czwartek, 7 czerwca 2012

Dziś ponownie proszę wszystkie osoby odwiedzające mój Blog o udostępnienie linku swoim znajomym, czy też wklejenie go na innych stronach lub forach. Bo tylko wtedy istnieje większa szansa na ułożenie moich życiowych puzzli. DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM SERDECZNIE!!! 


W momencie, gdy z Mirkiem byliśmy już parą, chodziłam do drugiej klasy ZSO. Zasadnicza Szkoła Odzieżowa na kierunku (chyba już wymarłym?!?) - Dziewiarz Maszynowo Ręczny. Kto dziś jeszcze pracuje na takim sprzęcie??? W mieście było kilka innych szkół. Ale ja wybrałam tą, nie dlatego że pałałam miłością do dziergania, tylko dlatego, że szła tam moja koleżanka z podstawówki - Bożena M. Do tej samej szkoły chodziła Krysia G., ta sama Krysia z naszego domu dziecka. Wspominam o tym ponieważ z Krysią czeka nas jeszcze dużo różnych przygód, niekoniecznie dobrych! W domu dziecka Dyrektor wpadł na dziwny pomysł, by część dzieci przenieść do innych domów dziecka w innych miastach. I tak Krysia wylądowała w Biskupieckim domu dziecka, a jej siostra Agnieszka została w naszym. Był plan by również nas z siostrą rozłączyć. Gdy ta wieść dotarła do mnie myślałam, że się rozpadnę!!! Ze strachu, że ją stracę robiłam wszystko by tak się nie stało, prosiłam i płakałam aż do skutku. I dzięki Bogu udało się - zostałyśmy razem. Krysia na czas nauki zamieszkała w internacie, który znajdował się tuż obok szkoły, a ja nadal mieszkałam w domu dziecka. Jej siostra Agnieszka poszła do ogólniaka, później zrobiła studia prawnicze i została prokuratorem. Po jakimś czasie dowiedziałam się, że jest adwokatem, bo powiedziała, że „woli bronić ludzi, niż oskarżać”. Wiele dzieciaków z naszego domu dziecka wyrosło na porządnych ludzi!!! Niektórym jednak się to nie udało! Niestety.



BYŁAM TAM


Dzieci ptaki, pisklęta wyrzucone z gniazd
Kwiliły cichutko
Nocami zbyt czarnymi, by spać
Rankami zbyt chłodnymi, by wstać
Po omacku szukając ciepła
Wypatrywały oczy, pełne deszczu
I gubiły dni, miesiące, lata
Jak drzewa liście, jeden po drugim
Aż nie zostało nic!
Jedne wyfrunęły silne
Inne zbolałym refrenem
Wyrzuciły swoje pisklęta z gniazd
Te którym skrzydła nie odrosły, poczłapały wolne
By wtopić się w tłum, śmietnikowych robali
W embrionalnej pozie, kołysząc własne
NIC!!!



Mirek mieszkał na wyciągnięcie ręki. Często wychylał się przez okno w łazience (bo tam mógł się zamknąć i nikt nie wiedział, że w jakiś sposób kontaktuje się ze mną). On wyglądał z okna w łazience, ja z okna w prasowalni. Siadałam i patrzyłam w jego okna, a czasami po prostu potrzebowałam wyciszenia, by przemyśleć co nieco. Rzadko na dłużej udawało mi się być samej, bo zaraz robił się wianuszek dziewczyn wokół mnie, no i żegnaj spokoju!!!


To dziwne!?! Mam tak do dziś, że gdy tylko gdzieś przysiądę na chwilę, zaraz ktoś jest obok. Nauczyło mnie to, że nie potrafię być sama.


Któregoś razu rodzice Mirka zaplanowali wyjazd do Kętrzyna by odwiedzić rodzinę. A ponieważ mieli tam zanocować, Mirek wiedząc o ich planach postanowił to wykorzystać. Umówił się z kolegami i koleżankami na imprezkę. Chata wolna, trzeba korzystać!!! Oczywiście ja z koleżanką też byłyśmy zaproszone. Tylko jak urwać się z domu dziecka i to jeszcze nocą!?! Postanowiłyśmy z koleżanką opracować plan. Budynek miał wysoki parter i nie łatwo było wyskoczyć przez okno! Lecz co tam, jeśli się czegoś bardzo pragnie, to można wszystko!!! Obeszłyśmy budynek w poszukiwaniu dogodnego miejsca na taki wyczyn, no i znalazło się!!! Było to okno w zmywalni, pod którym był mały daszek nad schodkami prowadzącymi do kuchni. Wystarczyło wyjść na daszek, zeskoczyć i gotowe! Tą samą drogą można było wrócić do budynku. Tak też zrobiłyśmy. Gdy wszyscy już spali, hop hop i już nas nie było! Poszło całkiem sprawnie! Zadowolone pobiegłyśmy na imprezkę. Była tam całkiem spora grupa młodych ludzi, których w większości widziałam pierwszy raz. Od razu zmierzyli mnie wzrokiem, w trakcie tych oględzin czułam się jak małpa w ZOO. Było to całkiem nowe doświadczenie. Chłopaki podgrzewali jakieś trunki z procentami, dosypywali pieprze i jakieś inne wynalazki. Bałam się tego, przecież nigdy wcześniej nie próbowałam żadnego alkoholu! Pamiętam jak śmiali się ze mnie gdy powiedziałam:
- Nie pijcie tego dużo.
- Dlaczego?
- Bo się upijecie!
 

Upiłam małego łyka, ale doszłam do wniosku, że to wcale nie jest smaczne i więcej nie ruszyłam!!! Do domu wróciłyśmy dobrze po północy. Okazało się, że pani pełniąca nocny dyżur zauważyła nasze zniknięcie i doniosła o tym dyrektorowi!!! Ale numer, oberwie się nam ostro!!!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz