środa, 18 lipca 2012

Druga ciąża przebiegała o wiele spokojniej. Nie miałam już słabości ani omdleń, dziecko rozwijało się prawidłowo, bez przykrych niespodzianek medycznych. Za to zawieruchy polityczne były okropne. Minął czwarty miesiąc ciąży, był grudzień i pogoda nie rozpieszczała! Któregoś dnia gdy poszłam do pracy i spojrzałam przez okno w szatni, w której mieliśmy swoje szafki na rzeczy osobiste, to aż cofnęło mnie z wrażenia! Na drodze wylotowej Bartoszyce-Olsztyn, tuż pod naszym oknem stał czołg, a na nim siedzieli żołnierze! Moje przerażenie nie miało granic, oczyma przerażenia zobaczyłam moje dzieci! 13 Grudnia 1981 roku ogłoszono w Polsce Stan Wojenny, a ja miałam termin porodu wyznaczony na 7 maja 1982 roku! Dla mnie stan wojenny to tak jakbym usłyszała „wojna”, nie miałam pojęcia czego się spodziewać! Wszystkie koszmarne obrazy związane z wojną przebiegły mi przez myśl i troska o te biedne dzieciaki!!! Cała sytuacja zwaliła mnie z nóg, usiadłam i nie mogłam się opanować! Dzięki Bogu nie stało się nic tak okropnego by ginęły dzieci!!! Ciężko było żyć, ustalono godzinę policyjną, kartki żywnościowe i deputaty na praktycznie wszystko! Mocno zapisały się w mojej pamięci nocne kolejki do masarni, by wykupić swój przydział na mięso i wędliny. Czasami stawałam wieczorem w kolejce a wracałam rano drugiego dnia z odrobiną „ochłapów”. Ciężarne dostawały talony na wyprawki dla noworodków, były tam pieluchy tetrowe, becik, kocyk, śpiochy i kaftaniki, które później szyłam sobie sama. W tych trudnych czasach pomysłowość i trochę zdolności pozwalały by całkiem nieźle przetrwać. Potrafiłam uszyć sukieneczki, spodnie, zrobić na szydełku i drutach ładne ubranka, tak dla dzieci jak i dla siebie! Tego czego nie mogłam dostać w sklepie uszyłam albo dziergałam prując stare swetry. Życie wzięłam w swoje ręce, nie przejmowałam się drobnymi niepowodzeniami. Parłam do przodu. 

Agniesia i spodenki uszyte własnoręcznie 

Dorotka i sukienusia na bal

Dorotka i Agniesia w kompleciku na drutach

Dorotka w przedszkolu i oczywiście sukieneczka wydziergana na drutach

Agniesia na balu nowa suknia na tą okazję

Dorotka Agniesia i ja :)


Z teściami układało mi się już całkiem dobrze, nawet nauczyłam się mówić całkiem swobodnie mamo i tato! Teściowa była wartościowa kobietą i bardzo gościnną, jeśli ktoś zawitał w progi jej domu zawsze został ugoszczony. Siostra Mirka mieszkająca na Śląsku w międzyczasie owdowiała i wróciła mieszkać do Bartoszyc. Lubiłyśmy się z Elżbietą, po jakimś czasie wyszła powtórnie za mąż i z tego związku urodziło się dwóch synów, tak więc stała się mamą trójki chłopców.


Bardzo duży przełom pomiędzy mną a teściową nastąpił w momencie gdy zachorowała i musiała poddać się operacji. Ponieważ była trochę otyła, miała cukrzycę, nadciśnienie i nie wiem co jeszcze, obawiała się powikłań. Mirek nie lubił zapachu szpitala więc widywał mamę tylko w niedzielę, w czasie określonym na wizyty. Córka też miała jakieś przeszkody, które nie pozwalały jej opiekować się mamą, ale ktoś musiał to robić! Ona potrzebowała opieki! Zostałam z tym sama i codziennie po pracy i obrobieniu obowiązków domowych szybko biegłam do szpitala. Rany ze względu na cukrzycę i otyłość goiły się z trudem, trzeba było robić okłady z woreczków z lodem, a ten szybko topniał i należało go zmieniać. Należało też zadbać o higienę leżącej, miałam ręce pełne roboty! Wracałam do domu około dziesiątej - jedenastej wieczorem, a rano do pracy! Musiałam dać radę. Widziałam jej oczy, gdy patrzyła na mnie. Było w nich coś co trudno mi opisać, ale czułam to! Wydawało mi się, że znam jej myśli. Kobiety leżące razem z nią na sali mówiły - „ale Pani ma dobrą córkę”, odpowiadała wtedy „to nie córka, ale synowa”. Myślę, że brakowało jej wtedy córki! Widziałam smutek w jej oczach. Zabrakło dzieci, dla których wypruwała serce. Myślę, że w jej sercu stało się wtedy coś co pozwoliło oczom widzieć jasno i sprawiedliwie!


Po wyjściu ze szpitala kupiła mi prezent, kurtkę którą długo nosiłam. Zaczęłyśmy rozmawiać ze sobą jak córka z matką, i tak też zaczęła mnie traktować! Już nie tylko ja byłam ta „zła”, ale wiele uwag miała do syna. Zawsze pytała mnie o zdanie nim podjęła jakąś decyzję! To był mój sukces! Nie musiałam się zmieniać by komuś się przypodobać, a i tak zostałam doceniona! Może właśnie dlatego, że miałam swoje zdanie i najczęściej podejmowałam dobre decyzje? Któregoś razu teściowa powiedziała „Teresie można gadać i gadać, a ona i tak zrobi po swojemu!”. Odebrałam to jako komplement! Czasami rozmawiałyśmy godzinami i byłam już na tyle odważna, czy jak kto woli bezczelna, by wytknąć jej błędy! O dziwo nie gniewała się, tylko czasami zamyślała, a czasami przyznawała mi rację. Zżyłyśmy się z sobą. Podczas jednej z takich pogaduszek, powiedziała mi coś, co do dziś mocno siedzi w mojej pamięci.
-Teresa, jeśli przyjdzie taki moment, że nie będziesz mogła już dłużej wytrzymać z Mirkiem i zechcesz się rozstać, zrozumiem to! Ale nie gniewaj się, ja stanę po stronie syna, choć wiem jakim jest draniem! To jest moje dziecko! 
Cóż miałam na to powiedzieć? Przytuliłam ją i powiedziałam:
- Rozumiem, zrobiłabym dokładnie tak samo!
Zyskała jeszcze bardziej w moich oczach, jej odwaga i szczerość budziły mój szacunek. Później przez wiele lat obie walczyłyśmy, by rodzina była w całości i szanowała się, a spotkania rodzinne były radosne a święta dostatnie! Nawet odchodząc na tamten świat powiedziała mi na ucho „dopilnuj wszystkiego!”, ale do tego jeszcze wrócę…

2 komentarze:

  1. Dzień ogłoszenia stanu wojennego zapadł w mej pamięci na zawsze. Byłam przerażona.
    Też sama szyłam ubrania dla dzieci i dla siebie.
    Wracając do Twojej teściowej, to wcale nie dziwię się, że Cię polubiła :) Ja też Cię polubiłam Teresko :) :) :)
    Buziaki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zrobio mi się ciepło na sercu, czytając Twój komentarz Dziękuję ! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń