czwartek, 17 maja 2012

Ogólnie rzecz biorąc byłoby całkiem dobrze, gdyby nie te, no właśnie…! Gdyby…! gdyby…! gdyby…!
Gdyby nie to, że część wybrańców była wyróżniona przez ludzi z zewnątrz. Nie wiem od czego to zależało, że właśnie te dzieci a nie inne były wybierane? Może któreś miało ładniejszy uśmiech? Może śliczne oczka? A może ogólnie było milsze? Myślę, że nawet Ci ludzie nie wiedzieli dlaczego wybierają to właśnie dziecko a nie inne? Ciągle wybierane były te same! Pozostali trochę zazdrościli. Po takich wizytach przywiązywali się do siebie wzajemnie. Najpierw radość, że dzień czy dwa będzie szczęśliwie - hura!, ale szczęście szybko gasło. Trzeba dziecko odprowadzić, nie można go zatrzymać! I zaczyna się płacz, trzymanie za rękaw i prośba w oczach, w całym ciele!
- Ja chcę zostać z Tobą? Zabierz mnie stąd, proszę! Będę grzeczna!!!
- Nie mogę, musisz poczekać do następnej wizyty.

Serce pęka jednej i drugiej osobie. Co jakiś czas taki „KOSZMAR” się powtarzał! Patrzyłam ze smutkiem na te dzieci, i chyba byłam szczęśliwa, że mnie nikt nie chce! Siostra miała takie szczęście, raz zabrali ją jacyś ludzie, nawet nie wiem kto to był i dokąd pojechała. Dowiedziałam się gdy już jej nie było. Przeżyłam szok. Dziś myślę, że zrobili to celowo, by mi nie było przykro, że Agata jedzie a ja nie!
Czekałam na jej powrót w napięciu, i denerwowałam się bardzo. Po kilku dniach wróciła, w nowej sukience, z jakimiś zabawkami. W ręku trzymała zdjęcie, które zrobili jej i dali na pamiątkę. Stała tam, taka grzeczna, uśmiechała się słodko, opierała o jakiś samochód (chyba mam jeszcze to zdjęcie gdzieś w albumach). Więcej się nie pokazali. Może i dobrze!!! Po tej wizycie stała się trochę zarozumiała, co mnie wkurzało! Zaczęła pyskować i być arogancka! Przy jednej z takich pyskówek doszło do przepychanek. Tak mnie to poniosło, że mało nie pękłam ze złości:
- Ty gówniaro - krzyczałam - jestem od ciebie starsza, to ja Ciebie bronię i ochraniam, a Ty z rękoma do mnie! Ambicja i prestiż wśród koleżanek nie pozwalały mi jej odpuścić. Normalnie ją zbiłam! Aż się popłakała i z chlipaniem usnęła. Ja nadal byłam twarda, na pozór, dopóki patrzyły koleżanki. W nocy sumienie nie pozwoliło mi zasnąć. Zaczęłam szlochać w poduszkę, dlaczego ja tak mocno ją zbiłam? Nie mogłam sobie tego wybaczyć, głaskałam ją po głowie i szlochałam. Był to pierwszy i ostatni raz kiedy uderzyłam Agatę. Nigdy więcej nie podniosłam na nią ręki! Ale ona też nigdy do mnie więcej nie pyskowała. Sądząc po zachowaniu Agaty, takie zabieranie miało też swoje złe strony. W większości złe (tylko mały procent było w tym dobrego)! Dlatego, że dzieci te czekały na tą chwilę z tęsknotą, niepokojem i pytaniem – czy w ogóle zabiorą? Dramat rozstań, powtarzany co pewien czas odbijał się traumą, nawet jeśli dziecko grzecznie odchodziło nie płacząc. Odejście takie jest bardziej dramatycznie niż upuszczenie łzy. Znam to uczucie. Szloch duszy jest o wiele bardziej bolesny! I jak w przypadku zmiany w zachowaniu Agaty, co odbijało się dalszymi konsekwencjami, więc oceńcie to sami. Mnie nikt nigdy nie wybrał do swojego domu. Czułam się trochę gorsza, myślałam - co ze mną nie tak?
Jedna z wychowawczyń pani Krysia K. (ta sama, która jest na zdjęciu z dziećmi podczas przedstawienia) chyba zauważyła moje rozterki i powiedziałam mi:
- Teresa, może ja Ciebie zabiorę na noc do siebie? Żal mi Ciebie, a jutro będę szła do pracy, to cię odprowadzę.
- Dobrze
 - tylko na tyle było mnie stać w tym momencie. Poszłyśmy do niej, zrobiła kolacje, chwilę pogadałyśmy, pooglądali telewizję i tyle! Poszłyśmy spać. Jak się czułam? Nie za bardzo! Dom dla mnie obcy, siedziałam prawie na baczność i tak jakoś chłodno?!? W tym momencie przestałam żałować, że mnie nie zabierają. Polubiłam już swoje łóżko, szafeczkę, czułam się do czegoś przypisana, a tam byłam obca










2 komentarze: