Muszę przyznać, że wizyty
u teściowej sprawiały mi przyjemność. Lubiłam patrzeć jak obdarowuje wnuki
choćby zwykłym lizakiem. A dzieciaki miały radochę bo to prezent od babci!
Zawsze pytała „Jesteście głodni?
Chcecie coś zjeść?” i nie czekając na odpowiedź już
szykowała kanapki. Dzieciaki niby nie głodne, zjadały wszystko aż uszy się
trzęsły. Zwykły smalec przetopiony z cebulką czy nasolona słoninka, która
miękła jak masełko, nabierały wyjątkowego smaku. W domu nawet na to by nie
spojrzały, choćby było o niebo lepsze! To musi być „magia babci”. Tak
cudowna, której ja nigdy nie miałam okazji poznać. Gdy na nich patrzyłam,
chłonęłam radość posiadania babci. Czasami byłam tak szczęśliwa ich radością, że
płakać chciało mi się ze szczęścia, trudno to określić słowami. Patrzyłam na
teściową i myślałam „też będę taką babcią, albo i lepszą”.
Miałam z teściową
niepisany układ, że święta Wielkanocne czy Boże Narodzenie przygotowujemy na
przemian. Każda z nas chciała być gospodynią tych uroczystych chwil. Jeśli
pierwszy dzień świąt spędzaliśmy u teściowej, to drugi u mnie, a w następnym
roku kolejność się zmieniała. Uwielbiam otaczać się dużą ilością gości i jestem
niepocieszona jeśli przy stole zasiada tylko kilka osób. Od razu włącza mi się „przeglądarka” po rodzinie i znajomych, kogo mogłabym jeszcze do
siebie zaprosić. Jestem spełniona gdy przy stole mam kilkanaście osób. Córka
teściowej tylko czasami włączała się do naszego grafiku. Zawsze mówiła „Wiesz
jaki jest Rysiek?'', choć oboje gościli u nas cały czas to nie rozumiałam
tego. Wkrótce już mi to nie przeszkadzało, do wszystkiego można się
przyzwyczaić. Dziś moje dorosłe już córki doskonale pamiętają święta z
dzieciństwa. Wiele rzeczy uczyłam się od teściowej, podglądając ją przy
codziennych czynnościach. Podświadomie przejmowałam jej cechy, do tego stopnia,
że córki mówią dziś „Wiesz mamo? Ty nie byłaś córką babci, ale jesteś taka
sama w wielu sprawach”. I śmiać mi się z tego chce, choć
pewnie mają rację. Teściowa czasami była ze mnie dumna, jeśli tylko udało mi
się coś osiągnąć. Wiem to od jej koleżanek, gdy chwaliła się im „Teresa to, Teresa tamto…”, cieszyłam się z tego, że dawałam
jej powód do dumy.
Bazar jak bazar, ciasny,
gdzie stragan na straganie i wcale nie tak duży jak go sobie wyobrażałam! Czułam
się rozczarowana. Jego sława brała się nie z jego wielkości, ale z czegoś
zupełnie innego, o czym miałam się wkrótce przekonać. Mimo moich lat okazało
się, że byłam głupia i naiwna!!! Myślałam, że wszyscy ludzie są uczciwi i nikt
nikogo nie oszukuje! I stało się! Wszyscy przynajmniej ze słyszenia znają grę w
„kubeczki”. Masakra, choć trudno w to
uwierzyć to ja jej wtedy nie znałam! Choćbym nie wiem jak starała się opisać to
co się wtedy stało, to powiem „NIE MAM
POJĘCIA”! To zdarzyło się tak szybko, że nim się obejrzałam już byłam
uczestnikiem gry! Agata znikła mi z oczu, rozglądałam się za nią ale jej postać
tylko migała mi gdzieś za plecami podstawionych graczy. Chcąc nie chcąc grałam sama! Dzięki
Bogu, że w portfelu miałam mało pieniędzy. Gdy te pomału zaczęły się kończyć
inni gracze zaproponowali bym postawiła swoją OBRĄCZKĘ! Trochę się wahałam, ale
kilku „niby przypadkowych” gapiów
zapewniało, że musi mi się udać i niczego nie ryzykuję… W końcu zdjęłam
obrączkę, która znikła pod kubeczkiem, i tak do dziś już jej nie zobaczyłam. Im
głośniej domagałam się zwrotu obrączki, tym szybciej grupa gapiów się kurczyła
i znikała! A ja zostałam sama ze swoją głupotą i pustką w duszy. Przez te
wszystkie lata nigdy jej nie zdejmowałam z palca. Z obrączką na palcu spałam,
prałam i zmywałam gary! Zawsze była ze mną, a teraz… tak po prostu ją
przegrałam! Jakie straszne uczucie mi towarzyszyło, czułam się goła, jakby
obdarta ze wszystkich lat małżeństwa. Spojrzałam na pusty palec i zaczęłam
płakać, nie mogłam się uspokoić. Przez cały dzień miałam w oczach łzy.
Wściekałam się sama na siebie, mówiłam że „na
głupotę nie ma lekarstwa” i takiej
debilki świat nie widział. Właśnie dowiedziałam się dobitnie czym jest bazar
Różyckiego. Moja lekcja historii została odrobiona! Tylko co ja powiem Mirkowi,
gdzie podziała się obrączka? Z pomocą przyszła mi AgataJak dwie krople wody... |
Mimo tych wszystkich
powodów do dumy, zrobiłam jedną najgłupszą rzecz w moim życiu. Z której
teściowa nie byłaby dumna i ja też nie byłam! Dzięki Bogu nigdy się o tym nie
dowiedziała, ani mój mąż i nikt z jego rodziny! Stało się to około dwunastu lat
po ślubie. Pojechałam z Agatą do Warszawy (mieszkała jeszcze w Bartoszycach).
Miałyśmy tam do załatwienia kilka spraw. Zatrzymałyśmy się na kilka dni u
brata, który mieszkał na Pradze niedaleko pomnika „Czterech Śpiących”, tym samym blisko bazaru Różyckiego. Znałam ten
bazar z wielu lektur i opowiadań. Będąc tak blisko koniecznie chciałam zobaczyć
na własne oczy bądź co bądź to historyczne miejsce, niekoniecznie cieszące się
dobrą sławą! No i zobaczyłam!
- Dobra, Teresa stało się i trudno! Pożyczę Ci swoją obrączkę, jest bardzo podobna do Twojej. Noś ją dopóki nie kupisz sobie drugiej i nie rycz, bo nie mogę już potrzeć.
Tym sposobem obrączka Agaty wylądowała na moim palcu. Co za koszmar, miałam wrażenie, że kradnę jej życie! Z drugiej strony miejsce na moim palcu nie było już puste!
- A co Ty powiesz Tadeuszowi? Co się stało z Twoją obrączką?
- Nie martw się, wytłumaczę mu.
W ten właśnie sposób poznałam Bazar Różyckiego! Odechciało mi się poznawać go dalej. I co najważniejsze dostałam lekcję, którą zapamiętałam na całe życie. Jeśli widzę osoby, które są w takiej sytuacji jak ja wtedy, zawsze odciągam je od gry, narażając się tym na wściekłość innych graczy. Ale mam to gdzieś…! Mirek ani nikt z jego rodziny nie dowiedział się nigdy o tym zdarzeniu, być może do dziś? Gdy przeczytają ten wpis będą już wiedzieć…
Tak to już w życiu bywa, że na błędach człowiek się uczy Teresko. :)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
Oj !!! to święta prawda ! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń