z nocy wypchnąłeś mnie nogą ze wspólnego łóżka. Szydzisz, że moje miejsce jest na podłodze. Powinnam siedzieć w kanałach, bo tam ludzie by mnie nie oglądali! To przecież dzięki Tobie nauczyłam się czytać i pisać…! Gdyby nie Ty, byłabym nikim i zdechłabym bez Ciebie…! Powtarzam Ci, że gdyby nie Ty to nie wyszłabym tak wcześnie z Domu Dziecka. Spotkałabym kogoś innego, moje życie byłoby inne, może lepsze, a może gorsze od tego. Tego nigdy się nie dowiem, ale na pewno bym nie zdechła! 

Co za chory umysł! Patrzyłam na niego z tak dużą pogardą, że moje serce aż bolało. Nie umiałam już go kochać, lecz wciąż kochałam dawnego Mirka. Cierpiałam podwójnie, rozdarte uczucia pomiędzy miłością i pogardą, gniewem i litością. I  tęsknota za mamą! Taką Moją mamą… której mogłabym się wypłakać, a Ona przytuliłaby mnie i powiedziała „będzie dobrze”. Tylko tyle potrzebowałam, tak niewiele, a tak nieosiągalne. Gdy moja najmłodsza córka miała około czterech lat, wyniosłam się z małżeńskiego łóżka. Zablokowałam się i nigdy już nie potrafiłam do niego wrócić! Gdzieś w sercu przysięgłam sobie, że nigdy nie dam już okazji żadnemu facetowi, by mógł mnie wykopać z łóżka. Nikomu więcej nie pozwolę, by tak mnie znieważono. Minęło kilkadziesiąt lat a ja nadal śpię sama we własnym łóżku. Mirek skutecznie skaleczył moją duszę na całe życie! 

Mirek popijał po pracy i o tyle dobrze, że często zasypiał. Czasami jednak niedopity szukał zaczepki. Wtedy dochodziło między nami do spięć. Żeby skutecznie mi dokuczyć, któregoś razu zabrał moje wycinki z gazet, w których była mowa na mój temat. Gromadziłam je ot tak na pamiątkę. Położył na balkonie i zwyczajnie podpalił. Gdy to zobaczyłam naprawdę się wściekłam.
 

- O nie! Jeśli ja nie mogę mieć swojego hobby, Ty też nie będziesz miał! 

Z wielką furią złapałam jego bambusowe wędki i przełożyłam przez kolano. Nie wiem skąd ten nagły przypływ siły, jak to zrobiłam?!? Lecz wędki pękły jak zapałki, tylko drzazgi zostały. Patrzył na mnie w osłupieniu, nie spodziewał się tego co zrobiłam, to go jednak trochę ostudziło. Nigdy więcej niczego mi nie spalił. Kilka wycinków jednak ocalało, z czasem pokazały się następne zawierające nowe informacje. Może to głupie i niepoważne ale byłam z nich dumna. Chciałam coś znaczyć, być kimś wartościowym. Może podświadomie chciałam udowodnić Mirkowi, że nie jestem śmieciem?!? Pracowałam na szacunek, tego nie da się kupić! Na tym zależało mi najbardziej.





 Dziś tylko tyle, a może aż tyle, aby Was nie zanudzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz