poniedziałek, 17 września 2012


Muszę przyznać, że wizyty u teściowej sprawiały mi przyjemność. Lubiłam patrzeć jak obdarowuje wnuki choćby zwykłym lizakiem. A dzieciaki miały radochę bo to prezent od babci! Zawsze pytałaJesteście głodni? Chcecie coś zjeść?” i nie czekając na odpowiedź już szykowała kanapki. Dzieciaki niby nie głodne, zjadały wszystko aż uszy się trzęsły. Zwykły smalec przetopiony z cebulką czy nasolona słoninka, która miękła jak masełko, nabierały wyjątkowego smaku. W domu nawet na to by nie spojrzały, choćby było o niebo lepsze! To musi być „magia babci”. Tak cudowna, której ja nigdy nie miałam okazji poznać. Gdy na nich patrzyłam, chłonęłam radość posiadania babci. Czasami byłam tak szczęśliwa ich radością, że płakać chciało mi się ze szczęścia, trudno to określić słowami. Patrzyłam na teściową i myślałam „też będę taką babcią, albo i lepszą”.

Miałam z teściową niepisany układ, że święta Wielkanocne czy Boże Narodzenie przygotowujemy na przemian. Każda z nas chciała być gospodynią tych uroczystych chwil. Jeśli pierwszy dzień świąt spędzaliśmy u teściowej, to drugi u mnie, a w następnym roku kolejność się zmieniała. Uwielbiam otaczać się dużą ilością gości i jestem niepocieszona jeśli przy stole zasiada tylko kilka osób. Od razu włącza mi sięprzeglądarka po rodzinie i znajomych, kogo mogłabym jeszcze do siebie zaprosić. Jestem spełniona gdy przy stole mam kilkanaście osób. Córka teściowej tylko czasami włączała się do naszego grafiku. Zawsze mówiła „Wiesz jaki jest Rysiek?'', choć oboje gościli u nas cały czas to nie rozumiałam tego. Wkrótce już mi to nie przeszkadzało, do wszystkiego można się przyzwyczaić. Dziś moje dorosłe już córki doskonale pamiętają święta z dzieciństwa. Wiele rzeczy uczyłam się od teściowej, podglądając ją przy codziennych czynnościach. Podświadomie przejmowałam jej cechy, do tego stopnia, że córki mówią dziś „Wiesz mamo? Ty nie byłaś córką babci, ale jesteś taka sama w wielu sprawach”. I śmiać mi się z tego chce, choć pewnie mają rację. Teściowa czasami była ze mnie dumna, jeśli tylko udało mi się coś osiągnąć. Wiem to od jej koleżanek, gdy chwaliła się imTeresa to, Teresa tamto…”, cieszyłam się z tego, że dawałam jej powód do dumy.


Jak dwie krople wody...
Mimo tych wszystkich powodów do dumy, zrobiłam jedną najgłupszą rzecz w moim życiu. Z której teściowa nie byłaby dumna i ja też nie byłam! Dzięki Bogu nigdy się o tym nie dowiedziała, ani mój mąż i nikt z jego rodziny! Stało się to około dwunastu lat po ślubie. Pojechałam z Agatą do Warszawy (mieszkała jeszcze w Bartoszycach). Miałyśmy tam do załatwienia kilka spraw. Zatrzymałyśmy się na kilka dni u brata, który mieszkał na Pradze niedaleko pomnika „Czterech Śpiących”, tym samym blisko bazaru Różyckiego. Znałam ten bazar z wielu lektur i opowiadań. Będąc tak blisko koniecznie chciałam zobaczyć na własne oczy bądź co bądź to historyczne miejsce, niekoniecznie cieszące się dobrą sławą! No i zobaczyłam! 



Bazar jak bazar, ciasny, gdzie stragan na straganie i wcale nie tak duży jak go sobie wyobrażałam! Czułam się rozczarowana. Jego sława brała się nie z jego wielkości, ale z czegoś zupełnie innego, o czym miałam się wkrótce przekonać. Mimo moich lat okazało się, że byłam głupia i naiwna!!! Myślałam, że wszyscy ludzie są uczciwi i nikt nikogo nie oszukuje! I stało się! Wszyscy przynajmniej ze słyszenia znają grę w „kubeczki”. Masakra, choć trudno w to uwierzyć to ja jej wtedy nie znałam! Choćbym nie wiem jak starała się opisać to co się wtedy stało, to powiem „NIE MAM POJĘCIA”! To zdarzyło się tak szybko, że nim się obejrzałam już byłam uczestnikiem gry! Agata znikła mi z oczu, rozglądałam się za nią ale jej postać tylko migała mi gdzieś za plecami podstawionych graczy. Chcąc nie chcąc grałam sama! Dzięki Bogu, że w portfelu miałam mało pieniędzy. Gdy te pomału zaczęły się kończyć inni gracze zaproponowali bym postawiła swoją OBRĄCZKĘ! Trochę się wahałam, ale kilku „niby przypadkowych” gapiów zapewniało, że musi mi się udać i niczego nie ryzykuję… W końcu zdjęłam obrączkę, która znikła pod kubeczkiem, i tak do dziś już jej nie zobaczyłam. Im głośniej domagałam się zwrotu obrączki, tym szybciej grupa gapiów się kurczyła i znikała! A ja zostałam sama ze swoją głupotą i pustką w duszy. Przez te wszystkie lata nigdy jej nie zdejmowałam z palca. Z obrączką na palcu spałam, prałam i zmywałam gary! Zawsze była ze mną, a teraz… tak po prostu ją przegrałam! Jakie straszne uczucie mi towarzyszyło, czułam się goła, jakby obdarta ze wszystkich lat małżeństwa. Spojrzałam na pusty palec i zaczęłam płakać, nie mogłam się uspokoić. Przez cały dzień miałam w oczach łzy. Wściekałam się sama na siebie, mówiłam żena głupotę nie ma lekarstwa” i takiej debilki świat nie widział. Właśnie dowiedziałam się dobitnie czym jest bazar Różyckiego. Moja lekcja historii została odrobiona! Tylko co ja powiem Mirkowi, gdzie podziała się obrączka? Z pomocą przyszła mi Agata
- Dobra, Teresa stało się i trudno! Pożyczę Ci swoją obrączkę, jest bardzo podobna do Twojej. Noś ją dopóki nie kupisz sobie drugiej i nie rycz, bo nie mogę już potrzeć.
Tym sposobem obrączka Agaty wylądowała na moim palcu. Co za koszmar, miałam wrażenie, że kradnę jej życie! Z drugiej strony miejsce na moim palcu nie było już puste!
- A co Ty powiesz Tadeuszowi? Co się stało z Twoją obrączką?
- Nie martw się, wytłumaczę mu.
W ten właśnie sposób poznałam Bazar Różyckiego! Odechciało mi się poznawać go dalej. I co najważniejsze dostałam lekcję, którą zapamiętałam na całe życie. Jeśli widzę osoby, które są w takiej sytuacji jak ja wtedy, zawsze odciągam je od gry, narażając się tym na wściekłość innych graczy. Ale mam to gdzieś…! Mirek ani nikt z jego rodziny nie dowiedział się nigdy o tym zdarzeniu, być może do dziś? Gdy przeczytają ten wpis będą już wiedzieć…

2 komentarze:

  1. Tak to już w życiu bywa, że na błędach człowiek się uczy Teresko. :)))
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj !!! to święta prawda ! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń