czwartek, 27 września 2012

Nasza sytuacja znacznie pogorszyła się po tym gdy Mirek stracił pracę. Sprzedaż na bazarze szła średnio, starczało na tyle by nie umrzeć! Zarabialiśmy jednak za mało żeby żyć! Mirek dostawał „Kuroniówkę”, którą nie zawsze w całości oddawał. Alkohol przecież kosztował i nie obchodziło go jak to zrobię, ale obiad zawsze musiał być! Woda „Cisowianka”, którą najbardziej lubił i pesteczki słonecznika, które skubał tonami, nie mówiąc już o kanapkach, zawsze musiały być w domu. Coraz częściej znajdowałam ukryte puste butelki po wódce. Robiłam z tego powodu awantury, bo nerwowo już nie wytrzymywałam. Po dobroci prosiłam by się opamiętał, mówiłam że przyjdzie taki czas, że na szali życia z jednej strony będzie stała jego rodzina, czyli ja z dziećmi a z drugiej gorzała! I będzie musiał dokonać wyboru, w którą stronę dalej pójdzie. Byłam pewna, że poczołga się do butelki! Obiecywał wtedy, że skończy z piciem bo nas kocha! Obietnica działała tylko do następnego dnia. Później wszystko zaczynało się od początku. W szczególności picie i spanie w fotelu, bo gdy trochę wypił zaraz zasypiał. Czasami włączała mu się dziwna faza i trudno było z nim wtedy wytrzymać. Nakłaniałam go by poddał się leczeniu bo sam sobie nie poradzi, że mu w tym pomogę. Nic z tego! Mówił wtedy „Sama się lecz! Ja nie muszę''. Patrzyłam na niego i żal mi go było, mógł pięknie żyć a tak się pogubił! Niestety zabrała go mi czarodziejka wódka, „nasza miłość była krótka, minęło lato, przekwitły kwiaty bzu, przeminął mój chłopiec ze snu”. Czas przeciekał przez palce a życie nieustannie się kurczyło. Szczególnie widać to po dzieciach gdy dorastają. Średnia córka Agnieszka miała już prawie 20 lat kiedy przyszedł do nas kolejny, przyszły zięć z oświadczynami. I tak jak za pierwszym razem, przyjęcie trwało prawie do rana. Mirek Cz. bo tak się nazywał przyszły mąż Agnieszki bardzo starannie przygotował sobie przemowę zaręczynową, którą chciał wygłosić swojej wybrance. Miał ją spisaną na kartce, którą trzymał na wszelki wypadek w kieszeni. Stres, który go dopadł, „na amen” wykasował z pamięci połowę tekstu. Zaczynał z pięć razy i za każdym zatrzymywał się w połowie! Aż w końcu Agnieszka powiedziała:
- Wyciągnij tą kartkę i przeczytaj! - i tak właśnie zrobił. Zabawna była to sytuacja, ubawiliśmy się wszyscy. Przygotowania do ślubu rozpoczęte, sala wynajęta, kościół zamówiony i kupione zaproszenia, czyli wszystko jak należy w takiej sytuacji! Byłoby tak gdyby nie to, że teściowa ciężko zachorowała. Po głębszych badaniach okazało się, że ma raka! Mieliśmy nadzieję, że jej stan będzie na tyle dobry, by mogła uczestniczyć w ślubnej uroczystości Agnieszki i Mirka.

  
Agnieszka już jako mężatka z Mirkiem, kilka lat później.

Dorotce urodził się drugi synek Szymon. Śliczny jak każdy mój wnuczek! Mówię tak bo jestem zakochaną babcią! Adaś miał już dwa latka i bardzo szczęśliwy przyjął braciszka. W końcu będzie miał się z kim bawić. Choć jak dorośli, to jak większość braci potrafili walczyć z sobą!



Malutki Szymuś.
                     
  A tu Szymon wiele lat później.
                                                     
Był to okres obfitujący w wydarzenia. Szczęśliwe takie jak pojawienie się nowego członka rodziny czy ślub Agnieszki i Mirka, lecz także bardzo nieszczęśliwe, bo choroba teściowej z pewnością do takich należała. Czarę goryczy przelał wypadek samochodowy Basi S., która była chrześnicą teściowej. Jechała razem z synem do Bartoszyc i tak nieszczęśliwie uderzyła w drzewo, że oboje zginęli na miejscu! To był koszmar dla całej rodziny w pełnym tego słowa znaczeniu! Pogrzeb Basi i jej syna zbiegł się z wyjazdem teściowej do Białegostoku na operację. Gdy poszliśmy do szpitala by się z nią pożegnać i podtrzymać ją na duchu, trzeba było zrobić wszystko by nie poznała, że właśnie wróciliśmy z pogrzebu. Było to bardzo trudne! Wolą teścia było utrzymanie tego tragicznego wypadku w tajemnicy przed mamą, by jej dodatkowo nie stresować. Nie zgadzałam się z jego decyzja, lecz ją uszanowałam. Nie podobało mi się, gdy teściowa wspominała Basię i nie rozumiała dlaczego jej nie odwiedza! Przecież tak bardzo się lubiły. Widziałam smutek w jej oczach gdy mówiła do mnie „Widzisz. Tak to jest, gdy człowiek zdrowy, to wszyscy o nim pamiętają. A jak zachorujesz to tak jak by go już nie było. Nie mogłam tego słuchać, podle się z tym czułam! Biednej Basi nie było już na tym świecie, a ciocia Cela miała do niej żal, że jej nie odwiedza! Serce mi się łamało, chciałam wybuchnąć i powiedzieć biednej i nieświadomej teściowej o tej strasznej prawdzie! Lecz nie mogłam! Gdyby jej stan się pogorszył, wina spadłaby na mnie, a tego nie chciałam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz