Wracając do moich adoratorów, jeden z nich, ten od „piaskownicy” wycofał się z rywalizacji o „dziołchę”. Właściwie od początku nie chciał brać w tym udziału (do śmierci został kawalerem, był jak członek rodziny). Był z nimi jeszcze jeden kolega Tolek J., który kibicował całej zabawie. Mieszkał na wspólnym korytarzu z Mirkiem B. Tolkowi wpadła w oko moja koleżanka z grupy Krysia G. Któregoś wieczoru wymknęłam się do ogrodu by porandkować z chłopakami. Jak wcześniej wspomniałam bardziej podobał mi się „Ślązak”, choć ten drugi też! Cały szkopuł w tym, że jeden pilnował drugiego!!! Zachodzili w głowę jak pozbyć się rywala choć na chwilę. Dobrze, że o tym nie wiedziałam!!! No i „Ślązak” wpadł na pomysł:
- Miruś! Pójdziesz do domu po zapałki? Bo wiesz, jak ja pójdę to mnie ciocia już nie wypuści! - mówił proszącym głosem,
- Dobra cwaniaku! Myślisz, że nie wiem o co ci chodzi!?! - i poszedł, tak nam się wydawało.
Później opowiadał, że schował się za krzakami i patrzył, co będziemy robić. A my POCAŁOWALIŚMY SIĘ!!! Upss zonk! Nie przejął się tym za bardzo, tylko powiedział:
- Pociesz się teraz, jak wyjedziesz to ona i tak będzie moja! - o tym też dowiedziałam się znacznie później. Chłopaki przeważnie urzędowali w ogrodowej altance, w której muzyka leciała na okrągło! Razem z koleżanką Krysią, która dołączyła do grupy miałyśmy swoje tajemnice. Nie mam tu na myśli niczego niestosownego, poza tym jednym pocałunkiem nic więcej takiego się nie wydarzyło! Byłam grzeczną dziewczynką! Sam fakt pogawędek z chłopakami spoza naszego domu był źle widziany. Dyrektor z okien swojego gabinetu zauważył te nasze pogaduchy, chłopaki z jednej strony płotu, a my z drugiej! Ot i wielkie halo!!! Widocznie dla dyrektora stanowiło to problem, bo zabroniono nam spotykania się z nimi!!! A gdy czegoś zabraniają , to wiadomo, że działa to zupełnie na odwrót!!! Zaczęliśmy się ukrywać i nasza znajomość szybko przerodziła się w przyjaźń.
Mirek ze Śląska musiał wyjechać, została więc trójka przyjaciół i ja z Krysią. Nasze spotkania były kilkuminutowe, wiadomo zakazy!!! Czas biegł do przodu, a z nami było coraz gorzej, tzn. ze mną i Mirkiem. Staliśmy się parą, która musiała się ukrywać, ponieważ dyrektor powiadomił rodziców Mirka o naszych spotkaniach. Nie zapomniał dodać jaka to ze mnie rozwydrzona dziewucha, która „lata” za chłopakami, pali papierosy i jeden Bóg wie co jeszcze!!! No i zaczęło się „polowanie na czarownicę”!!! Bo jak to - ich wychuchany, ukochany synek może mieć „TAKĄ” dziewczynę!!! Która zjawiła się nie wiadomo skąd i jak fala zakłóciła czystość obrazu. Wiadomo, usterki należy usuwać by obraz był znowu ładny. Robili wszystko by zakończyć te nasze spotkania. Jego rodzice byli znaną rodziną w mieście, liczyli się w kręgach. Mama pracowała kiedyś w prokuraturze, tata w milicji, a później mieli własny sklep z pasmanterią - co na tamte czasy było nie lada wyczynem. W chwili kiedy poznałam Mirka oboje prowadzili sklep „Rybny” ze smażalnią. Sklep był imponujący!!! Pełno było w nim różnych ryb. Przed Świętami kolejki po śledzie i karpie były ogromne.
W najgorszych snach nie widziałam co nas jeszcze czeka!!! W tej walce z dyrektorem i rodzicami Mirka. Wszystko dlatego, że chcieliśmy być razem!
Mirek z Bartoszyc |
Mirek ze Śląska |
Mirek A. również z Bartoszyc przyjaciel od piaskownicy |
Tolek J. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz