wtorek, 29 maja 2012

 


Czas biegł swoim rytmem, dzień, noc, miesiąc, rok. Dni jasne, słoneczne i z gradowymi chmurami. Starałam się żyć własnym życiem, przestałam wierzyć, że coś może się zmienić w moim życiu. Żeby nie było tak słodko i gładko! To mama wpadła dwa razy na dziesięć lat w odwiedziny (opisałam je wcześniej), by rozdrapać rany. Raz „tata”, by oznajmić dziecku, że nie jest jego!!! To takie przerywniki, bym nie zapomniała, że mam być nieszczęśliwa! Ale co tam, podniosę się silniejsza!


Agata niewiele pamiętała, dom rodzinny, którego braciszek praktycznie nie znał. Widocznie los uznał, że za mało go doświadczył, więc zesłał mu chorobę! Pod gałką oczną zaczął rosnąć jakiś guz, im większy się stawał tym bardziej wypychał oko na zewnątrz. Zabrano go do Bartoszyckiego szpitala na obserwację, był tam około trzech miesięcy. Później odesłano do Olsztyna, w którym spędził około czterech miesięcy. Choć nie wiem po co, skoro nic mu nie zrobili tylko odesłali go do Warszawy! Tam też spędził dużo czasu, około pół roku. Myślę, że potraktowano go jak królika doświadczalnego, można było popatrzeć, pouczyć się! PRZECIEŻ BYŁ NICZYJ!!! W końcu zrobiono mu operację celem usunięcia guza. Kiedy wrócił do domu bardzo cieszyłam się z jego powrotu, ale nie długo.
Pani Szmit, higienistka powiedziała mi:
- Teresa, Rysiek nie widzi na to oko.
- Jak to nie!
 - nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam,
Zasłoń jedno oko, powiedz co robię? - próbowałam testować. Posłusznie wykonał polecenie.
- Ale ja ciebie nie widzę!
- Nie oszukuj! Tylko powiedz co widzisz, przecież masz oko!
 - coraz bardziej panikowałam,
- To jest szklane - odpowiedziała mi P. higienistka. Jak grom spadły na mnie te słowa.
- Muszę Ci to powiedzieć. - patrzyła mi prosto w oczy -Zapamiętaj, operowano go w Warszawie na Brudnie, operację przeprowadził praktykant.
Matko Boska! Jak to?!? Jeszcze nie dotarło do mnie to co usłyszałam. Dopiero po jakimś czasie zrozumiałam, kiedy wałkowałam te słowa w umyśle bez przerwy, co chciała przekazać mi to mówiąc. Po swojemu ułożyłam myśli i doszłam do własnych przekonań, że była to świetna okazja by szkolić młodych okulistów! Przecież to dziecko jest państwowe, nikt się o nie nie upomni! To był koszmar, bezradność i zdanie sobie sprawy, ile tak naprawdę znaczymy!?! Gdyby zabrano mu serce, też właściwie nic by się nie stało!


Poczułam własny brak wartości, nicość i pustkę. Stawałam się bardziej posępna, na niczym mi nie zależało, wszystko traciło sens. Stałam się krnąbrna, buntownicza, a za tym szły kolejne kary! Separowałam się od reszty w ustronnych miejscach, nie chciało mi się z nikim gadać! W dyrektorze zaczęło budzić to podejrzenie, że palę papierosy (choć do dziś ani razu nie zaciągnęłam się żadnym papierosem). Podejrzenie to budziło we mnie poczucie krzywdy, fałszywego oskarżenia! Złapałam doła, znowu nie chciało mi się żyć.


W szkole miałam bardzo bliską koleżankę Bożenę M. Byłyśmy razem przez całą podstawówkę i później w zawodówce. Bożena mieszkała razem z rodzicami w Bartoszycach koło „Moreny” i czasami zapraszała mnie do siebie. Robiła smaczną kawę, ale przede wszystkim miała fajną mamę, co bardzo mnie przygnębiało! Dlaczego ja tak nie mam!?! Dlaczego do nikogo nie należę!!! Poszłam do łazienki i trochę płakałam. W łazience na ścianie wisiała szafeczka z lusterkiem, otworzyłam ją i tam znalazłam tabletki. Wzięłam je i zaczęłam połykać, przestałam dopiero gdy już chciało mi się wymiotować. Otarłam oczy i wyszłam. Poszłyśmy we dwie do miasta na tak zwany „kwadrat” posiedzieć trochę na ławce, bo miałyśmy jeszcze czas, by pójść do szkoły na kolejną lekcję. Siedziałyśmy chwilę i wtedy zaczęło mi się jakoś dziwnie robić. Jakoś słońce jaśniej świeciło? A ja zaczęłam osuwać się na ławce. Słyszałam Bożenę gdy mówi do mnie:
- Teresa, Teresa co ci jest?!?
Widziałam ludzi i nic więcej. Ocknęłam się na pogotowiu. Były tam dwie kobiety w białych fartuchach, jedna z nich szarpała mnie za ramię.
- Mów czegoś się nażarła!!! - krzyczała.
Znów ktoś na mnie krzyczy! Patrzyłam na jej twarz, a ona wykrzywiała się jak w krzywym zwierciadle.
- Mów czegoś się nażarła, bo będziemy Cię pompować! – i znowu szarpie mnie, i krzyczy. Czemu ja tu jeszcze jestem, zadawałam w myślach pytanie.


Wypompowali mnie dając do picia wodę, w której pływał jakiś węgiel. Tak mi to wyglądało, jak ja wtedy wymiotowałam! O matko jedyna! Myślałam, że wnętrzności wypruję! Przyszła po mnie P. higienistka, a ponieważ mieszkałyśmy blisko to zaprowadziła do domu. Kazała leżeć i nie wstawać. Leżałam tak kilka dni, nie miałam sił by się podnieść, do łazienki szłam ledwie trzymając się ściany. Nie przypominam sobie, by rozmawiał ze mną jakiś psycholog, czy ktokolwiek taki? Czy ktoś zainteresował się dlaczego tak postąpiłam? Sama musiałam radzić sobie z załamaniem. Radziłam sobie jak tylko umiałam, żałowałam tylko, że tak źle się czułam, a nie tego co zrobiłam. Długo leczyłam ciało, ale duszę jeszcze dłużej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz