Po mocnych wrażeniach
z wakacji, nadszedł czas bym przedstawiła moich przyjaciół. Umknęło mi to
wszystko w natłoku pisania. Miałam to szczęście w życiu, że na mojej drodze
pojawiali się ludzie pozytywni! Łatwo nawiązywałam z nimi kontakty, szybko
zaprzyjaźniałam się na długie lata! Wiele z tych przyjaźni przetrwało przeszło
30 lat!!!
Na pierwszym miejscu
stawiam Tereskę H., a później K. po powtórnym wyjściu za mąż. Tą przyjaciółkę
znacie ze wcześniejszych wpisów. Jest mi bliższa niż siostra! Czasami śmiejemy
się z tego, że pewnie jesteśmy siostrami tylko o tym jeszcze nie wiemy! W końcu
nie znam swojego ojca biologicznego, może jej tata był też moim haha. Ale by się
porobiło, gdyby kiedyś okazało się to prawdą! Przyjaźń na dobre i na złe, która
trwa do dziś choć minęło 36 lat!
Z Jadwigą i Arkiem Sz.
żyliśmy długo obok siebie, mieszkali kilka bloków dalej. Arek pracował razem z
moim Mirkiem w SM. Przyjaźniliśmy się na tyle, by uczestniczyć w prawie wszystkich
rodzinnych wydarzeniach. Wspólne wakacje, biwaki, wycieczki i dzieci w podobnym
wieku. Opisane we wcześniejszym rozdziale przedstawienie pt. „Kopciuszek” to dzieło naszych dzieci. Jadwiga z Arkiem
byli świadkami różnych chwil w naszym życiu, i tych dobrych i tych złych! Pewnego
razu Arek powiedział „Gdyby Mirek tyle nie pił, z jego i moimi zdolnościami moglibyśmy
świat zwojować!”. I po części miał chyba rację. Lecz nie ma tak w życiu, by
wszystko było po drodze. Nadal możemy na siebie liczyć, a trwa to już przeszło
30 lat!
Grażyna i Wiesiek W. to
zabiegana i pracowita mamuśka szóstki dzieci, bardzo wrażliwa i przyjacielska
osoba, i jej szanowny małżonek, który też, choć krótko pracował razem z Mirkiem
w SM. Z racji licznych obowiązków przy dzieciach mieli o wiele mniej czasu na
rozrywki, co nie znaczy, że wcale ich nie było. Zapraszaliśmy się wspólnie na
różne okazje rodzinne. I tu spotkało mnie ogromne wyróżnienie, które mogłabym
uznać za podsumowanie długoletniej przyjaźni. Gdy nadszedł jubileusz 35-lecia
małżeństwa, dorosłe już dzieci przygotowały rodzicom niespodziankę. Uroczysty
obiad z mnóstwem przystawek! Ze wszystkich znajomych na tą uroczystość zaproszono
tylko mnie! Czułam się wyjątkowo! Gdy Grażyna z Wieśkiem wrócili z pracy, razem
z dziećmi przywitaliśmy ich kwiatami i głośnym „100 lat”! Popłynęły łzy szczęścia a nasza przyjaźń trwa 32 lata!
Halina B., którą poznałam
jako panienkę wyszła za mąż i zmieniła nazwisko. To ta sama dziewczyna, z którą
mieszkałam na stancji gdy chodziłam do szkoły (opisane we wcześniejszym
rozdziale). Była też moim
świadkiem na ślubie z Mirkiem. Przez wiele lat pracowałyśmy razem w „Bartbecie”.
Do dziś mile wspominamy kontakty rodzinne i trwa to już 37 lat!
Z Jasią P., która była kadrową w SM. mogłyśmy
godzinami rozmawiać o naszych problemach. Bardzo dobrze znała Mirka jeszcze z
czasów gdy mniej popijał i z okresu gdy totalnie się pogubił! Przeżyliśmy razem
dużo fajnych chwil, wspólne Sylwestry, wycieczki i ogniska. Świętowałyśmy razem
imieniny i różne uroczystości rodzinne, na których zawsze było wesoło i nie
brakowało śpiewów i tańców. Przyjaźń trwa do dziś, już od 35 lat!
Z Teresą i Bazylim D. przyjaźniliśmy się w zupełnie
inny sposób, ze względu na to, że byli wychowawcami w domu dziecka. Pani Teresa
często powtarza, że jestem jeszcze jednym jej dzieckiem. Gdy ich odwiedzam
gadamy i gadamy o wszystkim i o niczym. Zawsze znajdzie się dla mnie dodatkowy
obiad czy kolacja „jak u mamy”.
Oni również odwiedzali mnie w moim domu, w ważnych dla mnie chwilach. Z tak
wielu wychowawców są ze mną do dziś od około 45 lat!
Każda z tych osób ma dla mnie zawsze otwarte drzwi,
czyż to nie cudowne?!? Wszystkie te osoby wiedziały o moich problemach na
bieżąco, bo zawsze byłam wobec nich szczera i otwarta. Jak każdy człowiek, w
trudnych chwilach potrzebowałam dać ujście swoim emocjom i łzom. Gdybym tego
nie robiła chyba poprzestawiałyby mi się „klepki” w głowie.
Wyrzucenie z siebie złych emocji traktowałam jako rodzaj terapii. Wszystko to
co opisuję na blogu jest im dobrze znane. Dziękuje im za to, że mogłam w ich
towarzystwie swobodnie śmiać się i płakać. Po prostu BYĆ SOBĄ!
Mogłabym wypisać całą stronę imion osób, które były
więcej niż koleżankami, a z racji rzadszych kontaktów jeszcze nie przyjaciółkami.
Nie zrobię tego, by którejś z nich przez przypadek nie pominąć.
Na szczególną uwagę
zasługuje młoda kobieta, śmiało można powiedzieć, że była bardzo ładna!
Charakterystyczne długie włosy z lokami w stylu „Mokrej Włoszki”. Spotkałyśmy się na jednym ze spotkań grupy
Literackiej „Barcja”. Moją uwagę
zwróciło jej zachowanie. Była bardzo przyjacielska, miła ale jednocześnie
stanowcza, wiedziała czego chce. Izabela B., bo o niej tu mowa jest poetką i
dziennikarką. Śmiało mogę powiedzieć, że wpadła w moje życie jak letni, kojący
podmuch. Całkowicie zawirowała tok mojego myślenia. Odsłoniła zasłony by
wpuścić światło w moje serce, choć cały czas myślałam, że tam jest! Ale ono
było przymglone, choć nie zdawałam sobie z tego sprawy! To od niej nauczyłam
się mówić do moich dzieci tak zwyczajnie, po prostu „Kocham Cię córeczko”. Wcześniej wydawało mi się, że nie ma potrzeby
mówienia tego, bo przecież one i tak to wiedzą. Dawałam im przecież moją miłość
na każdym kroku! To był błąd i teraz to wiem. Do mnie nikt w dzieciństwie nie
mówił „Kocham Cię”, nie nauczył używać
tego słowa i stało się zbędne w moim słowniku. Iza zrobiła rewolucję w tej
kwestii i za to jestem jej wdzięczna. Znałyśmy się zaledwie kilka lat.
Przyjechała do Bartoszyc dosyć późno, kiedy byłam już bardzo dorosła i dosyć
szybko zniknęła z mojego życia, gdy wyemigrowała do Francji. Wystarczyło jednak
czasu, by zbliżyć się do siebie. Ona młoda z dwójką dziewczynek gdy ja miałam już
trójkę wnucząt! Wydawałoby się, że dzieli nas
„przepaść” wiekowa,
lecz tak nie było. Opowiedziała mi dużo o sobie, a ja zrewanżowałam się jej tym
samym. Bardzo zbliżyłyśmy się emocjonalnie. Znałam dużo pozytywnych osób, lecz
Iza była inna, jakby nie pasowała do tego świata. Umiała pięknie mówić o
poezji, tak że aż chciało się słuchać. Pisała piękne wiersze o miłości i
pragnieniach, takie których sama nigdy nie potrafiłabym napisać. Moja miłość
zawsze jest „przywalona młotem przez kowala losu”, a jej choćby z łezką to jednak
unosiła się lekko. Zazdrościłam jej tego daru. Gdy przychodziłam do niej, spotykałam
na ulicy czy gdziekolwiek indziej to zawsze witały mnie rozwarte ramiona.
Zawsze miała chęć by mnie przytulić i niezmiennie słyszałam ,,Wiesz, że Cię
kocham''. Mówiła to tak
zwyczajnie, a brzmiało naturalnie jak oddychanie! Nie mogłam nadziwić się, że
obce słowo zaczyna nagle coś znaczyć. Nie trzeba „teatru” by
je wypowiedzieć. Z czasem oswoiłam się z nim i polubiłam! Zaczęłam moim
dorosłym córkom mówić, że je kocham i nigdy nie miałam już z tym problemu. Z
wnukami nie szczędzimy sobie wyrazów miłości, tylko czasami przekomarzamy się
kto kogo bardziej kocha. I to jest najpiękniejsze…!
To dedykacja wpisana dla mnie w tomiku jej wierszy, który mi podarowała.
Też Cię Kocham ! zostawiłaś mocny ślad w moim sercu !
|
Takie oto wiersze zostały mi poświęcone. Czy to nie cudowne, że ktoś obdarzył mnie tak wieloma pięknymi słowami?!? Dziękuję! Szkoda, że jesteś tak daleko!!!
Cudownie !!!
OdpowiedzUsuńAz lezka w oku sie kreci.
Ma Pani szczescie miec takich przyjaciol - to dar najcenniejszy...
Serdecznie pozdrawiam:)
Zgadzam się całkowicie ! mam to szczęście mieć cudownych przyjaciół, tak na przyjaciół,jak i na szacunek, pracowałam całe życie, tego nie do się kupić ! Dla mnie udało się ! jestem szczęściarą !!! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZnam Izę osobiście...to cudowna pełna ciepła i miłości kobieta.Przez krótka chwile razem pracowałysmy.Kocha wszystko i jest szczera w swej przyjaźni i miłości.
OdpowiedzUsuńTo miłe ! myślę że więcej osób ją tak postrzegało, Taka była właśnie Iza !!! miałam to szczęście że stanęła na mojej drodze Dziękuję za komentarz ! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń