Siedziałam w fotelu i
bez celu wpatrywałam się w ekran telewizora. Chyba o niczym nie myślałam, lubię
tak czasami posiedzieć odprężona. Mój wzrok skakał z przedmiotu na przedmiot i
zatrzymał się na grubej książce telefonicznej. Patrzyłam na nią przez chwilę aż
w końcu podeszłam i wzięłam ją do ręki. Wertując kartka po kartce i przeglądając
nazwiska, zastanawiałam się czy w książce są takie jak mojej mamy? O dziwo
znalazłam kilka rozrzuconych po całej Polsce. Brnęłam dalej w tym temacie
zastanawiając się, co by było gdybym do nich zadzwoniła? Może trafię na kogoś
kto zna moją mamę? A może będzie to jakaś rodzina? Coraz bardziej
nakręcałam się tą myślą, aż sięgnęłam po słuchawkę i zaczęłam wykręcać numery.
Z każdym kolejnym numerem serce waliło mi jak oszalałe! Dopiero w Olsztynie
przy ul. Dworcowej jakaś kobieta powiedziała:
- Tak znałam Jankę! Rysiek, jej maż to rodzina mojego męża. Ale o co chodzi? - Janka! Tak nazywała się moja mama. Zatkało mnie i przez moment nie wiedziałam co chciałam powiedzieć! Chwilę milczałam, myślałam że serce wyskoczy z piersi! Aż w końcu powiedziałam:
- Jestem jej córką… - i nie dokończyłam tego co zamierzałam jej powiedzieć. Kobieta po drugiej stronie linii weszła mi w słowo,
- I co w związku z tym!?! Przytułku szukasz, czy co? - i tu zaczęła swój wywód jaka to mama była zła, niedobra i be ! Teraz ja jej przerwałam.
- Ja nie pytałam Pani jaka była mama, bo o tym wiem najlepiej. A przytułek to ja mogę pani udzielić jeśli go Pani potrzebuje! Ja nie potrzebuje opieki od Pani! - zaczęłam podnosić głos ze zdenerwowania. Co za babsztyl, jaki tupet! W ten sposób rozmawiać z kimś kogo się nie zna! Wcale nie mogłam się uspokoić. Zdołałam jeszcze powiedzieć „do widzenia” i odłożyłam słuchawkę. Reszta dnia była już do kitu! Zastanawiałam się - po co mi to było? Nie miałam zmartwień to je sobie znalazłam! Gdy tak intensywnie myślałam o mamie, sprawiało że czasami mi się śniła. Jeden z tych snów jest wart opisania.
- Tak znałam Jankę! Rysiek, jej maż to rodzina mojego męża. Ale o co chodzi? - Janka! Tak nazywała się moja mama. Zatkało mnie i przez moment nie wiedziałam co chciałam powiedzieć! Chwilę milczałam, myślałam że serce wyskoczy z piersi! Aż w końcu powiedziałam:
- Jestem jej córką… - i nie dokończyłam tego co zamierzałam jej powiedzieć. Kobieta po drugiej stronie linii weszła mi w słowo,
- I co w związku z tym!?! Przytułku szukasz, czy co? - i tu zaczęła swój wywód jaka to mama była zła, niedobra i be ! Teraz ja jej przerwałam.
- Ja nie pytałam Pani jaka była mama, bo o tym wiem najlepiej. A przytułek to ja mogę pani udzielić jeśli go Pani potrzebuje! Ja nie potrzebuje opieki od Pani! - zaczęłam podnosić głos ze zdenerwowania. Co za babsztyl, jaki tupet! W ten sposób rozmawiać z kimś kogo się nie zna! Wcale nie mogłam się uspokoić. Zdołałam jeszcze powiedzieć „do widzenia” i odłożyłam słuchawkę. Reszta dnia była już do kitu! Zastanawiałam się - po co mi to było? Nie miałam zmartwień to je sobie znalazłam! Gdy tak intensywnie myślałam o mamie, sprawiało że czasami mi się śniła. Jeden z tych snów jest wart opisania.
Wchodzę
do obcego mi mieszkania. Zbyt małe okna sprawiają, że jest trochę ponure. W
mieszkaniu są dzieci i nieznany mi mężczyzna, być może jej partner. Widzę osoby,
lecz nie tak bym mogła je opisać. Rozglądałam się po pomieszczeniu by zapamiętać
jak najwięcej szczegółów. Podświadomie czuję, że śpię i mogę zaraz się obudzić.
Bardzo się męczę jakbym chciała przed czymś zdążyć. Wychodzę przed dom, może w
otoczeniu będzie coś znajomego co naprowadzi mnie na jakiś ślad . Moim oczom ukazał
się widok, który pokazał, że myliłam się w swoim osądzie. To nie mieszkanie, lecz
stary domek na obrzeżach miasta. Wokół łąki i dużo przestrzeni. Stoję na lekkim
wzgórku i szukam czegoś charakterystycznego. Spoglądam w stronę miasta a ono
zaczyna zbliżać się w moją stronę. Dziwne rzeczy zdarzają się w snach! Jak w
filmie przed moimi oczyma ukazuje się czerwona urzędowa tablica. W lewym górnym
rogu łuszcząca się farba odsłania blachę, a widniejący na tablicy napis głosi -
„URZĄD MIASTA I GMINY W MILANÓWKU”. Widzę jeszcze, że mama wychodzi przed dom i
w tym momencie się budzę!
Sny bywają prorocze,
być może ten również taki był? Nie sprawdziłam tego nigdy z prostej przyczyny,
nie stać mnie było na wyjazd. Miałam masę rachunków do opłacenia, a na telefon
nikt by mi takich informacji nie udzielił. I tak pozostało do dziś. To przecież
tylko sen! W kwestii snów mogłabym pisać jeszcze wiele, myślę że jeszcze kiedyś
wrócę do tego tematu. A tym czasem moje pociechy rosły i doroślały. Nim się
obejrzałam najstarsza córka miała już adoratorów!
Przyszły mąż Doroty dowiedział
się, że jej tato lubi łowić ryby. Wspólna pasja to już dobry początek do
zacieśnienia więzi! Postanowił to wykorzystać i wkupić się w łaski przyszłego
teścia. Poznałam się z Sebastianem trochę wcześniej. Można powiedzieć, że polubiłam
go od pierwszej chwili. „Dobrze mu z oczu
patrzyło”. Śmiałam się z niego gdy wszedł do naszego domu z siatką
pokaźnych rybek! Nie wiem czy je kupił czy też złowił, nie było to ważne! Istotne,
że Mirek „zapiał” na
ich widok! Zanim sprawdził kim jest nasz
gość, zdążyli wymienić kilka fachowych uwag na temat ryb. Tym sposobem
Sebastian „kupił” teścia!
Potrafił grać na gitarze i super śpiewać czym wszystkich nas uwiódł. Odwiedzał nas coraz częściej
i zostawał na dłużej. Czasami było zbyt późno by wracać po nocy do domu. Został
raz, potem drugi i nie wiadomo kiedy „wkleił” się
do naszej rodziny. Gdy dłużej pracowałam zajmował się Martą, która miała
dopiero osiem lat i wciąż wymagała opieki (młodsza od Doroty o 10 lat) i niewiele
starszą Agnieszką. Czasami gdy dziewczyny miały ochotę na krążki ziemniaczane
to przygotowywał je specjalnie dla nich! Wszystko było ładne i pięknie, tyle tylko,
że w obecnym stanie nie mogło to wszystko wiecznie trwać! Powiedziałam Dorocie
i Sebastianowi:
Próbowałam rozwiązać sytuację łagodnie, choć czułam się podle! Sebastian przyjął to spokojnie i ze zrozumieniem. Następnego dnia spakował swoje rzeczy i poszedł z gitarą na plecach. Ciężko mu było. Wiem to od dziewczyn, że płakał gdy wracał do domu. Patrzyłam za nim z okna i też płakałam, czułam się tak jakbym wyrzuciła swoje dziecko, szkoda mi go było. Później przychodził do nas bardzo często. Nie minął miesiąc gdy Sebastian zapowiedział oświadczyny! W umówionym terminie przyszedł ze swoimi rodzicami, bukietem kwiatów dla mnie i dla Dorotki, i butelką dobrego wina dla przyszłego teścia. Ukląkł na kolano i poprosił Dorotę o rękę. Ona się zgodziła i uroczystość trwała do późna w nocy! Na wesele przybyło 125 gości. Muzyka grała do rana a Sebastian zaśpiewał gościom. Jak się później okazało, już wcześniej grał z zespołem na weselach, więc dobrze mu poszło! Żyją w związku już 16 lat i mają trzech synów, a ja cudownych i ukochanych wnuków!
Ślubne zdjęcie Dorotki i Sebastiana |
Cudowne zdjęcie ślubne... :)))
OdpowiedzUsuńDziękuję !
OdpowiedzUsuńTo ja dziękuję :)
OdpowiedzUsuń