sobota, 5 maja 2012

Z uwagi na treść w dzisiejszym poście zalecane od lat 18 




W dzisiejszym wpisie wytoczę ciężkie działa. Trudne dla mnie osobiście. Długo myślałam, czy nie pominąć tego tematu, no cóż. Nie jest to blog o „Alicji z Krainy Czarów”, a raczej o „Teresce z Krainy Koszmarów”, takie jest życie! Tak „TATO” zdecydowałam, że wypluję to z siebie!!! I nie będę więcej do Twojego tematu wracała. Pamiętam jak zawiozłeś mnie, do swojej matki, czyli mojej babci. Została w moim sercu jako dobra i ciepła kobieta. Był tam też Twój brat, on też był super! Bronił mnie jak wylałam atrament z kałamarza, który stał w kuchni na stole. Nie wiem jak to się stało, ale atrament zaznaczył granatową drogę, po stole i ścianie pod parapetem, aż do podłogi. Szybko wlazłam pod stół, by nikt mnie nie widział,
to nie ja! - krzyczałam.
Babcia trochę się wściekła, ale Twój brat wybronił mnie i nic się nie działo. Zabierał mnie z sobą na rower i wszędzie za nim biegałam. Bardzo go lubiłam. Babcia miała w kuchni fajny piec, można było na nim siadać i pogrzać sobie tyłek i stopy kiedy babcia piekła chleb. Pamiętam jego zapach, zawsze mówiła - właź na piec i pogrzej się trochę! Wizyta u babci nie trwała zbyt długo, jest jedyną którą pamiętam, może nie było ich więcej??? Nigdy więcej już ich nie widziałam, ani nikogo z Twojej rodziny. To i tak dużo, bo z mamy strony, o zgrozo! NIKOGO! Nie kojarzę żadnej Babci, Cioci czy Wujka. Jakby sama mama spadła z kosmosu i zapomnieli jej dosłać w pakiecie rodzinę, „Czarna Magia”. Ale to nie o niej tym razem chcę pisać.


Pamiętasz? Mama przywiozła mnie do ciebie na kilka dni, sama gdzieś pojechała. Mieszkałeś w innej wsi niż my, miałeś swoje mieszkanie, od dawna nie byłeś z nami (zresztą mieszkasz tam do dziś). Był to pokój razem z kuchnią, bardziej długi niż szeroki, pod oknem stało łóżko metalowe z siennikiem, był jakiś stół, krzesło i kredens. Pierwsze dni były okej. Spałam razem z Tobą w jednym łóżku, bo nie było drugiego. Kiedy nie mogłam usnąć patrzyłam w okno na niebo pełne gwiazd i bardzo chciałam do mamy, a ona nie wracała. Którejś nocy zrobiłeś coś, co nigdy nie powinno się wydarzyć!!! Wcisnąłeś mi do ust obślizgłe coś, coś co śmierdziało! Co przyprawiało mnie o wymioty. Krztusiłam się, nie mogłam oddychać, z oczu leciały łzy, nic nie mogłam zrobić, KOSZMARNE!!! Bogu dzięki, chyba Aniołowie czuwali nade mną, jakoś szybko wróciła mama i zabrała mnie. Jaka byłam szczęśliwa!!! Nigdy więcej już cię nie zobaczyłam, aż do dnia w którym odwiedziłeś nas w domu dziecka. Tamte wydarzenia zatarły się już trochę, nie były tak ostre. Mogłam ci to nawet zapomnieć!!! Ale znowu pokazałeś swoją „KLASĘ”. Przez okres dziesięciu lat pobytu w Państwowym Domu Dziecka, odwiedziny w naszym przypadku to wielkie święto! Dwa razy mama (jedną wizytę już opisałam), jedna wizyta twoja „tato” i jedna chrzestnej (ta wizyta bardzo wpłynęła na moje życie, o tym napiszę później), razem CZTERY wizyty przez dziesięć długich lat. Dlatego twój przyjazd był jak święto, i wiara że nie do końca jesteśmy zapomniani, czyli ja, siostra i brat. Czekałeś na nas na ławce, w ogródku za budynkiem. Było piękne słońce, ciepło. Frunęłam z radości, że ktoś do nas przyjechał, przywitałam cię szczęśliwa. Byłam pierwsza z naszej trójki, usiadłam obok, czekaliśmy na resztę. Pamiętasz co powiedziałeś tak lekko z uśmiechem?
- Ty nie jesteś moją córką
- Jak to?
 - tylko tyle mogłam wykrztusić
- Agatka jest moją córeczką, Ty nie i Rysiek też nie. Nie ma co! Miałeś wyczucie czasu i miejsca. Ławka zaczęła mi falować, a słońce było za gorące. Świat się zawalił. Dla mnie był to koniec wizyty. Znowu łzy, tylko czemu zawsze tak bolesne?!? Maluchy trajkotały, a ja milczałam. Byłam OBCA. To nie był mój tata. Patrzyłam na niego i nie mogłam pojąć, przecież to jest „On”, ten którego znam! Przeleciał film z krótkiego życia - nie mam nikogo, kogo mogłabym nazwać TATĄ. Serce pękło po raz kolejny!

1 komentarz: